środa, 20 lipca 2016

Rozdział 10 - Gdy stawką jest życie...

Nancy po raz kolejny siedziała samotnie nad mostem. Ostatnie wydarzenie, znane jako przybycie Marshmallowa, zmieniło kilka rzeczy w jej życiu. Po pierwsze, Madison zaprzyjaźniła się bardzo z małym tygrysem, nie dziwota, przecież uwielbia te zwierzęta, przez co blondynka, czuła się nieco odrzucona.  Ta myśl na szczęście była krótka i nietrwała, przecież nadal są przyjaciółkami. Po drugie miała więcej czasu dla Nikodema, ale teraz wyruszył na ważną misję. Została zatem sama. Wzdychając, bawiła się wodą. Najlepsza rozrywka, która pozostała w tym dniu. Zabawa szybko się znudziła, więc wstała i ruszyła przed siebie. Po rzece płynęli dobrze jej znani rybacy, którzy zmierzali do punktu przejęcia towaru. Nancy nie przepadała za tym miejscem, unosił się stamtąd swąd ryb i innych owoców morza. Mijała kolejne budynki, zbliżając się do rynku miasta. Poćwiczyłaby teraz z Juvią lub Erzą. Czasami taki trening się przydaje dla ciała, duszy i umysłu. Skręciła zatem w mniejszą uliczkę, z zamiarem szybkiego dojścia na miejsce. Rozglądnęła się. Przejście było dość nieciekawa, szare, brudne. Nie miała pojęcia o jej istnieniu w Magnolii. Jak w średniowiecznym mieście. Kartony, śmieci, drewniane palety walały się po bokach, gdzieniegdzie przechadzał się bezdomny kot.
-Gdzie ja jestem?...
Skręciła w lewo w ślepy zaułek. Chcąc zawrócić, zauważyła na końcu drzwi, które uchyliły się jakby czekając na nią. Ciekawość zżerała ją w środku, chwilę biła się z myślami. A jednak zrobiła krok w ich stronę, a potem następny. Jak zaczarowana przeszła przez nie, zeszła po brudnych, kamiennych schodach, rozglądając się po pustych, czarnych ścianach. Stanęła przed kolejnymi, oświetlonych bladym światłem żarówki, wiszącej na kablu. Były metalowe, na ich powierzchni znajdowała się zaschnięta, zielona maź. Dziewczyna chwyciła za klamkę i weszła do środka. Wielkie pomieszczenie okazało się być barem. Czerwone ściany, podniszczone, drewniane stoliki. Gdzieniegdzie jakiś klient wypijał drinka. Na scenie śpiewała jakaś kobiecina, która pewnie na uboczu dorabiała jako wolna kobieta. Przed nią na skórzanym fotelu, nogami opierając się o inny siedział mężczyzna. Nancy od razu rozpoznała go.  To on skrzywdził nie tylko ją, ale i Madison. Maximus, wyrośnięty dupek z mocą światła, dawny nauczyciel jej siostry. Podeszła szybko i zacisnęła pięść, która zaraz poleciała w jego stronę. Niestety,  została zatrzymana, a dziewczyna przeleciała przez jego ramię, wprost na kolana. Trzymana w mocnym uścisku, próbowała się wyrwać.
-Cześć ptaszyno.... Dawnośmy się nie widzieli.-uśmiech zawitał na jego dojrzałeś twarzy.
-Tym lepiej dla mnie! Puszczaj, czego chcesz?!- krzyknęła.
-Dostałem wiadomość, że Exceed do was wpadł i został na dłużej...
-Skąd to wiesz?!
-To, że ja nie należę do gildii, nie znaczy, że nie mam tam nikogo.... Poza tym chcę wiedzieć co u was..... Fajnego masz chłopaczka... Uważaj na niego... A Madison jeszcze nic? Hahahah.... Żałosne.
-...Dupek!
-Oj przestań. I tak myślisz inaczej...Dość pogaduszek, mam dla ciebie niespodziankę. Wprowadzajcie zwierzaka!!
Na scenę wjechała klatka. Nancy otworzyła szeroko oczy, przestraszona widokiem. W środku przebywał wychudzony, biały ocelot, a raczej ocelotka, która rozglądała się przerażona. Delikatnie trzymała łapkami za kraty, wpatrując się w nią przerażonym wzrokiem Jej otoczenie było czyste, ale jedynie ono. Kotka była brudna, bo jej futro było w wielu miejscach ciemniejsze, jedynie na pyszczku było jako tak białe. W Nancy momentalnie wezbrała się złość, która ścisnęła jej żołądek. Miała ochotę rozpieprzyć Maximusa tu i teraz.
-Coś ty jej zrobił?!- krzyknęła znów próbując użyć siły. - Zabiję cię dupku, zbiję!
Zaśmiał się jedynie w odpowiedzi. Jego niebieskie oczy wręcz przenikały do jej duszy. Wiedział doskonale, że sprawia jej ból i rozwściecza do granic możliwości. Bawiło go to, oj jak bardzo.
-Mały prezencik dla ciebie.. - mruknął jej do ucha. -.To jest Celia... Mała gra.... Umieścimy cię w jednym z pokoi.... Jeżeli się wydostaniesz i znajdziesz ją, możesz sobie ją zabrać, jeżeli nie, umrze. Masz na to 12 godzin...
-Jesteś potworem!!
-Schlebiasz mi, dobranoc słoneczko.
Wbił igłę w jej rękę, dziewczyna od razu poczuła tego skutki. Wszystko zaczęło się rozmazywać, kolory stały się ostrzejsze, a na koniec nastąpiła ciemność.

***

Kap.Kap.Kap. Jedyny dźwięk, który zarejestrowały uszy blondynki. Dochodząc do siebie, poruszyła się. Była spętana łańcuchami.Nie mogła niczego dostrzec. Jedynym źródłem  światła była dziurka od klucza.
-...No ładnie....-westchnęła.
Po chwili wciągnęła brzuch i skupiła się, jej ciało powoli zaczęło się rozpływać, łańcuchy szybko opadły z charakterystycznym szczękiem. Uniosła się i przybliżyła do drzwi. Sztuczkę powtórzyła, szybko wydostając się na zewnątrz. Wiele razy Juvia uczyła ją, jak ma wykorzystywać Wdne Ciało. Westchnęła głęboko i wyprostowała się. Spojrzała w ciągnący się w dwie strony korytarz. Kamienne ściany, porośnięte w niektórych miejscach grzybem, nie sprawiały przyjemnego wrażenia. Światłem jarzyły się jedynie pochodnie, zawieszone na ścianach.
-Jak ja ją znajdę....-spojrzała w lewo, ciemniejszy korytarz oznaczał pewnie nieprzyjemności- Co ja mam teraz zrobić... Nie zostawię jej....
Rzuciła spojrzenie w drugą stronę i wtem, olśniło ją. Przecież nauczyła się wykrywać wodę, a to oznaczało, że mogła wykryć także organizmy żywe.  Uniosła rękę przed siebie, a na jej dłoni ukazała się duża kropla wody, przyzwana z kamiennej ściany. Wilgoć była tu duża, jednakże nie powinno to przeszkodzić w poszukiwaniach. Chwilę obracała się z wolna, a następnie zatrzymała się.
-Prawo... -ruszyła szybkim krokiem- ...Nie mam czasu... Nie mam czasu....

Słuchając się życiodajnej cieczy, poruszała się w labiryncie korytarzy, czując, że błądzi coraz bardziej. Ale tu nie chodziło tylko o jej życie, ale także o życie bezbronnego Exceeda, który został tak strasznie ukarany przez gnoja jakim był Max. Czuła jak mijają minuty, kolejna godzina, a zostało jej tak niewiele. Odmierzając czas we własnym tempie, po jakiś dwóch godzinach stanęła przed masywnymi drzwiami. Były zrobione z ciemnego drewna, lekko podniszczone na dole. Nanc spojrzała na swój ″kompas″, wskazywał dokładnie na nie. Odsunęła się maksymalnie pod ścianę.
-Zaraz będę mała....-wyciągnęła rękę-....Wodne cięcie!
Strumień wody poleciał wprost na drzwi, przecinając je na pół. Obie strony opadły po chwili z hukiem. Nancy ujrzała w cieniu samotną, małą, skuloną postać. Łapkami próbowała opanować płacz, trzęsła się ze strachu. Ten widok wzruszył ją, a po policzkach pociekły łzy. Nienawidziła znęcania się nad zwierzętami, nawet widok nieżyjącego psa, przyprawiał ją o napad płaczu. Czuła, że ściska ją gardle, ale nie chciała wydawać z siebie żadnego odgłosu. Weszła do pomieszczenia i kucając, wyciągnęła do kota lekko trzęsącą się rękę.


-Celia......-szepnęła do płaczącego ocelota.-...Idziemy do domu kochanie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz