niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 38 - Blisko serca

               Otworzyłam oczy, wybudzając się ze snu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam sufit nad sobą. Zerwałam się do siadu i rozejrzałam się wokół. Byłam w całkiem sporym pokoju,  jego ściany były jasne, wyposażone w skromne meble takie jak szafka nocna, szafa i łóżko, w którym przebywałam. Czułam zapach świeżej pościeli, aż łzy naszły mi do oczu. Tak dawno nie spałam w wygodnym miejscu, czułam się jak w domu. Starałam przypomnieć sobie, jak właściwie tu dotarłam.  Pamiętałam jedynie burzę, która szła za mną ja cień, nic więcej. Spojrzałam na pakunek spoczywający na szafce nocnej i dotknęłam go. Łuska smoka pozostawała taka sama. Odetchnęłam z ulgą. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby jednak coś się z nią stało. To był prezent dla Rogue. Ostatni prezent. Drzwi otworzyły się, a ja podskoczyłam przestraszona, czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. W progu stanęła Mad z tacą w rękach. U jej stóp krążyły koty, które ganiały się wesoło.  Łzy znowu napłynęły mi do oczu, zacisnęłam dłonie na kołdrze. Ponownie wracałam. Tym razem na stałe. W końcu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko w mój stronę i podeszła.
- Obudziłaś się w końcu! – Postawiła tacę tuż obok pakunku. – Nie było cię ze cztery dni.
- Jak to? – Uniosłam brwi zaskoczona jej słowami. – Spałam cztery dni?
- Byłaś chora. Myślałam, że nie zbijemy ci tej gorączki.
- Pewnie się wyziębiłam. Gdzie jesteśmy?
- W Sabertooth. Nie pamiętasz?
               Pokręciłam głową, wszystko było jak przez mgłę. Rozglądnęłam się, rzeczywiście, ten pokój był podobny do tego, w którym spałam podczas wspólnej misji. Czyli to była ich gildia… Spojrzałam na Mad z przerażeniem w oczach. Serce zaczęło mi walić głośno.
- A co… Gdzie jest Rogue? – Zapytałam po chwili. – Jest tutaj prawda?
- Ach, wyruszyli na misję, powinni dzisiaj wrócić. – Pewnie wiedziała o co mi chodzi. Na jej twarzy pojawił się znaczący uśmieszek. - Tak przynajmniej mówią. Teraz ja ci zadam pytania. Co to jest?
               Wskazała palcem na  pakunek. Wiedziałam, że w końcu zapyta. Uśmiechnęłam się delikatnie i wzięłam go, odpakowując. Z łuski nadal wydobywały się cienie, lecz z każdym dniem słabły. Pogłaskałam twór i wróciłam wzrokiem na Mad.
- To jest łuska Skiadrum. – Odparłam, widząc jej szeroko otwierające się oczy. – Ojca Rogue.
- Nie mów mi, że… - Dziewczyna podeszła, dotykając ją od razu. – Czekaj… Spotkałaś smoka?
- Tak, uratował nas. – Celia wskoczyła na łóżko. – Co prawda nic nie pamiętam, bo byłam nieprzytomna. Ale Nancy może to potwierdzić.
- Ja tylko widziałam smoka z wysokości. To musiało być przeżycie.
- Niesamowite. – Potwierdziłam, kiwając głową. – Ale w każdym razie, czy mogę zjeść i zejdziemy na dół?
- Jasne – Pacnęła mnie mocno w głowę. - Ludzie się o ciebie martwili.
Wiedziałam, że zrobiłam wszystko źle, ale teraz czułam się jak nowo narodzona. Bez przeszkód mogłam wrócić do domu. Dom. Spochmurniałam, patrząc na nią ponuro.
- Czy to prawda, że… - Zaczęłam. Nie chciałam znać tej prawdy. Obawiałam się tego. – Czy naprawdę… Fairy Tail już nie istnieje?
- Ale ty głupia. – Drgnęła na to pytanie. Czyli ona też to odczuwała. Skrzyżowała ręce na piersiach, dotykając prawą pięścią w pierś.– Oczywiście, że istnieje, ale tutaj. Nic na to nie poradzimy.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, ja tak samo nie wiedziałam. Może gdybyśmy zjawiły się wcześniej… Fairy Tail i tak będzie istnieć, niezależnie od tego, gdzie będziemy i czy będziemy razem czy osobno.
               Uśmiechnęła się do mnie słabo. Ścisnęłam się za serce, usta układając w cienką linię. Tak musiałam powstrzymać łzy. Odetchnęłam ciężko, wpatrując się w łuskę. A co jeśli i tak niczego by to nie zmieniło? Może to naprawdę miał być koniec? Spojrzałam ponownie na przyjaciółkę, która uspokajała się. Jednak w jej słowach było wiele prawdy. Mimo tego, że już nie istnieje, Fairy Tail pozostało w naszych sercach, kiedyś na pewno wszyscy się odnajdziemy i usiądziemy razem, wspominając dawne czasy.
- Tak, masz rację. – Uśmiechnęłam się ciepło. Na razie miałyśmy siebie, tyle musi wystarczyć. – Musimy być dobrej myśli.
               Usiadła na łóżku obok mnie, czekając aż zjem. Odłożyłam łuskę na bok i w końcu zajęłam się swoim śniadaniem, ponownie przypominając sobie, jaka jestem głodna. Dopiero potem ubrałam się szybko w nowe ubrania, w których dominowała czerń i czerwień. Wyszłam, poprawiając swój kawałek zbroi na prawym udzie, na którym widniał znak Fairy Tail. Uśmiechnęłam się. Chociaż tak mogę ich zapamiętać. Zeszłyśmy na dół do baru i stanęłyśmy na ostatnich schodach. Wszystkie spojrzenia zostały zwrócone na mnie. Zgromadzeni członkowie Sabertooth zaczęli wiwatować radośnie, ciesząc się z mojego powrotu do zdrowia. Zaczerwieniłam się mocno, zaczynając bawić materiałem swojej spódnicy. Przyjaciółka poklepała mnie po ramieniu, pchając mnie delikatnie do przodu. Już miałam zejść, gdy główne wrota otworzyły się z hukiem, oświetlając cztery normalnej wielkości postaci i dwie mniejsze.
- OOOI, Sabertooth, przybyłem! – Warknął Sting, stając pewnie. Wyszczerzył zęby w uśmiechu– Kto się za mną stęsknił?!?!
               Członkowie Sabertooth popatrzyli w ich stronę. Obok Eucliffe stał nie kto inny jak Rogue, prychając w bok zdegustowany. Yukino zaczęła bić brawo, uśmiechając się srająco uroczo. Minerva ogarnęła wszystkich wzrokiem, podpierając się ręką o biodro. Stanęła na nas, świdrując nasze wnętrze wzrokiem. Blondyn w naszą stronę, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Jego usta wykrzywiły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
- MADIE! – Krzyknął rozradowany. Moja przyjaciółka zeszła i zaczęła iść do niego. – Nareszcie!
- Przestań się tak drzeć, przecież cię widzę. – Prychnęła, podchodząc do niego. A ja wpatrywałam się jak słup soli w drugiego chłopaka, czując, że serce wyskoczy mi z piersi. – Przecież mówiłam, że sobie poczekasz, a nie, że nie wrócę.
               Yukino zrzedła mina, gdy zobaczyła, jak brunetka opiera się o jego ramię. Minerva w ogóle nie miała pojęcia co się dzieje. Cheney spojrzał na nich, wyczuwał tę żądzę na kilometr, aż skrzywił się i przewalił oczami, gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie. Otworzył usta, mówiąc coś cicho, po czym zaczął biec w moim kierunku. Zaczerwieniłam się mocno i zeszłam ze schodów, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Puściłam się biegiem w jego stronę, byśmy mogli wbiec sobie w ramiona. Krzyknęłam, gdy mnie przewrócił. Czułam, że serce pulsuje mi z taką siłą, że zaraz eksploduje. Spojrzałam na niego, chcąc coś powiedzieć, ale zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem, łapczywie wpijając się w moje usta. Przymknęłam oczy, rozkoszując się jego ciepłymi i miękkimi wargami. Objęłam jego twarz rękoma, przekręcając głowę na bok, pogłębiając pocałunek jeszcze bardziej. Kilka łez płynęło mi po policzkach, po chwili czułam kolejne, spadające tym razem z jego oczu. Otarłam je kciukami, uśmiechając się w jego ustach. Objęłam go mocno nogami, wręcz dociskając do siebie. Podniósł mnie po chwili, odrywając się niechętnie ode mnie. Spojrzeliśmy na siebie. Dzieliły nas tylko centymetry, a ja czułam, jakby ich wcale nie było. Uśmiechnął się szeroko, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi.
- Jesteś w końcu. – Wydusił w końcu. Uniosłam brwi zaskoczona.
- M-miłe powitanie. – Z tego przypływu adrenaliny aż nie mogłam mówić. Zagryzłam wargę uśmiechając się szeroko. Dopiero teraz docierały do nas śmiechy członków Sabertooth, który najwyraźniej byli rozbawieni całą sytuacją. Puściłam go i odsunęłam się, czerwieniąc jak burak. Skrzyżowałam ręce na piersiach, starając się odwrócić wzrok, gdy on zaczął drapać się po karku. Widziałam rozpaloną twarzy Yukino, która wewnętrznie gotowała się ze złości. Uśmiechnęłam się zadziornie na chwilę. Zapowiada się ciekawie. Z zamyślenia wyrwał nas Sting, który chwycił nas za ramiona i przytulił do siebie, telepiąc zarazem.
- No ja wiedziałem, że tak będzie! – Zaśmiał się głośno, przytulając się do naszych policzków. Za blisko. Cheney przywalił mu w podbródek, zawstydzony.
- Jeszcze raz będziesz tak blisko to cię zdzielę! – Warknął wkurzony. – I myj zęby!
- Rogue, pożałujesz tego!
- Stop! – Stanęłam między nimi, zaczynając się śmiać. Tego też mi brakowało. Przypominali mi kłótnie między Natsu i Grayem.  – Później się pobijecie! Teraz musimy to uczcić!
- Oooo. – Eucliffe uśmiechnął się złośliwie, szczerząc wszystkie zęby. – No tak, Rogue nie może być poturbowany, czeka was upojna noc!
               Aż się we mnie zagotowało na te słowa, moje policzki płonęły. Tym razem to ja mu przywaliłam z całej siły, aż wywalił się na stojącą za nim Mad. Ledwo ustała na nogach, gdy ta kupa mięcha spadła na nią.
- Phi! Ale ty nie musisz być w jednym kawałku!
- Nanc! – Warknęła Mad, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem. – Musiałaś go na mnie?
- Widzę światło… - Oszołomiony Sting patrzył się na sklepienie, starając się ustać na nogach.
- Przestań pieprzyć.
               Do nas zbliżyły się pozostałe członkinie grupy Stinga. Agria pisnęła z przerażenia, patrząc na swojego mistrza. Minerva uniosła brew, patrząc to na mnie to na Mad. Frosch i Lector podbiegli za nimi, nie rozumiejąc całej sytuacji.
- Sting- sama! – Wyjęczała żałośnie Yukino, chwytając blondyna mocno. – Sting-sama, nic ci nie jest?!
- Nie powinno się tak traktować Mistrza Gildii. – Powiedziała poważnie Orland. Z jedenj strony przechodziły mnie ciarki, zaś z drugiej mogłam dostrzec w niej ciepło. – Należałyście do Fairy Tail, prawda?
- Tak. Jakiś problem? – Spytała Mad, doprowadzając go w końcu do pionu.
- Żadnego. Sting i Rogue trochę o was mówili.
- A-ano. Zdarzyło się. – Blondyn otrząsnął się i wyszczerzył zęby. – Trudno o was nie mówić.
- Bo się zarumienię. – Mad uśmiechnęła się delikatnie, krzyżując ręce na piersiach.
- No właśnie! Może usiądziemy? Jestem strasznie głodny.
               Dopiero teraz zauważyłam Froscha, który ciągnął mnie za spódnicę. Uśmiechał się, chociaż w jego oczach były łzy. Podniosłam go z uśmiechem i przytuliłam mocno.
- Frosch! Za tobą stęskniłam się najbardziej! – Urocza żabka zawsze rozgrzewała moje serce.
- Nancy-sama…. – Jęknął, obejmując moją szyję. – Fro tęsknił.
               Uśmiechnęłam się delikatnie. W końcu wszyscy usiedliśmy  wszyscy. Yukino cały czas wyglądała, jakby była chora. Może rzeczywiście chora, ale z zazdrości. Tuż po jedzeniu zaczęliśmy pić. Mogłam sobie na to pozwolić, nawet jeśli mi tego odradzali. Nawet nie wiedziałam, kiedy mój przecudowny napój się kończył. Razem z Mad dowiedziałyśmy się o wielu rzeczach, które ostatnio się zdarzyły. O Tartaros i Twarzach. O Minervie oraz o Fairy Tail. Dopiero wtedy przypomniała mi się noc, gdy Skiadrum mnie uratował. Wstałam od stołu, dziękując wszystkim za świetną zabawę i pociągnęłam Rogue za ramię. Alkohol nie mieszał mi w głowie tylko wyzwalał we mnie gorąco. Byłam świadoma tego, co robię.
- Pójdziesz ze mną? – Spytałam, ponownie czerwieniąc się jak burak. To było takie dziwne, dalej do mnie to nie dochodziło, że odwzajemnił moje uczucia. I były one prawdziwe. Nawet po takim czasie. – Mam coś dla ciebie.
- Oj, oj Rogue! Korzystaj! – Sting machnął kuflem zadowolony. – To pewnie coś ważnego!
- Debil. – Warknął, wstając ze swojego miejsca. Chwyciłam go za rękaw i zaprowadziłam do siebie do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na mnie zaskoczony, on też płonął, widziałam to.
- Nancy. - Usiadłam na łóżku, chwytając pakunek, ręką wskazując mu miejsce obok siebie. Usiadł posłusznie, przełykając ślinę.
- Ja.. Ja dostałam coś dla ciebie. – Zaczęłam, by przykuć jego uwagę. Gdy spojrzał na zawiniątko, odpakowałam je, ukazując łuskę. – T-to jest od Skiadruma.
- Czekaj. Co?... – Przenosił oszołomiony wzrok ze mnie na łuskę i odwrotnie. Aż pobladł, gdy nagle chwycił ją i przystawił do nosa, wąchając od razu. Łzy naszły mu do oczu, zacisnął zęby, przełykając je. – Skiadrum.
-Tak.
- Skąd to masz?...
- Dostałam, gdy mnie uratował od jednej z Twarzy. Kazał ci to dać. Na pamiątkę.
- To wtedy…
-Tak.

               Odwróciłam się bardziej w jego stronę, by uważnie obserwować jego twarz. Przytulił łuskę do siebie mocno. Uniosłam wysoko brwi, gdy zacisnął zęby i ukrył swoją twarz w moich piersiach, zaczynając płakać. Zszokowana i zawstydzona nie ruszałam się przez chwilę, po czym wplotłam swoje dłonie w jego włosy, przytulając go do siebie mocniej. Na odsłoniętych częściach piersi czułam jego łzy, które spływając, zaczęły wsiąkać w moje ubranie. Skrzywiłam się mocno, słuchając jego cichego szlochu. Nie wiedziałam, ile tak siedzieliśmy, ale uśmiechnęłam się delikatnie, gdy w końcu zaczął się uspokajać. Objął mnie mocno jedną ręką. 

***
Tada, no i mamy powrót, a zarazem miłe spotkania +-+ Jestem taka szczęśliwa, że dotrwałam do tego czasu. :D
Miłego czytania i zapowiadam rozdział 38.5!
~Nancy

5 komentarzy:

  1. (Komentarz na szybko, bo mam przerwę w treningu xD)
    NYAAAAA *--------* WRESZCIE *-----*
    O mój Hadesie, to było takie słodkie *-*
    No i rodział 38.5 *-* Czekam ze zniecierpliwieniem ^-^
    Pozdrawiam cieplutko, tulam mocno i ślę duuuuuuużo weno-żelek ;*

    Su♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za komentarz! :D
      Sama nie mogę się doczekać tego rozdziału <3
      Ale najpierw trzeba mieć nastrój! :D

      Usuń
  2. I byłam bliska myśli, że nadejdzie 18 + xD"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś musi ziomeczku 83 To moje marzenie XDD

      Usuń
    2. Ziomeczku mój, a gdzie ty się w ogóle podziewasz? Od mojej przeprowadzki, ani razu nie widziałam Cię na GG xD A pisałam już parę razy! Normalnie jak w jakiejś piosence " WHERE ARE YOU NOW?! 8D

      A wgl nowego bloga o ft założyłam :D
      http://dragonwishes.blogspot.com/

      Tak wreszcie własnego samego, więc nie będzie zacięć xD

      Usuń