Nancy po raz kolejny siedziała
samotnie nad mostem. Ostatnie wydarzenie, znane jako przybycie Marshmallowa,
zmieniło kilka rzeczy w jej życiu. Po pierwsze, Madison zaprzyjaźniła się
bardzo z małym tygrysem, nie dziwota, przecież uwielbia te zwierzęta, przez co
blondynka, czuła się nieco odrzucona. Ta
myśl na szczęście była krótka i nietrwała, przecież nadal są przyjaciółkami. Po
drugie miała więcej czasu dla Nikodema, ale teraz wyruszył na ważną misję.
Została zatem sama. Wzdychając, bawiła się wodą. Najlepsza rozrywka, która
pozostała w tym dniu. Zabawa szybko się znudziła, więc wstała i ruszyła przed
siebie. Po rzece płynęli dobrze jej znani rybacy, którzy zmierzali do punktu
przejęcia towaru. Nancy nie przepadała za tym miejscem, unosił się stamtąd swąd
ryb i innych owoców morza. Mijała kolejne budynki, zbliżając się do rynku
miasta. Poćwiczyłaby teraz z Juvią lub Erzą. Czasami taki trening się przydaje
dla ciała, duszy i umysłu. Skręciła zatem w mniejszą uliczkę, z zamiarem
szybkiego dojścia na miejsce. Rozglądnęła się. Przejście było dość nieciekawa,
szare, brudne. Nie miała pojęcia o jej istnieniu w Magnolii. Jak w
średniowiecznym mieście. Kartony, śmieci, drewniane palety walały się po
bokach, gdzieniegdzie przechadzał się bezdomny kot.
-Gdzie ja jestem?...
Skręciła w lewo w ślepy zaułek.
Chcąc zawrócić, zauważyła na końcu drzwi, które uchyliły się jakby czekając na
nią. Ciekawość zżerała ją w środku, chwilę biła się z myślami. A jednak zrobiła
krok w ich stronę, a potem następny. Jak zaczarowana przeszła przez nie, zeszła
po brudnych, kamiennych schodach, rozglądając się po pustych, czarnych
ścianach. Stanęła przed kolejnymi, oświetlonych bladym światłem żarówki,
wiszącej na kablu. Były metalowe, na ich powierzchni znajdowała się zaschnięta,
zielona maź. Dziewczyna chwyciła za klamkę i weszła do środka. Wielkie
pomieszczenie okazało się być barem. Czerwone ściany, podniszczone, drewniane
stoliki. Gdzieniegdzie jakiś klient wypijał drinka. Na scenie śpiewała jakaś
kobiecina, która pewnie na uboczu dorabiała jako wolna kobieta. Przed nią na
skórzanym fotelu, nogami opierając się o inny siedział mężczyzna. Nancy od razu
rozpoznała go. To on skrzywdził nie
tylko ją, ale i Madison. Maximus, wyrośnięty dupek z mocą światła, dawny
nauczyciel jej siostry. Podeszła szybko i zacisnęła pięść, która zaraz
poleciała w jego stronę. Niestety,
została zatrzymana, a dziewczyna przeleciała przez jego ramię, wprost na
kolana. Trzymana w mocnym uścisku, próbowała się wyrwać.
-Cześć ptaszyno.... Dawnośmy się nie widzieli.-uśmiech zawitał
na jego dojrzałeś twarzy.
-Tym lepiej dla mnie! Puszczaj, czego chcesz?!- krzyknęła.
-Dostałem wiadomość, że Exceed do was wpadł i został na
dłużej...
-Skąd to wiesz?!
-To, że ja nie należę do gildii, nie znaczy, że nie mam tam
nikogo.... Poza tym chcę wiedzieć co u was..... Fajnego masz chłopaczka...
Uważaj na niego... A Madison jeszcze nic? Hahahah.... Żałosne.
-...Dupek!
-Oj przestań. I tak myślisz inaczej...Dość pogaduszek, mam
dla ciebie niespodziankę. Wprowadzajcie zwierzaka!!
Na scenę wjechała klatka. Nancy
otworzyła szeroko oczy, przestraszona widokiem. W środku przebywał wychudzony,
biały ocelot, a raczej ocelotka, która rozglądała się przerażona. Delikatnie
trzymała łapkami za kraty, wpatrując się w nią przerażonym wzrokiem Jej
otoczenie było czyste, ale jedynie ono. Kotka była brudna, bo jej futro było w
wielu miejscach ciemniejsze, jedynie na pyszczku było jako tak białe. W Nancy
momentalnie wezbrała się złość, która ścisnęła jej żołądek. Miała ochotę
rozpieprzyć Maximusa tu i teraz.
-Coś ty jej zrobił?!- krzyknęła znów próbując użyć siły. -
Zabiję cię dupku, zbiję!
Zaśmiał się jedynie w odpowiedzi.
Jego niebieskie oczy wręcz przenikały do jej duszy. Wiedział doskonale, że sprawia
jej ból i rozwściecza do granic możliwości. Bawiło go to, oj jak bardzo.
-Mały prezencik dla ciebie.. - mruknął jej do ucha. -.To
jest Celia... Mała gra.... Umieścimy cię w jednym z pokoi.... Jeżeli się
wydostaniesz i znajdziesz ją, możesz sobie ją zabrać, jeżeli nie, umrze. Masz
na to 12 godzin...
-Jesteś potworem!!
-Schlebiasz mi, dobranoc słoneczko.
Wbił igłę w jej rękę, dziewczyna
od razu poczuła tego skutki. Wszystko zaczęło się rozmazywać, kolory stały się
ostrzejsze, a na koniec nastąpiła ciemność.
***
Kap.Kap.Kap. Jedyny dźwięk, który
zarejestrowały uszy blondynki. Dochodząc do siebie, poruszyła się. Była spętana
łańcuchami.Nie mogła niczego dostrzec. Jedynym źródłem światła była dziurka od klucza.
-...No ładnie....-westchnęła.
Po chwili wciągnęła brzuch i
skupiła się, jej ciało powoli zaczęło się rozpływać, łańcuchy szybko opadły z
charakterystycznym szczękiem. Uniosła się i przybliżyła do drzwi. Sztuczkę
powtórzyła, szybko wydostając się na zewnątrz. Wiele razy Juvia uczyła ją, jak
ma wykorzystywać Wdne Ciało. Westchnęła głęboko i wyprostowała się. Spojrzała w
ciągnący się w dwie strony korytarz. Kamienne ściany, porośnięte w niektórych
miejscach grzybem, nie sprawiały przyjemnego wrażenia. Światłem jarzyły się
jedynie pochodnie, zawieszone na ścianach.
-Jak ja ją znajdę....-spojrzała w lewo, ciemniejszy korytarz
oznaczał pewnie nieprzyjemności- Co ja mam teraz zrobić... Nie zostawię jej....
Rzuciła spojrzenie w drugą stronę
i wtem, olśniło ją. Przecież nauczyła się wykrywać wodę, a to oznaczało, że
mogła wykryć także organizmy żywe.
Uniosła rękę przed siebie, a na jej dłoni ukazała się duża kropla wody,
przyzwana z kamiennej ściany. Wilgoć była tu duża, jednakże nie powinno to
przeszkodzić w poszukiwaniach. Chwilę obracała się z wolna, a następnie
zatrzymała się.
-Prawo... -ruszyła szybkim krokiem- ...Nie mam czasu... Nie
mam czasu....
Słuchając się życiodajnej cieczy,
poruszała się w labiryncie korytarzy, czując, że błądzi coraz bardziej. Ale tu
nie chodziło tylko o jej życie, ale także o życie bezbronnego Exceeda, który
został tak strasznie ukarany przez gnoja jakim był Max. Czuła jak mijają
minuty, kolejna godzina, a zostało jej tak niewiele. Odmierzając czas we
własnym tempie, po jakiś dwóch godzinach stanęła przed masywnymi drzwiami. Były
zrobione z ciemnego drewna, lekko podniszczone na dole. Nanc spojrzała na swój
″kompas″, wskazywał dokładnie na nie. Odsunęła się maksymalnie pod ścianę.
-Zaraz będę mała....-wyciągnęła rękę-....Wodne cięcie!
Strumień wody poleciał wprost na
drzwi, przecinając je na pół. Obie strony opadły po chwili z hukiem. Nancy
ujrzała w cieniu samotną, małą, skuloną postać. Łapkami próbowała opanować
płacz, trzęsła się ze strachu. Ten widok wzruszył ją, a po policzkach pociekły
łzy. Nienawidziła znęcania się nad zwierzętami, nawet widok nieżyjącego psa,
przyprawiał ją o napad płaczu. Czuła, że ściska ją gardle, ale nie chciała
wydawać z siebie żadnego odgłosu. Weszła do pomieszczenia i kucając, wyciągnęła
do kota lekko trzęsącą się rękę.
-Celia......-szepnęła do płaczącego ocelota.-...Idziemy do
domu kochanie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz