czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 12 - X791

ROK X791

Wszechogarnia mnie ciemność. Nie mogę się ani ruszyć, ani porządnie odetchnąć. Zamykam oczy, chociaż nie widzę różnicy. Staczam się coraz bardziej… Mrok mnie pochłania, śpiący we mnie demon budzi się i obejmuje mnie. Mocno, szczelnie. Wydaje z siebie jeden, krótki wdech. Boję się, cholernie się boję. Wtem pod powiekami dostrzegam światło, rozchylam je delikatnie, ale od razu wracam do poprzedniego punktu. Oślepia mnie. Czuję, jak kilka rąk mnie unosi. Uczucie to podobne jest to dryfowania na wodzie, jednak nie ma jej. Są tylko ręce i powietrze. Po chwili zostaje tylko powietrze. A więc tak się lata…. Szkoda, że Mad nie może teraz ze mną być…. Chciałabym ją zobaczyć… Nikodema… Celię… Marshmallowa…. Moją gildię… Moi kochani… Tak mi przykro… Zaatakowali nas…. Acnologia… Przepraszam…. Chcę was jeszcze kiedyś zobaczyć…. Po tych słowach czuję jak odlatuję…

***

Otworzyłam oczy. Ostatni raz widziałam mój sufit zanim wyruszyłam na Tenroujime…. No tak…. Test na maga rangi S…. Co się tam stało?....
-Acnologia!!-uniosłam się, czując pulsujący ból w boku i zawyłam przeciągle- Ahh…. Mad? Mad? Celia? Marhmallow?
Wstałam i ruszyłam do drzwi, tak szybko jak tylko mogłam. Wypadłam z pokoju i spojrzałam na stojącą w korytarzu Madison wraz z naszymi kotami. Na stwórcę czy co tam jeszcze jest cholera wie, Madie nic nie jest! Rzuciłam się i przytuliłam do niej wybuchając płaczem. Zaskoczona uniosła brwi i uśmiechnęła się delikatnie głaszcząc mnie po głowie.
-Maaadieeeee!!- mój płacz stawał się histeryczny- Myślałam, że już was nigdy nie zobaczę!
-Ej, ej spokojnie…. Ja też tak myślałam, ale jestem…. Musiałaś nieźle dostać… Leżysz tu już trzeci dzień?....
-Ale… Ale jak to?? Przecież Acnologia… Gildia…. Oni… Oni!
-To już przeszłość… Pierwsza nas uratowała…. A raczej pomogła nam nawzajem się uratować….
-Tak? Ale super! Byłaś już w gildii? Bardzo tęsknili? Widziałaś Niko?
-No właśnie…… Tooo już cięższa sprawa… Chodź Nanc zrobię ci coś do jedzenia…- I zniknęła w kuchni.
-Tak na dobrą sprawę… To jestem głodna….
-Ale nas to już nie zauważyłaś!- Zawołał nagle z dołu Marshmallow.
Opuściłam wzrok na nich i przytuliłam mocno.
-Ahahahah moje kochane koty!
-Koty? Jakie koty?- łaknął się mały tygrys.
-Oj no dobrze, dobrze. Przepraszam.
-Nancyyy bardzo źle wyglądałaś…- odezwała się cicho Celia łapiąc mnie mocno za koszulkę, która była górą od piżamy.
-Oj Celiś, teraz jest w porządku… Tylko mnie bok boli….
- Bardzo cię przepraszam..- Już chciała się odsunął, ale przytuliłam ją mocniej.
-Oj przestań mała….. A wam nic nie jest?
-Nic a nic!- Marsh uśmiechnął się szeroko.
Jego białe zęby aż odbijały światło. Tak samo jak pełne łez oczy Celii. Co ona musiała przejść? Było widać, że bardzo się o mnie martwiła, ale niepotrzebnie. Przecież jest wszystko dobrze! Wstałam, posyłając im serdeczny uśmiech. Rozejrzałam się. Ściany były jakoś dziwnie wyblakłe. A nasze kochane zdjęcia podobnie. W kilku tygodni tyle się zmieniło? Nie sądzę. Pewnie ktoś z gildii nam nabroił i nie chce się przyznać. Westchnęłam i weszłam do naszej małej kuchni. Tutaj także zaszły drobne zmiany. Usiadłam przy naszym dwuosobowym stoliku i objęłam dłońmi ciepły kubek. Mad położyła po chwili koło mojej ręki talerz z jajecznicą. Taką z boczkiem. Mniam! Od razu przyciągnęłam go do siebie, a chwytając za widelec, zaczęłam jeść. Pierwszy kęs. Jest zawsze najlepszy, czułam, że się rozpływam. Jej facet naprawdę będzie szczęściarzem. Ciekawe, który nim będzie. Ja mam takie szczęście, Niko umie też gotować. Wyśmienicie. O cholera, jak ja chciałam zjeść taką jajecznicę. Spojrzałam na Mad, która uśmiechała się od ucha do ucha, po czym usiadła na drugim miejscu, naprzeciwko mnie. Czekała spokojnie aż zjem. Szczerze, to dziwnie było czuć się obserwowaną, jak każdy kawałek trafia do moich ust. Niekomfortowo. Ale nieważne. W każdym razie, gdy skończyłam, jej twarz nabrała poważnego wyrazu. Aż powiało od niej chłodem. A nie pamiętam, żeby posługiwała się magią lodu. W końcu z jej ust padły słowa.
-Wiesz który mamy rok?....-nie dała nic po sobie poznać.
-Noooooo myślę, że ten sam co cały czas.
- ….791?
-Haha,  mnie nie nabierzesz…..
- Czy wyglądam jakbym żartowała?
Już miałam coś mówić, ale jej wyraz twarzy zmroził mi krew w żyłach, przez co nie odezwałam się ani słowem. Co ona właśnie powiedziała?.. Przecież… Przecież to 7 lat do przodu! Imposiburu! Niemożliwe, no chyba nie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
-To co się stało na Tenroujimie…. Spowodowało… że…. Byliśmy „zakonserwowani” przez siedem… cholernych… lat…
-Co, co? Jak to? To niemożliwe….. Ale… No tak… Acnologia…. O cholera….. Ale co… Co z gildią?? Co się stało ze wszystkimi?
-Wyhuśtali nas…. Gildia nie jest już tak sławiona jak kiedyś….
-Ale..Ale- w moim głosie zadrżała nuta strachu- Ale co z Nikodemem?? Przecież on jest teraz ode mnie dużo starszy!
-No właśnie jeżeli chodzi o to….
-Tak?
Mad spojrzała w moje pełne nadziei oczy, po czym z westchnieniem odwróciła wzrok. Coś musiało być na rzeczy. Zmarszczyłam swoje brwi przybierając bardzo groźną minę.
-Mów, bo i tak sama się dowiem!
-No dobrze… Chodzi o to…. Że po tym, gdy nie wróciliśmy, on użył kostki, że przenieść się do normalnego świata. Nie zostawił nic.
Nagle poczułam ukłucie w sercu. Gdybym stała, moje nogi chyba by się złamały jak zapałki. Ale jak to możliwe? On odszedł? Nie ma go? Ogarnęła mnie pustka, cała zdrętwiałam.
-Nancy… Nie płacz…- Mad zrobiła zmartwioną minę.
Spojrzałam na nią zamglonym wzrokiem. Nawet nie poczułam, że łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Za oknem zaczęło się robić pochmurno.
-Ej, ej uspokój się, bo spowodujesz ulewę.
Nie słuchając jej, wstałam z krzesła i wyszłam z kuchni. Powędrowałam do swojego pokoju i przekręciłam klucz w zamku. Krzyknęłam, zwalając książki z pobliskiej półki. Zrzuciłam z siebie piżamę, nakładając na siebie jakieś ciuchy. Było mi w tym momencie wszystko jedno, czy miałam spodnie w kratkę i koszulkę w paski. Liczyło się tylko to, że JEGO JUŻ NIE BYŁO. Otworzyłam okno i od razu poczułam na swojej twarzy zimne krople deszczu, który spowodowany był moim smutkiem. Wyskoczyłam. Chwila w powietrzu, a potem twarde lądowanie. Może sobie coś połamałam. Nieważne. Biegiem ruszyłam przed siebie, targana silnym wiatrem i biczowana deszczem. Ludzie wokół próbowali skryć się przed nim, ale nie ja. Właśnie tego chciałam. Żeby woda zmyła wszystko ze mnie. Przecież daje życie, ma lecznice właściwości. To dlaczego nie mogłaby uleczyć cholernego, złamanego serca durnej dziewczynki, która sądziła, że to będzie jej pierwszy i jedyny związek? Nie zatrzymywałam się. Wpadałam w kałuże, błoto, ale i tak mnie do nie obchodziło. Chciałam uciec, zmyć się stąd, odejść. Cokolwiek, aby ukoić ból.

***

Zasłoniłam ręką oczy na chwilę. Jasne światło sprawiło, że przebudziłam się lekko, wiec usiadłam i uniosłam powieki. Przebywałam pod drzewem, którego liście gdzieniegdzie przepuszczały słońce.  Nagle na nos skapnęła mi woda, która spadła prosto z mokrych liści. Westchnęłam i przejechałam dłońmi po trawie. Ona również była skąpana w płynie. No tak, przecież sama to zrobiłam. Mam tylko nadzieję, że nie podtopiłam zbytnio Magnolii. Uniosłam głowę, zastanawiałam się co teraz będzie. Jak sobie poradzę z jego odejściem. Jak na razie nie było za wesoło. Czułam coś silnego, emocję, której nigdy jeszcze naprawdę nie odczułam. No cóż, czego można się spodziewać. Nigdy nie byłam zbytnio popularna wśród chłopców, ale nie miałam pojęcia, że gdy nadarzy się okazja, on zwieje.”PRZESTAŃ!” Krzyknęłam w myślach. Coś ciągle podpowiadało mi w głowie, że jednak tak było. Od kiedy przebudziłam się na Tenroujimie…. Tak właśnie tam, poczułam, że coś się przebudziło. Coś czego się bałam, co nawiedzało mnie nie raz w snach. Mój demon, demon, który pomógł mi uratować Mad przed Maximusem. Opowiadała, że stało się coś dziwnego. Jednakże nie przywiązałam do tego zbytniej uwagi. Juvia pewnie też tak umiała!

***

Dźwignęłam się na równe nogi, próbując poznać swoje położenie. Zobaczyłam mocno wydeptaną trawę nieopodal. Ruszyłam wzdłuż niej, rozglądając się w poszukiwaniu wyjścia. Po kilku minutach marszu między drzewami dojrzałam większy ceglany budynek. To musiało oznaczać cywilizację. Przyspieszyłam kroku. Zobaczyłam, że z przodu obraca się mozolnie, bardzo podniszczony wiatrak. Musiał więc to być jakiś stary młyn. Przeszłam wzdłuż jego boku omijając porozwalane wszędzie bale na opał. Moim oczom ukazała się kamienna dróżka, która prowadziła wprost do miasta. Uśmiechnęłam się mimowolnie, zadowolona ze swojego osiągnięcia. Wyszłam na nią. Z ciekawości chciałam zobaczyć co to jest, więc odwróciłam głowę w stronę młyna. To co zobaczyłam  wprost spowodowało u mnie zdumienie. Nad czerwonymi drzwiami, które było ozdobione złotą farbą, widział napisz „Fairy Tail”. Ostatnia litera trzymała się na jednym gwoździu, ponieważ odpadała. Powyżej wisiała flaga gildii, wymiętolona, z lekko poszarpanymi końcami. Dawna świetność przepadła, te cholerne 7 lat nie dało tylko mnie o sobie znać. Obok na sznurku, który był pomiędzy budynkiem, a najbliższym drzewem, wisiało pranie, jak gdyby mieszali tu jedynie pasterze. Zrobiłam pierwsze kilka kroków w stronę gildii, a potem podbiegłam do drzwi i otworzyłam je z hukiem. Nagle poczułam na sobie spojrzenia wszystkich członków, włącznie z Madison i otworzyłam szeroko usta. Nędzne wyposażenie, rozpadające się stoliki i krzesła, na których nieliczni siedzieli. Po chwili ktoś złapał mnie za szyję mocno i przycisnął do swojej pachy. Usłyszałam znajomy śmiech i od razu go rozpoznałam. To był oczywiście Natsu!
-Nghahahahaha! Nancy powróciła! Dobrze się czujesz?- Poczochrał mocno moje włosy- Wszystko w porządku prawda?!
Złożyłam swoją dłoń w pięść i zmarszczyłam brwi.
-Naaaaaaaatsuuuuuuuu….. TY Cymbaleee!
Wyrwałam się, a następnie moja pięść wylądowała na jego głowie, z pewnością nabijając mu guza. W zamian za to, wydał z siebie przeciągły jęk bólu i odsunął się ze łzami w oczach.
-No dobrze, już mnie nie bij! Co ja ci takiego zrobiłem??!!-zawył głaszcząc się po łbie.
-Mówiłam ci tyle razy, żebyś mnie  nie zaskakiwał!- odparowałam.
-Ale to się nie nazywa od razu „Bij jak cię złapie”!
-Nieee, to się nazywa szybką reakcją!
Zmarszczyliśmy brwi patrząc sobie z nienawiścią w oczy, a potem…. W jednym momencie wybuchliśmy głośnym śmiechem. Brakowało mi go. Tak jak innych.
-Nooo to teraz brakuje tylko Nikodema!
-Natsu!!-na jego głowie wylądował jeszcze potężniejszy cios od mojego, który spowodował, że osunął się ledwo przytomny na ziemię.
Nagle spochmurniałam i spojrzałam na osobę, która to zrobiła. Erza stała przede mną, będąc w trakcie przydeptywania chłopaka.
-Aaaa no tak, no tak, przepraszam!- zawył ponownie- Erzaaa przestań, proszę przestań!!
Spuściłam głowę. Powróciły do mnie znowu myśli o Nikodemie. Moją zmianę zauważyła dziewczyna, która zostawiła go w spokoju. Uniosła brwi, nie wiedząc co powiedzieć przez chwilę.
-Nancy… Dobrze się czujesz?- zapytała niepewnie- Słyszeliśmy co się stało….. Nancy…
Po chwili uniosłam zapłakana głowę i zaczęłam się śmiać przez gorzkie łzy. Rzuciłam się na nich i przytuliłam oboje mocno za szyję. Poczułam jak Natsu skręca głowę w stronę Erzy, zapewne patrząc na nią z zadziwieniem. Tak, moja reakcja nie była adekwatna do sytuacji.
-Moi kochani!- krzyknęłam wtulając się w nich mocno, Erza tak ładnie pachniała kwiatami, a Natsu lekko przypalonym sianem- Jak mi was wszystkich brakowało!

Nagle nogi się pode mną załamały, a oni musieli mnie przytrzymać. Z pomocą podbiegła Mad, która przyglądała się ponuro całej sytuacji. Ona dobrze wiedziała co się dzieje. Wiedziała, że zakrywam swoje cierpienie szczęściem. Jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz