ROK X791
Wszechogarnia mnie ciemność. Nie
mogę się ani ruszyć, ani porządnie odetchnąć. Zamykam oczy, chociaż nie widzę
różnicy. Staczam się coraz bardziej… Mrok mnie pochłania, śpiący we mnie demon
budzi się i obejmuje mnie. Mocno, szczelnie. Wydaje z siebie jeden, krótki
wdech. Boję się, cholernie się boję. Wtem pod powiekami dostrzegam światło,
rozchylam je delikatnie, ale od razu wracam do poprzedniego punktu. Oślepia
mnie. Czuję, jak kilka rąk mnie unosi. Uczucie to podobne jest to dryfowania na
wodzie, jednak nie ma jej. Są tylko ręce i powietrze. Po chwili zostaje tylko
powietrze. A więc tak się lata…. Szkoda, że Mad nie może teraz ze mną być….
Chciałabym ją zobaczyć… Nikodema… Celię… Marshmallowa…. Moją gildię… Moi
kochani… Tak mi przykro… Zaatakowali nas…. Acnologia… Przepraszam…. Chcę was
jeszcze kiedyś zobaczyć…. Po tych słowach czuję jak odlatuję…
***
Otworzyłam oczy. Ostatni raz
widziałam mój sufit zanim wyruszyłam na Tenroujime…. No tak…. Test na maga rangi
S…. Co się tam stało?....
-Acnologia!!-uniosłam się, czując pulsujący ból w boku i
zawyłam przeciągle- Ahh…. Mad? Mad? Celia? Marhmallow?
Wstałam i ruszyłam do drzwi, tak
szybko jak tylko mogłam. Wypadłam z pokoju i spojrzałam na stojącą w korytarzu
Madison wraz z naszymi kotami. Na stwórcę czy co tam jeszcze jest cholera wie,
Madie nic nie jest! Rzuciłam się i przytuliłam do niej wybuchając płaczem.
Zaskoczona uniosła brwi i uśmiechnęła się delikatnie głaszcząc mnie po głowie.
-Maaadieeeee!!- mój płacz stawał się histeryczny- Myślałam,
że już was nigdy nie zobaczę!
-Ej, ej spokojnie…. Ja też tak myślałam, ale jestem….
Musiałaś nieźle dostać… Leżysz tu już trzeci dzień?....
-Ale… Ale jak to?? Przecież Acnologia… Gildia…. Oni… Oni!
-To już przeszłość… Pierwsza nas uratowała…. A raczej
pomogła nam nawzajem się uratować….
-Tak? Ale super! Byłaś już w gildii? Bardzo tęsknili? Widziałaś
Niko?
-No właśnie…… Tooo już cięższa sprawa… Chodź Nanc zrobię ci
coś do jedzenia…- I zniknęła w kuchni.
-Tak na dobrą sprawę… To jestem głodna….
-Ale nas to już nie zauważyłaś!- Zawołał nagle z dołu
Marshmallow.
Opuściłam wzrok na nich i
przytuliłam mocno.
-Ahahahah moje kochane koty!
-Koty? Jakie koty?- łaknął się mały tygrys.
-Oj no dobrze, dobrze. Przepraszam.
-Nancyyy bardzo źle wyglądałaś…- odezwała się cicho Celia
łapiąc mnie mocno za koszulkę, która była górą od piżamy.
-Oj Celiś, teraz jest w porządku… Tylko mnie bok boli….
- Bardzo cię przepraszam..- Już chciała się odsunął, ale
przytuliłam ją mocniej.
-Oj przestań mała….. A wam nic nie jest?
-Nic a nic!- Marsh uśmiechnął się szeroko.
Jego białe zęby aż odbijały
światło. Tak samo jak pełne łez oczy Celii. Co ona musiała przejść? Było widać,
że bardzo się o mnie martwiła, ale niepotrzebnie. Przecież jest wszystko
dobrze! Wstałam, posyłając im serdeczny uśmiech. Rozejrzałam się. Ściany były
jakoś dziwnie wyblakłe. A nasze kochane zdjęcia podobnie. W kilku tygodni tyle
się zmieniło? Nie sądzę. Pewnie ktoś z gildii nam nabroił i nie chce się
przyznać. Westchnęłam i weszłam do naszej małej kuchni. Tutaj także zaszły
drobne zmiany. Usiadłam przy naszym dwuosobowym stoliku i objęłam dłońmi ciepły
kubek. Mad położyła po chwili koło mojej ręki talerz z jajecznicą. Taką z
boczkiem. Mniam! Od razu przyciągnęłam go do siebie, a chwytając za widelec,
zaczęłam jeść. Pierwszy kęs. Jest zawsze najlepszy, czułam, że się rozpływam.
Jej facet naprawdę będzie szczęściarzem. Ciekawe, który nim będzie. Ja mam
takie szczęście, Niko umie też gotować. Wyśmienicie. O cholera, jak ja chciałam
zjeść taką jajecznicę. Spojrzałam na Mad, która uśmiechała się od ucha do ucha,
po czym usiadła na drugim miejscu, naprzeciwko mnie. Czekała spokojnie aż zjem.
Szczerze, to dziwnie było czuć się obserwowaną, jak każdy kawałek trafia do
moich ust. Niekomfortowo. Ale nieważne. W każdym razie, gdy skończyłam, jej
twarz nabrała poważnego wyrazu. Aż powiało od niej chłodem. A nie pamiętam,
żeby posługiwała się magią lodu. W końcu z jej ust padły słowa.
-Wiesz który mamy rok?....-nie dała nic po sobie poznać.
-Noooooo myślę, że ten sam co cały czas.
- ….791?
-Haha, mnie nie
nabierzesz…..
- Czy wyglądam jakbym żartowała?
Już miałam coś mówić, ale jej
wyraz twarzy zmroził mi krew w żyłach, przez co nie odezwałam się ani słowem.
Co ona właśnie powiedziała?.. Przecież… Przecież to 7 lat do przodu!
Imposiburu! Niemożliwe, no chyba nie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
-To co się stało na Tenroujimie…. Spowodowało… że…. Byliśmy
„zakonserwowani” przez siedem… cholernych… lat…
-Co, co? Jak to? To niemożliwe….. Ale… No tak… Acnologia…. O
cholera….. Ale co… Co z gildią?? Co się stało ze wszystkimi?
-Wyhuśtali nas…. Gildia nie jest już tak sławiona jak
kiedyś….
-Ale..Ale- w moim głosie zadrżała nuta strachu- Ale co z
Nikodemem?? Przecież on jest teraz ode mnie dużo starszy!
-No właśnie jeżeli chodzi o to….
-Tak?
Mad spojrzała w moje pełne
nadziei oczy, po czym z westchnieniem odwróciła wzrok. Coś musiało być na
rzeczy. Zmarszczyłam swoje brwi przybierając bardzo groźną minę.
-Mów, bo i tak sama się dowiem!
-No dobrze… Chodzi o to…. Że po tym, gdy nie wróciliśmy, on
użył kostki, że przenieść się do normalnego świata. Nie zostawił nic.
Nagle poczułam ukłucie w sercu.
Gdybym stała, moje nogi chyba by się złamały jak zapałki. Ale jak to możliwe?
On odszedł? Nie ma go? Ogarnęła mnie pustka, cała zdrętwiałam.
-Nancy… Nie płacz…- Mad zrobiła zmartwioną minę.
Spojrzałam na nią zamglonym
wzrokiem. Nawet nie poczułam, że łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Za
oknem zaczęło się robić pochmurno.
-Ej, ej uspokój się, bo spowodujesz ulewę.
Nie słuchając jej, wstałam z
krzesła i wyszłam z kuchni. Powędrowałam do swojego pokoju i przekręciłam klucz
w zamku. Krzyknęłam, zwalając książki z pobliskiej półki. Zrzuciłam z siebie
piżamę, nakładając na siebie jakieś ciuchy. Było mi w tym momencie wszystko
jedno, czy miałam spodnie w kratkę i koszulkę w paski. Liczyło się tylko to, że
JEGO JUŻ NIE BYŁO. Otworzyłam okno i od razu poczułam na swojej twarzy zimne
krople deszczu, który spowodowany był moim smutkiem. Wyskoczyłam. Chwila w
powietrzu, a potem twarde lądowanie. Może sobie coś połamałam. Nieważne.
Biegiem ruszyłam przed siebie, targana silnym wiatrem i biczowana deszczem.
Ludzie wokół próbowali skryć się przed nim, ale nie ja. Właśnie tego chciałam.
Żeby woda zmyła wszystko ze mnie. Przecież daje życie, ma lecznice właściwości.
To dlaczego nie mogłaby uleczyć cholernego, złamanego serca durnej dziewczynki,
która sądziła, że to będzie jej pierwszy i jedyny związek? Nie zatrzymywałam
się. Wpadałam w kałuże, błoto, ale i tak mnie do nie obchodziło. Chciałam
uciec, zmyć się stąd, odejść. Cokolwiek, aby ukoić ból.
***
Zasłoniłam ręką oczy na chwilę.
Jasne światło sprawiło, że przebudziłam się lekko, wiec usiadłam i uniosłam
powieki. Przebywałam pod drzewem, którego liście gdzieniegdzie przepuszczały
słońce. Nagle na nos skapnęła mi woda,
która spadła prosto z mokrych liści. Westchnęłam i przejechałam dłońmi po
trawie. Ona również była skąpana w płynie. No tak, przecież sama to zrobiłam.
Mam tylko nadzieję, że nie podtopiłam zbytnio Magnolii. Uniosłam głowę,
zastanawiałam się co teraz będzie. Jak sobie poradzę z jego odejściem. Jak na
razie nie było za wesoło. Czułam coś silnego, emocję, której nigdy jeszcze
naprawdę nie odczułam. No cóż, czego można się spodziewać. Nigdy nie byłam
zbytnio popularna wśród chłopców, ale nie miałam pojęcia, że gdy nadarzy się
okazja, on zwieje.”PRZESTAŃ!” Krzyknęłam w myślach. Coś ciągle podpowiadało mi
w głowie, że jednak tak było. Od kiedy przebudziłam się na Tenroujimie…. Tak
właśnie tam, poczułam, że coś się przebudziło. Coś czego się bałam, co nawiedzało
mnie nie raz w snach. Mój demon, demon, który pomógł mi uratować Mad przed
Maximusem. Opowiadała, że stało się coś dziwnego. Jednakże nie przywiązałam do
tego zbytniej uwagi. Juvia pewnie też tak umiała!
***
Dźwignęłam się na równe nogi,
próbując poznać swoje położenie. Zobaczyłam mocno wydeptaną trawę nieopodal.
Ruszyłam wzdłuż niej, rozglądając się w poszukiwaniu wyjścia. Po kilku minutach
marszu między drzewami dojrzałam większy ceglany budynek. To musiało oznaczać
cywilizację. Przyspieszyłam kroku. Zobaczyłam, że z przodu obraca się mozolnie,
bardzo podniszczony wiatrak. Musiał więc to być jakiś stary młyn. Przeszłam
wzdłuż jego boku omijając porozwalane wszędzie bale na opał. Moim oczom ukazała
się kamienna dróżka, która prowadziła wprost do miasta. Uśmiechnęłam się
mimowolnie, zadowolona ze swojego osiągnięcia. Wyszłam na nią. Z ciekawości
chciałam zobaczyć co to jest, więc odwróciłam głowę w stronę młyna. To co
zobaczyłam wprost spowodowało u mnie
zdumienie. Nad czerwonymi drzwiami, które było ozdobione złotą farbą, widział
napisz „Fairy Tail”. Ostatnia litera trzymała się na jednym gwoździu, ponieważ
odpadała. Powyżej wisiała flaga gildii, wymiętolona, z lekko poszarpanymi
końcami. Dawna świetność przepadła, te cholerne 7 lat nie dało tylko mnie o
sobie znać. Obok na sznurku, który był pomiędzy budynkiem, a najbliższym
drzewem, wisiało pranie, jak gdyby mieszali tu jedynie pasterze. Zrobiłam
pierwsze kilka kroków w stronę gildii, a potem podbiegłam do drzwi i otworzyłam
je z hukiem. Nagle poczułam na sobie spojrzenia wszystkich członków, włącznie z
Madison i otworzyłam szeroko usta. Nędzne wyposażenie, rozpadające się stoliki
i krzesła, na których nieliczni siedzieli. Po chwili ktoś złapał mnie za szyję
mocno i przycisnął do swojej pachy. Usłyszałam znajomy śmiech i od razu go
rozpoznałam. To był oczywiście Natsu!
-Nghahahahaha! Nancy powróciła! Dobrze się czujesz?-
Poczochrał mocno moje włosy- Wszystko w porządku prawda?!
Złożyłam swoją dłoń w pięść i
zmarszczyłam brwi.
-Naaaaaaaatsuuuuuuuu….. TY Cymbaleee!
Wyrwałam się, a następnie moja
pięść wylądowała na jego głowie, z pewnością nabijając mu guza. W zamian za to,
wydał z siebie przeciągły jęk bólu i odsunął się ze łzami w oczach.
-No dobrze, już mnie nie bij! Co ja ci takiego zrobiłem??!!-zawył
głaszcząc się po łbie.
-Mówiłam ci tyle razy, żebyś mnie nie zaskakiwał!- odparowałam.
-Ale to się nie nazywa od razu „Bij jak cię złapie”!
-Nieee, to się nazywa szybką reakcją!
Zmarszczyliśmy brwi patrząc sobie
z nienawiścią w oczy, a potem…. W jednym momencie wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Brakowało mi go. Tak jak innych.
-Nooo to teraz brakuje tylko Nikodema!
-Natsu!!-na jego głowie wylądował jeszcze potężniejszy cios
od mojego, który spowodował, że osunął się ledwo przytomny na ziemię.
Nagle spochmurniałam i spojrzałam
na osobę, która to zrobiła. Erza stała przede mną, będąc w trakcie
przydeptywania chłopaka.
-Aaaa no tak, no tak, przepraszam!- zawył ponownie- Erzaaa
przestań, proszę przestań!!
Spuściłam głowę. Powróciły do mnie znowu myśli o Nikodemie.
Moją zmianę zauważyła dziewczyna, która zostawiła go w spokoju. Uniosła brwi,
nie wiedząc co powiedzieć przez chwilę.
-Nancy… Dobrze się czujesz?- zapytała niepewnie- Słyszeliśmy
co się stało….. Nancy…
Po chwili uniosłam zapłakana
głowę i zaczęłam się śmiać przez gorzkie łzy. Rzuciłam się na nich i
przytuliłam oboje mocno za szyję. Poczułam jak Natsu skręca głowę w stronę
Erzy, zapewne patrząc na nią z zadziwieniem. Tak, moja reakcja nie była
adekwatna do sytuacji.
-Moi kochani!- krzyknęłam wtulając się w nich mocno, Erza
tak ładnie pachniała kwiatami, a Natsu lekko przypalonym sianem- Jak mi was
wszystkich brakowało!
Nagle nogi się pode mną załamały,
a oni musieli mnie przytrzymać. Z pomocą podbiegła Mad, która przyglądała się
ponuro całej sytuacji. Ona dobrze wiedziała co się dzieje. Wiedziała, że
zakrywam swoje cierpienie szczęściem. Jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz