środa, 20 lipca 2016

Rozdział 11 - Lumos

- Lumos.- po tych słowach w jaskini pojawiła się kula światła rozświetlająca kawałek tunelu. Madison nie miała wielkich wyrzutów sumienia, że nikomu nie powiedziała o swojej wyprawie. Jej mała postura, pomimo niskiej wagi i wzrostu rzucała ogromny, pełen strachu bestialski cień. Cień taki, jak tygrysa wychodzącego na łów. Mad, nawet, jeśli była wtedy zdenerwowana a krew gotowała się w jej żyłach, nie ukazywała tego. Delikatne rysy twarzy nic nie mówiły, pozostawały w bezruchu. Słyszalny był tylko szelest jej ubrań i tupot kozaków. Kula złotego światła poruszała się zgodnie z każdym jej krokiem, kilka centymetrów przed nią oświetlała ciemność, której bało się panicznie każde dziecko. Mad zauważywszy zapalające się po kolei pochodnie zmierzyła wzrokiem prawą i lewą stronę. Pstryknęła palcami anulując zaklęcie słowem:
- uNox.- Kula światła uległa rozproszeniu.
Blondynka skrzyżowała ręce pod piersiami patrząc w głąb korytarza. Syknęła cicho stawiając kolejne kroki.
- Czyżbyś się mnie spodziewał?- Szepnęła
– Max?!

***
Kilka godzin wcześniej - Mad, gdzie idziesz? – Nancy śpiącym wzrokiem patrzyła na dziewczynę siedzącą na stopniu. Zakładała buty, jednakże kątem oka spojrzała na przyjaciółkę. Starała się zebrać jak najciszej, kiedy obudziła się po czwartej nad ranem.
- Wiesz, która jest go-
- Po szóstej.- Odpowiedziała nie podnosząc głowy.- A idę na „misję”. - Och, to, dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej?!- Już chciała wbiec po schodach, kiedy silna, lecz mała ręka Madison, chwyciła ją za nadgarstek. Pisnęła czując jej długie paznokcie wbijające się w skórę.
- Nigdzie. Nie. Idziesz.
Mruknęła cicho, aczkolwiek hardo i oschle. Puściła ją po krótkiej chwili widząc zaczątki bólu. Westchnęła delikatnie marszcząc brwi. Nancy rozmasowując bolący nadgarstek, z przerażeniem spojrzała na Mad. Ona przecież nigdy nie była tak zdenerwowana. Tak niesamowicie straszna.
- Dlaczego?- Szepnęła cicho, bojąc się, że tym razem zareaguje jeszcze gorzej.
-…po prostu.- Wzruszyła ramionami i odwróciwszy się na pięcie podeszła do drzwi. - Zrobiłam ci śniadanie.- Rzekła zarzucając pasma włosów za bladą szyję. Nancy uśmiechnęła się i wyszczerzyła zęby.
- A coo~?- Madison, widząc gwiazdki w oczach blondynki westchnęła ciężko.
- Kakao i naleśniki amerykańskie z syropem klonowym lub kremem czekoladowym. Do wyboru.- Miała zamiar wychodzić, kiedy została objęta od tyłu. Doskonale znała ten ciężar.
-Maa~di dziękuu~uję~!
Krzyknęła potrząsając ją to w prawo to w lewo.
- Ta, ta, a teraz mnie puść.- puściła ją zgodnie z zaleceniem i pomachała na pożegnanie. Dziewczyna zaczęła iść przez zamglone ulice Magnolii z nadzieją, że jeszcze tu wróci.

***

Mad spuściła głowę przypominając sobie dzisiejszy ranek. Miała pojęcie, że jeśli zrobi, chociaż jeden podstawowy błąd, może to się źle skończyć. Jej przeciwnikiem był człowiek, który zapewne znał jej wady i zalety w walce. Maximus nauczył jej manipulacji światłem, nie wiedział jednak, że Madison opracowała to do perfekcji. Świetlny tygrys z Fairy Tail miał przystąpić do walki z  mężczyzną, który zdradził ludzi ufających mu. To były ich cechy wspólne – manipulacja i dominacja nad ich oponentem. Zacisnęła ręce w drobne piastki i przygryzła wargę. Nie była w stanie wybaczyć mu jednego – sprowokował Nancy, a ta sprawa była bardziej pomiędzy nimi. Widząc brak pochodni i koniec korytarza obejrzała się za siebie. Mad była zdziwiona brakiem jakichkolwiek pułapek, ale ściany na końcu korytarza się nie spodziewała. Rozluźniła ręce i bez mrugnięcia okiem po raz kolejny zacisnęła dłoń w pięść, która zaczęła mienić się czarnym stalowym kolorem, wokół którego tańczyły drobne świetne promienie.
- Busoshoku…- wyszeptała wymierzając piąstkę w ścianę, po której pozostał sam gruz.
Nad jej głową świsnął świetlny pocisk. Czarna powłoka zniknęła z jej ręki a ucierpiało tylko małe pasmo włosów. Ciche warkniecie wydobyło się z jej krtani, bo tylko jej fryzjerka może modyfikować włosy blondynki
- Miłe przywitanie.- Stwierdziła z sarkazmem.
Unosząc głowę ujrzała lico Maximusa, wykrzywione w szyderczym uśmiechu, Madison zaś nie było do śmiechu. Weszła do wnętrza strzelając oczami po kątach. Było ciemno, tylko nieliczne świece i pochodnie rozświetlały mrok. Dziewczyna zaczęła stawiać niepewne pierwsze kroki w stronę przeciwnika. Jego lubieżny uśmieszek nieco ją peszył, Max wstał z kamienia i klasnął w dłonie.
- Och, nie musiałaś mówić, ja to wiem.
- I to ci nie pochlebia.- Oznajmiła chłodno.
Max zachichotał bacznie obserwując swoją byłą uczennicę. Pamiętał, jak z pokorą przyjmowała porażki, kiedy zaklęcia przypadkowo ulegały rozproszeniu i miał nadzieję, że tą przegraną walkę też przyjmie z pokorą. - Niepotrzebnie wysłałeś tam podmiankę.
- To była taka mała zabawa.
- Jak dla mnie, to podsyłanie fałszywek to tchórzostwo.
Blondyn wysłuchiwał tego z założonymi rękami i nieco pochyloną głową, a uśmiech nawet na sekundę nie opuścił jego twarzy
- Tchórzostwo powiadasz…- ten ton głosu spowodował u Madison przechodzący wzdłuż pleców zimny dreszcz.. Jeszcze nigdy nie odezwał się do niej w taki sposób. Przełknęła słinę, domyśliła się, że po wypowiedzeniu tego słowa stał się chorobliwie poważny, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Nie wiesz, co robisz, mała.- Powiedział spokojnie – Dobrze się zastanów zanim podejmiesz decyzję o walce ze mną.
- Nie mam serca, ani czasu do stracenia- syknęła marszcząc brwi. Max po raz kolejny uśmiechnął się i wystawił dłoń.
- Czyli mam to rozumieć jako odpowiedź..?
- Mad kiwnęła głową nie spuszczając wzroku ze zdrajcy, wiedziała, że zaraz przystąpi do ataku.
- Light beam!- Krzyknął gardłowo, a z dłoni blondyna wystrzelił świetlny promień, dziewczyna zasłoniła się ręką wyrzucając z ust ciche słowo „shield”, zaklęcie zasłoniło całą postać dziewczęcia. Mężczyzna był zdumiony tak silną defensywą, było widać, że dużo trenowała, uważał jednak, że nadaremno. Według niego uczeń nie mógł przerosnąć swojego mistrza, a zwłaszcza kobieta. Mała i słaba płeć. Pokręcił głową z dezaprobatą nie przerywając wyrzucania promieni, była taka naiwna, że myślała o tym, iż wyjdzie z tej bitwy zwycięsko. Determinacja Mad sięgnęła zenitu, kiedy zobaczyła go w lesie, gdzie znajdowała się Nirwana podczas odbicia jednego z jej zaklęć, – ale to było kiedyś. W tamtym momencie była słaba a jej siła znikoma.
- Samą obroną nic nie zdziałasz!- Zawołał kierując w nią Andromedę. Mad anulowała świetlną tarczę a na jej twarz wpełzł pełen pogardy uśmieszek. Zaklęcie wyglądało, jak galaktyka nazwana na cześć królewny Andromedy, leciało z nieopisaną prędkością. Zatrzymała go dłonią, a Maximus odskoczył nieco przerażony. Tylko ktoś o ogromnej zdolności manipulacji światłem mógł to zrobić. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Zaczęła połykać jego niedoszły atak kolejne ramiona imitacji galaktyki znikały, aż w końcu Andromeda ubyła.
- Pozory mylą.- Rzekła. – a ty zaraz się o tym przekonasz. Nad jej ustami pojawiła się kula światła. - Cero!

***

W tym samym czasie, Gildia
- Oi, Nancy, gdzie się podziała Madison.- Spytała Mirajane stojąc za barem i przecierając szmatką kubki. Blondynka popatrzyła się na nią zdziwiona sącząc sok.
-ech? Przecież brała misję. - Wzruszyła ramionami.
Białowłosa uniosła brwi i zza lady wyciągnęła księgę zawierającą misje i och zleceniodawców oraz wykonawców z gildii. Przekartkowała ją i powrotem odłożyła.
- Przykro mi ale Madison od kilku dni nie podjęła się żadnej pracy.- pokręciła głową i spojrzała na nią.
Nancy zaczęła poważnie się zastanawiać nad nieobecnością przyjaciółki.
- Uspokój się Nancy, zapewne miała swój powód.- Oznajmiła spokojnie Mira łapiąc blondynkę za ramię.
- A-ale..!
- Wszystko będzie dobrze.- Wtrąciła się Erza siadając obok –Madison też staje się silna. Byłaby wspaniałym magiem klasy S,- Scarlet nie żartowała. Wiedziała, co mówi. Madison przez ostatnie kilka dni prosiła ją o wspólny trening. Koniec końców była zadowolona z jej postępów.
- Na pewno?- Jęknęła blondynka ze łzami w oczach. - W stu procentach. 

***

Max zacisnął zęby łapiąc się za ramię. Warknięcie wydobyło się z jego ust, kiedy poczuł, że zza palców wylewa się krew. Czerwona ciecz leciała ciurkiem po jego skórze, poczym została wchłonięta przez rozerwany skrawek ubrania na łokciu. Podniósł się i nie zwracając uwagi na poniesioną ranę, zaczął kontratak.
- Ty sobie nie myśl, że będę się powstrzymywał przez ranę, mała.- Wychrypiał i momentalnie zniknął. Tęczówki Madison zmniejszyły się. Czując jego obecność z tyłu odskoczyła na pewną odległość unikając pierwszego zamachu, niestety za drugim razem nie powiodło się. Złapał jej chudą szyję w żelaznym uścisku. Dziewczyna zaklęła w duchu, kiedy jego palce zacisnęły się na prawie całej części ciała uniemożliwiając jej oddychanie, ciężkimi haustami z wielkim trudem łapała powietrze. Przygwoździł ją do ściany obok i oczekiwał na to, że w końcu przestanie oddychać. Jej małe dłonie spoczęła na jego silnej ręce, ostatkami sił wyszeptała:
- W-wężowe uwiązanie!- Blondyn puścił Mad wykrzywiając twarz w bólu, a na jego ciele pojawiły się czerwone pręgi obezwładniające Maximusa.
Świetlne dziecię w tym czasie rozmasowywało sobie gardło i z ciężkim oddechem podniosła głowę, oczy, pod wpływem adrenaliny stały się inne. Maximus spojrzał na nią z przerażeniem. Jedno oko stało się złote, wtedy przypomniał sobie, że w książce, która była z ziemi, skąd pochodziły Nancy i Madison istniał pewien człowiek, a jego reinkarnacja a raczej osoba, w której płynie taka sama krew stała przed nim.
- Mężczyzna, który zabił boga wojny- wydobył z siebie próbując się podnieść – Generał i wielki strateg – Lu Meng!- Wykrzyknął, kiedy w dłoni blondynki pojawiła się piękna, trzymetrowa glewia – ostrze o imieniu Biały Tygrys. Wtedy poczuł na sobie srogi wzrok „tygrysa” i wiedział, ze nie pójdzie mu tak łatwo jak myślał na początku. Wężowe uwiązanie szybko zniknęło, a Mad już szykowała się na przyjęcie kolejnego ataku ze strony nieprzyjaciela. Związał ramię fragmentem ubrania który ucierpiał po wcześniejszym starciu z Cero. Syknął zaciskając mocniejszy supeł.
- Chyba cię trochę nie doceniłem.- Mruknął bardziej do siebie niż do niej. – Jednakże nie myśl, że już wygrałaś.- skuliła się po tych słowach z bólu czując pięść która wbiła się w jej brzuch. Krzyknęła zaciskając powieki. Nie płakała, nie miała zamiaru pokazywać mu swojej agonii. Traciła równowagę, lecz w ostatniej chwili wzniosła rękę ku niebu, Max zaczął się ponownie niepokoić.
- Najjaśniejszy panie Synu Andromedy Oczyść dusze nieszczęśników Sirrachu, zalśnij i zasiądź na północnym niebie. ALPHERATZ!- Złoto-czerwona kula, która wydobyła się z jej ręki urosła i przeistoczyła się w wielka świetlną kulę a następnie barierę światła. Dziki wrzask Maximusa przestał być słyszalny. Alpheratz swoją potęgą przebił się przez kamienny sufit oświetlając całą górę i docierając swoim światłem niemalże do Magnolii.

***

- Co to było?- Mówili po sobie mieszkańcy miasta patrząc na docierający do nieba świetlny promień.
Złoto bez skazy spowodowało ogromny huk rozsadzając jaskinię i tworząc ogromną dziurę w górze. Nancy, która w tym momencie szła z Natsu, Lucy, Wendy, Gray’em i Erzą obejrzała się podziwiając światłość. W kącikach oczu zebrały się łzy, które natychmiastowo wytarła rękawem.
- P-piękne…- wyszeptała Wendy z podziwem.
- Niesamowite.- zawtórowała Lucy.
- A-ale co to jest?- Nancy zakryła usta dłonią przypominając sobie słowa Mad: „Kiedy zobaczysz światło, to wiedz, że tygrys z Fairy Tail pazurami wrogów jego rodziny. Dla was.” Zacisnęła usta w cienką linię.
-Madi!- Wydobyła z siebie dziki krzyk – pokaż im potęgę światła Fairy Tail! 

***

- Maximus!- warknęła Madison – zapamiętaj!- Max , już bezsilnie bez jakichkolwiek emocji czy chęci do dalszej walki spojrzał na nią. Spojrzał na Świetlne dziecię, na którego plecach widniał tygrys. To nie był przypadek.
- Po pierwsze! Jak długo żyjesz, nie możesz nikomu ujawnić ważnych informacji o Fairy Tail! – Max padł na kolana.
- Po drugie! Nie możesz utrzymywać nielegalnych kontaktów z byłymi klientami, by czerpać z tego osobiste korzyści! Po trzecie!- blondyn już nie miał siły znosić bariery światła Alpheratza. Upadł na plecy. – Nawet, jeśli wybierzemy inne ścieżki, każdy z nas musi wciąż żyć pełnią życia! Nigdy nie możesz traktować swojego życia jako czegoś nieistotnego!.
Uśmiechnął się i wraz z nią zaczął krzyczeć:
- Nigdy nie możesz zapomnieć przyjaciół, których kochałeś tak długo, jak żyjesz!- Światło zaczęło znikać, rozpadało się na drobne kawałeczki. Madison, trzymając w ręku ostrze Białego Tygrysa podeszła do leżącego na ziemi Maximusa, a na niego padały promienie słońca.
- Uczeń przerósł mistrza?- Spytał wpatrując się w niebo.
- Tak sądzę.
- Nie podejdziesz bliżej?
-Nie lubię słońca.
- O ironio.- Zaśmiał się. Nie miał siły, aby wstać. Mad jednak podeszła bliżej i wsunęła mu do kieszeni spodni kartkę, po czym wyszła rzucając ciche: „Żegnaj.” Maximus uśmiechnął się i odrzekł

- Żegnaj, mała. Madison, wychodząc do lasu przypomniała sobie swoje słowa zapisane na kawałku papieru, wtedy na jej twarzy zawitał uśmiech „Świetlny tygrys oświetlił twoje serce im a nadzieję, że już na zawsze…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz