- Lumos.- po tych słowach w jaskini pojawiła się kula światła
rozświetlająca kawałek tunelu. Madison nie miała wielkich wyrzutów sumienia, że
nikomu nie powiedziała o swojej wyprawie. Jej mała postura, pomimo niskiej wagi
i wzrostu rzucała ogromny, pełen strachu bestialski cień. Cień taki, jak
tygrysa wychodzącego na łów. Mad, nawet, jeśli była wtedy zdenerwowana a krew
gotowała się w jej żyłach, nie ukazywała tego. Delikatne rysy twarzy nic nie
mówiły, pozostawały w bezruchu. Słyszalny był tylko szelest jej ubrań i tupot
kozaków. Kula złotego światła poruszała się zgodnie z każdym jej krokiem, kilka
centymetrów przed nią oświetlała ciemność, której bało się panicznie każde
dziecko. Mad zauważywszy zapalające się po kolei pochodnie zmierzyła wzrokiem
prawą i lewą stronę. Pstryknęła palcami anulując zaklęcie słowem:
- uNox.- Kula światła uległa rozproszeniu.
Blondynka skrzyżowała ręce pod piersiami patrząc w głąb
korytarza. Syknęła cicho stawiając kolejne kroki.
- Czyżbyś się mnie spodziewał?- Szepnęła
– Max?!
***
Kilka godzin wcześniej - Mad, gdzie idziesz? – Nancy śpiącym
wzrokiem patrzyła na dziewczynę siedzącą na stopniu. Zakładała buty, jednakże
kątem oka spojrzała na przyjaciółkę. Starała się zebrać jak najciszej, kiedy
obudziła się po czwartej nad ranem.
- Wiesz, która jest go-
- Po szóstej.- Odpowiedziała nie podnosząc głowy.- A idę na
„misję”. - Och, to, dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej?!- Już chciała wbiec
po schodach, kiedy silna, lecz mała ręka Madison, chwyciła ją za nadgarstek.
Pisnęła czując jej długie paznokcie wbijające się w skórę.
- Nigdzie. Nie. Idziesz.
Mruknęła cicho, aczkolwiek hardo
i oschle. Puściła ją po krótkiej chwili widząc zaczątki bólu. Westchnęła
delikatnie marszcząc brwi. Nancy rozmasowując bolący nadgarstek, z przerażeniem
spojrzała na Mad. Ona przecież nigdy nie była tak zdenerwowana. Tak
niesamowicie straszna.
- Dlaczego?- Szepnęła cicho, bojąc się, że tym razem
zareaguje jeszcze gorzej.
-…po prostu.- Wzruszyła ramionami i odwróciwszy się na
pięcie podeszła do drzwi. - Zrobiłam ci śniadanie.- Rzekła zarzucając pasma
włosów za bladą szyję. Nancy uśmiechnęła się i wyszczerzyła zęby.
- A coo~?- Madison, widząc gwiazdki w oczach blondynki
westchnęła ciężko.
- Kakao i naleśniki amerykańskie z syropem klonowym lub
kremem czekoladowym. Do wyboru.- Miała zamiar wychodzić, kiedy została objęta
od tyłu. Doskonale znała ten ciężar.
-Maa~di dziękuu~uję~!
Krzyknęła potrząsając ją to w prawo to w lewo.
- Ta, ta, a teraz mnie puść.- puściła ją zgodnie z
zaleceniem i pomachała na pożegnanie. Dziewczyna zaczęła iść przez zamglone
ulice Magnolii z nadzieją, że jeszcze tu wróci.
***
Mad spuściła głowę przypominając
sobie dzisiejszy ranek. Miała pojęcie, że jeśli zrobi, chociaż jeden podstawowy
błąd, może to się źle skończyć. Jej przeciwnikiem był człowiek, który zapewne
znał jej wady i zalety w walce. Maximus nauczył jej manipulacji światłem, nie
wiedział jednak, że Madison opracowała to do perfekcji. Świetlny tygrys z Fairy
Tail miał przystąpić do walki z
mężczyzną, który zdradził ludzi ufających mu. To były ich cechy wspólne
– manipulacja i dominacja nad ich oponentem. Zacisnęła ręce w drobne piastki i
przygryzła wargę. Nie była w stanie wybaczyć mu jednego – sprowokował Nancy, a
ta sprawa była bardziej pomiędzy nimi. Widząc brak pochodni i koniec korytarza
obejrzała się za siebie. Mad była zdziwiona brakiem jakichkolwiek pułapek, ale
ściany na końcu korytarza się nie spodziewała. Rozluźniła ręce i bez mrugnięcia
okiem po raz kolejny zacisnęła dłoń w pięść, która zaczęła mienić się czarnym
stalowym kolorem, wokół którego tańczyły drobne świetne promienie.
- Busoshoku…- wyszeptała wymierzając piąstkę w ścianę, po
której pozostał sam gruz.
Nad jej głową świsnął świetlny
pocisk. Czarna powłoka zniknęła z jej ręki a ucierpiało tylko małe pasmo
włosów. Ciche warkniecie wydobyło się z jej krtani, bo tylko jej fryzjerka może
modyfikować włosy blondynki
- Miłe przywitanie.- Stwierdziła z sarkazmem.
Unosząc głowę ujrzała lico
Maximusa, wykrzywione w szyderczym uśmiechu, Madison zaś nie było do śmiechu.
Weszła do wnętrza strzelając oczami po kątach. Było ciemno, tylko nieliczne
świece i pochodnie rozświetlały mrok. Dziewczyna zaczęła stawiać niepewne
pierwsze kroki w stronę przeciwnika. Jego lubieżny uśmieszek nieco ją peszył,
Max wstał z kamienia i klasnął w dłonie.
- Och, nie musiałaś mówić, ja to wiem.
- I to ci nie pochlebia.- Oznajmiła chłodno.
Max zachichotał bacznie
obserwując swoją byłą uczennicę. Pamiętał, jak z pokorą przyjmowała porażki,
kiedy zaklęcia przypadkowo ulegały rozproszeniu i miał nadzieję, że tą
przegraną walkę też przyjmie z pokorą. - Niepotrzebnie wysłałeś tam podmiankę.
- To była taka mała zabawa.
- Jak dla mnie, to podsyłanie fałszywek to tchórzostwo.
Blondyn wysłuchiwał tego z
założonymi rękami i nieco pochyloną głową, a uśmiech nawet na sekundę nie
opuścił jego twarzy
- Tchórzostwo powiadasz…- ten ton głosu spowodował u Madison
przechodzący wzdłuż pleców zimny dreszcz.. Jeszcze nigdy nie odezwał się do
niej w taki sposób. Przełknęła słinę, domyśliła się, że po wypowiedzeniu tego
słowa stał się chorobliwie poważny, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Nie wiesz, co robisz, mała.- Powiedział spokojnie – Dobrze
się zastanów zanim podejmiesz decyzję o walce ze mną.
- Nie mam serca, ani czasu do stracenia- syknęła marszcząc
brwi. Max po raz kolejny uśmiechnął się i wystawił dłoń.
- Czyli mam to rozumieć jako odpowiedź..?
- Mad kiwnęła głową nie spuszczając wzroku ze zdrajcy,
wiedziała, że zaraz przystąpi do ataku.
- Light beam!- Krzyknął gardłowo, a z dłoni blondyna
wystrzelił świetlny promień, dziewczyna zasłoniła się ręką wyrzucając z ust
ciche słowo „shield”, zaklęcie zasłoniło całą postać dziewczęcia. Mężczyzna był
zdumiony tak silną defensywą, było widać, że dużo trenowała, uważał jednak, że
nadaremno. Według niego uczeń nie mógł przerosnąć swojego mistrza, a zwłaszcza
kobieta. Mała i słaba płeć. Pokręcił głową z dezaprobatą nie przerywając
wyrzucania promieni, była taka naiwna, że myślała o tym, iż wyjdzie z tej bitwy
zwycięsko. Determinacja Mad sięgnęła zenitu, kiedy zobaczyła go w lesie, gdzie
znajdowała się Nirwana podczas odbicia jednego z jej zaklęć, – ale to było
kiedyś. W tamtym momencie była słaba a jej siła znikoma.
- Samą obroną nic nie zdziałasz!- Zawołał kierując w nią
Andromedę. Mad anulowała świetlną tarczę a na jej twarz wpełzł pełen pogardy
uśmieszek. Zaklęcie wyglądało, jak galaktyka nazwana na cześć królewny
Andromedy, leciało z nieopisaną prędkością. Zatrzymała go dłonią, a Maximus
odskoczył nieco przerażony. Tylko ktoś o ogromnej zdolności manipulacji
światłem mógł to zrobić. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Zaczęła połykać jego
niedoszły atak kolejne ramiona imitacji galaktyki znikały, aż w końcu Andromeda
ubyła.
- Pozory mylą.- Rzekła. – a ty zaraz się o tym przekonasz.
Nad jej ustami pojawiła się kula światła. - Cero!
***
W tym samym czasie, Gildia
- Oi, Nancy, gdzie się podziała Madison.- Spytała Mirajane
stojąc za barem i przecierając szmatką kubki. Blondynka popatrzyła się na nią
zdziwiona sącząc sok.
-ech? Przecież brała misję. - Wzruszyła ramionami.
Białowłosa uniosła brwi i zza
lady wyciągnęła księgę zawierającą misje i och zleceniodawców oraz wykonawców z
gildii. Przekartkowała ją i powrotem odłożyła.
- Przykro mi ale Madison od kilku dni nie podjęła się żadnej
pracy.- pokręciła głową i spojrzała na nią.
Nancy zaczęła poważnie się
zastanawiać nad nieobecnością przyjaciółki.
- Uspokój się Nancy, zapewne miała swój powód.- Oznajmiła
spokojnie Mira łapiąc blondynkę za ramię.
- A-ale..!
- Wszystko będzie dobrze.- Wtrąciła się Erza siadając obok
–Madison też staje się silna. Byłaby wspaniałym magiem klasy S,- Scarlet nie
żartowała. Wiedziała, co mówi. Madison przez ostatnie kilka dni prosiła ją o
wspólny trening. Koniec końców była zadowolona z jej postępów.
- Na pewno?- Jęknęła blondynka ze łzami w oczach. - W stu
procentach.
***
Max zacisnął zęby łapiąc się za
ramię. Warknięcie wydobyło się z jego ust, kiedy poczuł, że zza palców wylewa
się krew. Czerwona ciecz leciała ciurkiem po jego skórze, poczym została
wchłonięta przez rozerwany skrawek ubrania na łokciu. Podniósł się i nie zwracając
uwagi na poniesioną ranę, zaczął kontratak.
- Ty sobie nie myśl, że będę się powstrzymywał przez ranę,
mała.- Wychrypiał i momentalnie zniknął. Tęczówki Madison zmniejszyły się.
Czując jego obecność z tyłu odskoczyła na pewną odległość unikając pierwszego
zamachu, niestety za drugim razem nie powiodło się. Złapał jej chudą szyję w
żelaznym uścisku. Dziewczyna zaklęła w duchu, kiedy jego palce zacisnęły się na
prawie całej części ciała uniemożliwiając jej oddychanie, ciężkimi haustami z
wielkim trudem łapała powietrze. Przygwoździł ją do ściany obok i oczekiwał na
to, że w końcu przestanie oddychać. Jej małe dłonie spoczęła na jego silnej ręce,
ostatkami sił wyszeptała:
- W-wężowe uwiązanie!- Blondyn puścił Mad wykrzywiając twarz
w bólu, a na jego ciele pojawiły się czerwone pręgi obezwładniające Maximusa.
Świetlne dziecię w tym czasie
rozmasowywało sobie gardło i z ciężkim oddechem podniosła głowę, oczy, pod
wpływem adrenaliny stały się inne. Maximus spojrzał na nią z przerażeniem.
Jedno oko stało się złote, wtedy przypomniał sobie, że w książce, która była z
ziemi, skąd pochodziły Nancy i Madison istniał pewien człowiek, a jego
reinkarnacja a raczej osoba, w której płynie taka sama krew stała przed nim.
- Mężczyzna, który zabił boga wojny- wydobył z siebie
próbując się podnieść – Generał i wielki strateg – Lu Meng!- Wykrzyknął, kiedy
w dłoni blondynki pojawiła się piękna, trzymetrowa glewia – ostrze o imieniu
Biały Tygrys. Wtedy poczuł na sobie srogi wzrok „tygrysa” i wiedział, ze nie
pójdzie mu tak łatwo jak myślał na początku. Wężowe uwiązanie szybko zniknęło,
a Mad już szykowała się na przyjęcie kolejnego ataku ze strony nieprzyjaciela.
Związał ramię fragmentem ubrania który ucierpiał po wcześniejszym starciu z
Cero. Syknął zaciskając mocniejszy supeł.
- Chyba cię trochę nie doceniłem.- Mruknął bardziej do
siebie niż do niej. – Jednakże nie myśl, że już wygrałaś.- skuliła się po tych
słowach z bólu czując pięść która wbiła się w jej brzuch. Krzyknęła zaciskając
powieki. Nie płakała, nie miała zamiaru pokazywać mu swojej agonii. Traciła
równowagę, lecz w ostatniej chwili wzniosła rękę ku niebu, Max zaczął się
ponownie niepokoić.
- Najjaśniejszy panie Synu Andromedy Oczyść dusze
nieszczęśników Sirrachu, zalśnij i zasiądź na północnym niebie. ALPHERATZ!-
Złoto-czerwona kula, która wydobyła się z jej ręki urosła i przeistoczyła się w
wielka świetlną kulę a następnie barierę światła. Dziki wrzask Maximusa
przestał być słyszalny. Alpheratz swoją potęgą przebił się przez kamienny sufit
oświetlając całą górę i docierając swoim światłem niemalże do Magnolii.
***
- Co to było?- Mówili po sobie mieszkańcy miasta patrząc na
docierający do nieba świetlny promień.
Złoto bez skazy spowodowało
ogromny huk rozsadzając jaskinię i tworząc ogromną dziurę w górze. Nancy, która
w tym momencie szła z Natsu, Lucy, Wendy, Gray’em i Erzą obejrzała się
podziwiając światłość. W kącikach oczu zebrały się łzy, które natychmiastowo
wytarła rękawem.
- P-piękne…- wyszeptała Wendy z podziwem.
- Niesamowite.- zawtórowała Lucy.
- A-ale co to jest?- Nancy zakryła usta dłonią przypominając
sobie słowa Mad: „Kiedy zobaczysz światło, to wiedz, że tygrys z Fairy Tail
pazurami wrogów jego rodziny. Dla was.” Zacisnęła usta w cienką linię.
-Madi!- Wydobyła z siebie dziki krzyk – pokaż im potęgę
światła Fairy Tail!
***
- Maximus!- warknęła Madison – zapamiętaj!- Max , już
bezsilnie bez jakichkolwiek emocji czy chęci do dalszej walki spojrzał na nią.
Spojrzał na Świetlne dziecię, na którego plecach widniał tygrys. To nie był
przypadek.
- Po pierwsze! Jak długo żyjesz, nie możesz nikomu ujawnić
ważnych informacji o Fairy Tail! – Max padł na kolana.
- Po drugie! Nie możesz utrzymywać nielegalnych kontaktów z
byłymi klientami, by czerpać z tego osobiste korzyści! Po trzecie!- blondyn już
nie miał siły znosić bariery światła Alpheratza. Upadł na plecy. – Nawet, jeśli
wybierzemy inne ścieżki, każdy z nas musi wciąż żyć pełnią życia! Nigdy nie
możesz traktować swojego życia jako czegoś nieistotnego!.
Uśmiechnął się i wraz z nią
zaczął krzyczeć:
- Nigdy nie możesz zapomnieć przyjaciół, których kochałeś
tak długo, jak żyjesz!- Światło zaczęło znikać, rozpadało się na drobne
kawałeczki. Madison, trzymając w ręku ostrze Białego Tygrysa podeszła do
leżącego na ziemi Maximusa, a na niego padały promienie słońca.
- Uczeń przerósł mistrza?- Spytał wpatrując się w niebo.
- Tak sądzę.
- Nie podejdziesz bliżej?
-Nie lubię słońca.
- O ironio.- Zaśmiał się. Nie miał siły, aby wstać. Mad
jednak podeszła bliżej i wsunęła mu do kieszeni spodni kartkę, po czym wyszła
rzucając ciche: „Żegnaj.” Maximus uśmiechnął się i odrzekł
- Żegnaj, mała. Madison, wychodząc do lasu przypomniała
sobie swoje słowa zapisane na kawałku papieru, wtedy na jej twarzy zawitał
uśmiech „Świetlny tygrys oświetlił twoje serce im a nadzieję, że już na
zawsze…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz