niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 39 - Nowe Zlecenie.

 Dni w nowej gildii mijały na zacieśnianiu więzów. Nanc i Mad zgodziły się zostać tymczasowymi członkami Sabertooth, ponieważ miały jeszcze nadzieję, że rozwiązanie Fairy Tail było jednak tymczasowym rozwiązaniem. Nie wyobrażały sobie nigdy więcej już nie spotkać ludzi ze swojej ferajny. To było zbyt bolesne. Członkowie Szablozębnych traktowali ich jak swoich, niczego im nie żałowali. Dziewczyny odpoczywały aż do znudzenia, ich najważniejszym zadaniem było jedynie zbliżenie się do reszty członków. W jednym z takich dni Nanc kręciła się niespokojnie na ławce obok Mad i kotów.
- O co chodzi? – Spytała, pijąc swoje piwo. Ją też roznosiło wewnętrznie z tej bezczynności, ale nie okazywała tego jak jej przyjaciółka.
- Nudzi mi się! – Wyjęczała Nanc, opadając na stół. Prawie strąciła swój kufel, a to by była strata. – Nie po to tyle trenowałam, żeby moja moc się teraz marnowała.
- A. Rozumiem twój ból.
- A to się świetnie składa! – Odwróciły się w stronę chłopaków, którzy nie wiadomo skąd się zjawili. Sting trzymał w ręce jedno ze zleceń, w oczy rzucała się ogromna suma, wyznaczona za wykonanie go. Brunetka uniosła brwi, że też go wcześniej nie zauważyła. – Mamy zadanie do wykonania!
- Zadanie? Mówisz zlecenie? – Blondynka uniosła się, oczy zaświeciły się z zaciekawieniem. Musiała wyruszyć w podróż, bo chyba oszaleje. – Czego nic nie mówisz? Powiedz coś więcej!
               W odpowiedzi Rogue zaśmiał się. Jej zachowanie było naprawdę urocze, teraz mógł ją obserwować codziennie. To bardzo mu odpowiadało. Dziewczyna zaczerwieniła się, widząc jego pełny troski wzrok i machnęła ręką, by w końcu zaczęli mówić.
- Na północ jest miasto Blackmount. – Blondyn położył kartkę na stole, by mogły przeczytać szczegóły. – Mieszkańcy zniknęli, a w mieście zagnieździły się potwory.
- Hoooo tylko tyle? – Burknęła niezadowolona.
- To nie wszystko. – Cheney odkrząknął i położył dłonie na jej ramionach. – Trzeba rozwiązać problem, dlaczego mieszkańcy zniknęli. Oprócz tego na tamtym obszarze pojawiają się dziwne anomalie. Nikt nie wie co jest tego przyczyną.
- To na co czekamy? Idziemy! – Podniosła się gwałtownie, chcąc już odmaszerować.
- Może powinniśmy się najpierw przygotować? – Spytała Mad, zakrywając usta podczas ziewania. – Tak na szybko niczego nie osiągniemy.
- Zgadzam się! – Sting zaśmiał się i oparł dłonie na biodrach. – Wyruszmy z samego rana.
               Koty podskoczyły radośnie, nareszcie coś będą robić. Nanc uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę na dłoniach. Coś podpowiadało jej, że to będzie dość ciekawe zadanie. Przygotowania mogły zacząć po dokończeniu piwa.  Resztę dnia obie spędziły na pakowaniu plecaków, musiały być przygotowane na wszystko. Takie misje były nieprzewidywalne.
***
               Byli już w drodze. Najszybciej było dostać się pociągiem, a potem przejść pieszo. Jedzenie przygotowana im Minerva, wręczyła je dziewczynom, by schowały je do siebie i dysponowały nimi mądrze. Yukino patrzyła na nich z nienawiścią w oczach, która zanikała, gdy jej wzrok przechodził na jej przyjaciół. Że też musieli odchodzić.
- I proszę was. – Spoważniała, opierając rękę na biodrze. – Opiekujcie się nimi.
- Jasna sprawa. – Nanc uśmiechnęła się i zasalutowała, gdy schowała żarcie do plecaka. – Tak jest!
               Mad prychnęła pod nosem, takim spojrzeniem to mogła tylko dzieci straszyć, ale kiwnęła głową, niech ma to zapewnienie. Poza tym, co mogłoby się stać takiej drużynie?
- Nanc, Mad! – Zawołała Celia, unosząc się obok chłopaków. Już trochę się niecierpliwili, a najbardziej Sting. Westchnęły ciężko i pożegnały się z Minervą, mogły dołączyć do reszty.
- Tak właściwie Sting… - Zaczęła Nan, zerkając na blondyna. – Skoro jesteś Mistrzem Gildii to nie powinieneś siedzieć na dupie?
- Zwariowałaś? – Rogue zachichotał, uderzając kolegę w plecy. – Jednego dnia nie wysiedzi spokojnie.
- Wysiedzę! – Prychnął Eucliffe i skrzyżował ręce na piersiach. – Jestem młody, to, że jestem na takiej pozycji nie znaczy, że jestem przykuty do jednego miejsca.
 - Fro-sama!
               Poczuły, że napięcie rośnie, gdy stanęły na zatłoczonym peronie. Chwilę im to zajęło zanim przypomniały sobie, że są Smoczymi Zabójcami.
- Macie chorobę lokomocyjną. – Stwierdziła Mad i zmarszczyła brwi. Ta podróż może źle się skończyć. – Może powinniśmy znaleźć inny sposób?
- I stracić tyle drogi? Nie ma mowy! – Wytrzymają jazdę, to był najlepszy z możliwych środków transportu.
- Jak chcesz. – W sumie to była jego sprawa, nawet jeśli się nim przejmowała, ona nalegać nie będzie. Wsiedli do pociągu, a ona mogła jeszcze raz spojrzeć na mapę. Potrzebowali znaleźć najszybszą drogę.  Według tego co zobaczyła wynikało, że Blackmount leżało w jakiejś dolinie. Oprócz tego dowiedziała się, że o tej porze roku może tam nieźle lać. Na szczęście wzięła ze sobą płaszcz i kazała też wziąć Nanc. Zerknęła na blondyna, który nerwowo poprawiał ubranie. Czyli tak się chciał przygotować. Uśmiechnęła się pod nosem, od razu to zauważył.
- Co się tak chichrasz? – Zapytał, ściągając brwi. – Ciekawe co by by…
               Pociąg ruszył, a on już poczuł, że żołądek wywala mu się do góry nogami. To samo stało się z Rogue, opadł na kolana Nanc, powstrzymując zawartość, która chciałaby się wydostać na powierzchnię. Blondynka zaczęła nerwowo szukać jakiejś wolnej reklamówki, przecież jak im się porzygają teraz to wszystkie ubrania pójdą na śmietnik, a im nie odpuszczą sprzątania.
- Matko, co my z wami mamy. – Jęknęła, znajdując jakąś wolną. – Eureka!
Rogue chwycił ją i podniósł się, ale Sting wyrwał mu ją z rąk i zwrócił pierwszy.
 - Sting, ty wredna łaj…- Rogue znowu powstrzymał odruch. Nanc pobladła i otworzyła okno, od razu wychylając głowę, jacy oni byli obrzydliwi. Poza tym będą musieli wywietrzyć przedział.
- Jesteście okropni. – Mruknęła Mad i zatkała nos, odsuwając się od chłopaka.
- Rogue-sama! – Krzyknął przerażony Frosch, to było okropne, że jego przyjaciel był w takim stanie.
- Sting-sama! – Lector nie wiedział co ma zrobił, wystarczyło klepnięcie po plecach żeby ich sytuacja się pogorszyła.
               Nanc prawie całą jazdę spędziła przy oknie, miała ochotę już wyjść, więc gdy dotarli do celu, wypadła z pociągu i padła na kolana całując ziemię.
- Dzięki ci! – Uniosła ręce w górę.
- N-Nanc, ja przepraszam! – Rogue wyciągnął do niej ręce, ale odsunęła się szybko. Nie będzie jej dotykać w takim stanie.
- Śmierdzisz! Nie dotykaj mnie dopóki się nie umyjesz!
- Nanc, przesadzasz! – Sting zaśmiał się wesoło, patrząc jak jego kompan błaga o przebaczenie swojej dziewczyny.
To było obrzydliwe. Mad rozmasowała sobie skronie, nie mogła się skupić przez te ich krzyki. Jeszcze do tego wszystkiego koty zaczęły im wtórować. Co za towarzystwo, ona oszaleje przez nich.
-Zamknąć się! – Warknęła w końcu, żeby ich uciszyć. – Nanc, Rogue, wstańcie z kolan, bo robicie pośmiewisko. Sting zamknij się, ty pierwszy zacząłeś bełtać w pociągu! Frosch, Lector, Marsh, Celia, ty również się uciszcie. TO.TYLKO.RZYG.
- Akurat ja to jestem spokojny. – Mruknął Marsh, krzyżując łapki na piersiach.
               Spojrzeli na nią, w końcu zapanowała cisza. Zmarszczyła brwi, oczekując, aż wykonają polecenie. Chłopak wstał, pomagając przy tym swojej lubej. Uśmiechnęła się delikatnie do niego. No cóż, śmierdział, co miała zrobić?
- Ta wioska wygląda na niczego sobie, zostaniemy tu na noc. – Zakomunikowała, rozglądając się  za jakąś gospodą z pokojami.
- Świetny pomysł Mad. – Spojrzała na Eucliffe pełnym irytacji wzrokiem, czy on będzie ciągle się tak podlizywać? Ruszyła, nie czekając na nich. Chciała już odpocząć, długi godziny w pociągu nie robiły jej dobrze na biodra. Wioska nie była duża, więc szybko znaleźli lokum. Od razu zapytała o wolne pokoje.
- To ja z Madie bierzemy jeden.- Sting oparł się na niej i uśmiechnął tajemniczo. – Mamy sobie do pogadania.



- Kuszące.
- My z Rogue będziemy w drugim. – Nanc uśmiechnęła się złośliwie, na co on poczerwieniał i odwrócił wzrok.
- A co z nami? – Spytał Marsh i wzniósł się. – Możemy mieć z Celią, Froschem i Lectorem własny. Jednoosobowy.
Spodziewał się, że nie będą chcieli żeby im przeszkadzać.
- Ale Fro-sama… - Zaczął kot w stroju żaby.
- Frosch, będzie fajnie! – Lector zaśmiał się i poklepał go po plecach, uśmiechając się do Stinga. Spodziewał się, że coś będzie się działo. Nie chciał, żeby potem mu wypominano, że stracił taką okazję. Mad kiwnęła głową, czyli postanowione. Ale zanim pójdą do pokoi chciała się napić. W końcu wieczór był od tego, żeby się odprężyć. Na szlaku nic by nie zrobili i tak musieliby się zatrzymać, a nie chciał spać na zimnej ziemi. Poczuła ulgę, gdy dostała swoje piwo.
- To co, mówicie, że został nam jeden dzień wędrówki? – Zapytała Nanc, męcząc swoje jedzenie.
- Z dobrym tempem tak. – Rogue pokiwał głową, patrząc jak męczy kotleta tępym nożem. Zabawnie to wyglądało, że też nie mógł obserwować jej z tak bliska wcześniej. Oparł policzek na dłoni i uśmiechnął się. Spojrzała na niego zakłopotana i uśmiechnęła się niezdarnie.
- O co chodzi?
- O nic, jedz. – Pogłaskał ją po głowie, na co spuściła ją, czerwieniąc się jak burak. O mało nie zakrztusiła się tym kotletem przez niego. Miłe uczucie, a zarazem nowe, nie spodziewała się, że będzie mogła w końcu skupić się na czymś innym niż tylko na walce ze sobą.
- Madie, ciebie też tak pogłaskać po głowie? – Zachichotał i napił się trochę.
- Nie trzeba. – Uśmiechnęła się, patrząc na nich. W końcu ktoś konkretny jej się trafił, nie to co Nikodem. Podła świnia. Najchętniej sama by go rozszarpała. Dokończyła swój napój bogów i odłożyła kufel. – Pójdę już, chcę się umyć.
               Od razu podłapał o co jej chodziło. Wstał ze swoim głupkowatym uśmiechem i poszedł za nią, dając triumfalne znaki swojemu przyjacielowi. Rogue pokręcił głową i spojrzał na Nanc.
- Może i my byśmy zaraz poszli? – Zapytał, gdy skończyła jeść.
- Czy to ma być jakaś propozycja?
- Być może.
- Najpierw ty się myjesz. Zapomniałeś, że śmierdzisz.
               Zaśmiał się i wstał od stołu, ale zamiast odejść, chwycił ją w pasie i przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków. Teraz to już mu nie ucieknie.
- E-ej Rogue! – Zaśmiała się i walnęła go w plecy.  – No weź mnie postaw, co ty robisz?

- Zanoszę tam, gdzie powinnaś się ze mną teraz znaleźć. – Uśmiechnął się do siebie i ruszył na górę.

***
Cześć wam! Trochę minęło od ostatniego rozdziału, bardzo przepraszam, ale matura do czegoś zobowiązuje ;-; 
Postaram się wrócić do pisania rozdziałów, bo najtrudniej było zacząć, ale teraz myślę, że jest już w porządku. W takim razie, do zobaczenia następnym razem!
~Nancy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz