Ach, nareszcie Stolica Fiore,
Krokus. Największe miasto naszego kochanego państwa, siedziba króla oraz
miejsce corocznego turnieju, którego celem jest wyłonienie najlepszej gildii
magów w Królestwie Fiore- Wielki Turniej Magiczny. Znajduje się w rozległej
dolinie otoczonej przez skaliste góry, a od strony zachodniej-lasami.
Niezliczona ilość kwiatów, zdobiących ulice i girlandy, były charakterystyczne
dla tego ów miasta. W jego centrum znajduje się okrągłe jezioro, a pośrodku niego stoi siedziba króla Mercurius,
do którego można się dostać dzięki mostom. W jego zachodniej części na
kamiennej formacji, znajduje się arena Wielkiego Turnieju Magicznego, nazywana
również Domus Flau.
Gdy się zjawiłam, trwał właśnie
pierwszy dzień Turnieju. Nie wiedziałam jeszcze co się dzieje, nie dawałam po
sobie poznać, jak bardzo byłam ciekawa. Od tamtego wydarzenia starałam się
unikać wszystkich, w tym Mad, Celię i Marshmallowa. Jednakże uparta kotka nie
dała za wygraną i pomimo tego, co zrobiłam, chciała ze mną podróżować. Brałam
jak najwięcej zadań, co pozwalało mi nie tylko odizolować się, ale również
zarobić pokaźną sumę. W Krokusie zjawiłam się po to, by sprawić radość
pozostałym członkom gildii i przekonać ich, że bardzo zależy mi na przywróceniu
jej świetności. Ci ludzie przyjęli mnie jak członka rodziny, więc nie mogłam
ich tak zostawić. Ograniczałam kontakt z nimi by ich chronić przed samą sobą.
Nie mogłam nawet myśleć o tym, co bym zrobiła, gdybym zraniła kolejnych
przyjaciół. Dobrze pamiętam rozmowę z Mad, po tym wszystkim. Usiadłam cała
obolała, wpatrując się w zatroskane oczy Madie. Ostatnie co zobaczyłam przed
utratą przytomności, była jej przerażona mina. Czuła się winna, a nie powinna.
To wszystko było przeze mnie, ja dałam się jakiemuś bytowi, który prawie mnie
pochłonął i nieomal zabił moich przyjaciół.
-Wszystko w porządku?- pierwsza odezwała się ona, patrząc
nadal na nieprzytomne Exceedy- Nanc , ja nie –
-Wszystko gra- przerwałam jej, spuszczając przy tym głowę-
sama o tym nie wiedziałam…. Tylko ja mogę przepraszać, to wszystko moja wina,
jestem za słaba….
- Nie denerwuj mnie nawet, wiesz, że nie cierpię użalania
się nad sobą.
-Wiem o tym, ale to tak samo.
Zauważyłam jak wzdycha i
rozmasowuje rany. Posmutniałam od razu, widząc, jak bardzo ją uszkodziłam.
-Będzie dobrze…. Poradzimy sobie z tym-uśmiechnęła się do
mnie pocieszająco- To się już nigdy nie powtórzy.
Właśnie to mnie złamało. To wtedy
narodziła się myśl o odizolowaniu się. Postanowiłam sama przemyśleć sposób na
to „coś”. Ta opcja była najbezpieczniejsza.
Przechodziłam ulicami, próbując się zorientować w czymkolwiek.
Pomyślałam, że przeczekam to wszystko w jednym z barów, a potem ich znajdę. To
był świetny pomysł, przecież i tak byłam głodna.
-Nancy, nie widzę ich nigdzie!- zawołała Celia, podlatując
do mnie na swoich pięknych białych skrzydłach- I gdzie my ich znajdziemy co? A
co jeżeli ich spotkamy dopiero jutro na arenie?
Kiwnęłam głową, dając jej znak,
że zrozumiałam, a potem wzniosłam oczy do nieba mówiąc:
-Przecież tak się nie stanie. Pamiętaj, Fairy Tail
znajdziesz tam... Gdzie albo największa zadyma albo największa zabawa. Baw się
i bij to nasza dewiza!
- Jakoś chyba jej nie wyznajesz….
-Co takiego? Uważasz, że nie jestem zabawna? Przecież sami
mnie nazywaliście mistrzynią dowcipów!
-Tak Nancy, ale to było zanim….
-Zanim co?
Nie dokończyła zdania. Nie
musiała, ale powiedziałam sobie, że ten rozdział uważam za zakończony.
Zatrzymałam się nagle i oparłam o drewnianą barierkę. Moja partnerka usiadła na
niej obok i zaczęła mi się przyglądać. Było tutaj bardzo dużo wody, co cieszyło
mnie niezmiernie, w końcu byłam w swoim żywiole.
-Wiesz co Celia- zaczęłam, dotykając dłonią jej bardzo miłego w dotyku futra- Nie wiem
co o tym wszystkim myśleć…
Usłyszałam w odpowiedzi tylko
ciche przytaknięcie na znak bezsilności. Odwróciłam głowę w prawą stronę i
zauważyłam schody, prowadzące na dół. Co ciekawe, tuż obok nich było wejście do
baru, który swoją nazwą aż zachęcał do wejścia. „Bar Sun”, bo tak brzmiała jego
nazwa, był drewnianym budynkiem mierzącym dwa piętra. Po obu stronach jego
drzwi były zawieszone słońca, które fascynowały swoim uśmiechem. Postanowiłam,
że tam właśnie przeczekam ten pierwszy dzień. Rzuciłam tylko zwykłe „chodź’ i
zeszłam po schodach, by po chwili wejść do lokalu. Podeszłam do baru.
-Piwo Kremowe dla mnie- uśmiechnęłam się trochę na przymus
do barmanki.
-Ekhm, ekhm- poczułam jak ktoś ciągnie mnie za nogawkę.
- III szklankę mleka dla niej.
-Coś jeszcze?- kobieta o przeciętnej urodzie uniosła jedną
brew, czyszcząc szmatką kufel.
-Emmm tak… Macie coś do jedzenia?
-Oczywiście, że tak.
Nie pomagała.
-A co takiego, można wiedzieć?
- No to co każdy inny bar również oferuje.
Jeszcze bardziej nie pomagała.
Spokojnie Nanc, tylko spokój cię uratuje.
-To może pizzę, dobrze? –westchnęłam ciężko.
***
Byłam już przy drugim piwie, gdy
nagle do baru wpadła niezliczona ilość osób. Usłyszałam śmiechy, krzyki,
wszystkie odgłosy, które powinien wydawać gotowy na imprezę tłum. Ale znałam
ich, doskonale. Celia od razu podniosła się zachwycona, patrząc na zmianę to na
mnie to na nich.
-Nancy, patrz!- zawołała podskakując na krześle.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Stęskniłam się za tą całą bandą świrów. Od razu na przód przedarł się chłopak z
różowymi włosami i w białym szaliku.
-Nghahahahhahaha!- zaśmiał się przyjmując przy tym swoją
typową rozkraczoną pozę- PIWO DLA WSZYSTKICH!....
Zaśmiałam się głośno, nie
wytrzymując swojej ponurawej aury. W końcu usłyszeli mój charakterystyczny
śmiech, od razu przykuł uwagę wszystkich zgromadzonych. Wrzawa ustała, a obok
chłopaka stanęło kilka postaci. Juvia, Erza, Lucy.... No i oczywiście Mad z
Marshmallowem. Wstałam i bez zastanowienia rzuciłam się w jej ramiona.
Brakowało mi jej i cieszyłam się bardzo, że mogłam ją zobaczyć. Również mnie
objęła po dłuższej chwili.
-Ty tępa strzało, gdzie byłaś?- usłyszałam od razu.
-Wszędzie…- odpowiedziałam tylko, wtulając się zarazem w
nią- Dobrze was znowu widzieć…
-Marshmallow!- Celia ruszyła na kota, aby zamknąć go w
mocnym uścisku.
-NGHAHAHAHAHAH NANCY- Natsu zaczął tańczyć z radości.
-Dzisiaj świętujemy podwójnie- Ruda kobieta przytuliła mnie
do swojej metalowej piersi tak, że odjęło mi mowę - Witaj wśród swoich.
-E-Er-chian… D-dusisz….
Puściła mnie, poczułam wielką
ulgę, gdy mogłam odetchnąć w pełni. Wszyscy rozsiedliśmy się wygodnie na
krzesłach i zaczęliśmy zamawiać różne rodzaje trunków. Cana, nasza zawodowa
pijaczka, od razu zamówiła beczkę pełną alkoholu i zabrała się za nią bez namysłu.
Bądź co bądź, ale to już podpada pod alkoholizm i to powinno się leczyć.
Rozglądnęłam się po znajomych twarzach, ale kogoś mi brakowało. Zmrużyłam oczy
by się skupić, upijając po raz kolejny długi łyk piwa karmelowego.
-Mad!- wykrzyczałam do ucha przyjaciółki, aż lekko
podskoczyła na krześle, wylewając na siebie napój bogów- Gdzie Wendy i Carla??
-Naaanc- dziewczyna zmrużyła oczy, dając mi do zrozumienia
bym się uspokoiła i nie robiła tego więcej- Nie było cię i musisz wiedzieć, że
napadnięto je….
- Co?! Jak to?! Kto śmiał?!
Już czułam delikatny stan
upojenia, ale walnęłam ręką w stół mocno.
-Proszę nie zaczynaj, sprowokujesz tamtych. Niewiadomo,
Lisanna i Happy znaleźli je nieprzytomne zanim zaczęły się eliminacje.
-I co im jest? Co im zrobili?- parzyłam na nią z troską w
oczach.
-Porlysuica podejrzewała utratę mocy magicznej….
-H-huh? Jak to?..
-Normalnie…
-Och… To straszne…. Przepraszam Mad.
Usiadłam krzywiąc się lekko i
wróciłam do rozmyślań, gdy nagle przerwał nam głośny śmiech oraz huk.
Spojrzałam na wesołego chłopaka, który potrząsnął swoimi różowymi włosami i
wyciągnął rękę do góry.
-Kto następny?! Powal mnie swoim najlepszym strzałem!- Natsu
stał na stoliku triumfując nad leżącym pod nim Maxem.
-Niesamowite Natsu! Jesteś słaby Max!- usłyszałam od
pozostałych członków gildii.
W tym samym momencie Gajeel
zaczął głaskać Laxusa po głowie złośliwie, odciągany przez malutką Levy, która
nie chciała żeby jej duży chłopiec nie wplątywał się w żadne bójki. Urocza była
z nich para.
Tego wieczora wszyscy dobrze się
bawiliśmy. Cana w pijackim pojedynku straciła swoją górę od stroju, a gdy
chciano się zemścić na przeciwniku, okazał się on Bacchusem z Quatro Cerberos,
magiem rangi S, biorącym udział w Wielkim Turnieju Magicznym. Dalej nie
pamiętam co się działo, ponieważ wpadałam się w walkę na picie piwa z Madison,
Erzą oraz Juvią.
***
Obudziłam się z cholernym bólem głowy, nawet nie wiedząc, w jakim
miejscu się znajduję. Unosząc się do siadu i trzymając za głowę, rozglądnęłam
się wokół. Zaułek, to jasne, ale to co zobaczyłam przed sobą, zaskoczyło mnie.
Cofnęłam się z piskiem na ścianę, wpatrując się w nieprzytomne ciała dwóch
mężczyzn. Co oni tu robili? Chcieli mi coś zrobić? Przez mój umysł przewijały
się tylko strzępy wczorajszej nocy. Szli
za mną, tylko dlaczego poszłam głupia do zaułka? W tej samej chwili mężczyźni
zaczęli się przebudzać. Wstałam, trzymając się z sykiem za głowę, a drugą rękę
wyciągając przed siebie, gotowa w każdej chwili by zaatakować. Mężczyźni
spojrzeli po chwili na mnie a z ich ust wydobył się okrzyk przerażenia.
-Potwór! To potwór!- jeden z nich zaczął się cofać na rękach
w stronę ulicy.
- Ludzie ratujcie!! Potwór! Proszę, nie zabijaj nas!!- drugi
od razu pognał za nich, nawet nie oglądając się za siebie- Nie rób nam już
krzywdy!!
Znikli mi z oczu. Czego tak
bardzo się przestraszyli? Co im zrobiłam? Poczułam ostrzejszy ból w głowie, aż
oparłam się o ścianę budynku. „I co? Zobacz jak krzywdzisz ludzi” usłyszałam znajomy
głos wewnątrz. To jego sprawka, zrobił to, gdy byłam pijana. Nie wierzę, po
prostu nie wierzę. Znowu się tak łatwo dałam. Cieszyłam się, że chociaż żyli. „
A mogłem ich po prostu zabić. Znam twoje najmroczniejsze pragnienia, które
czasami przelatują ci przez głowę. Jak to zabić człowieka? Jakie to uczucie?
Jesteś zawiedziona, że nie poznałaś tych odpowiedzi?” odezwał się ponownie.
-Zamknij się!- krzyknęłam.
„Wszyscy wiemy, że tak naprawdę chciałaś tego…”. Nie
przestawał. Musiałam słuchać jak opowiada o najgorszych rzeczach, które
mogłabym zrobić. W końcu nie wytrzymałam.
-Zamknij się, zamknij, zamknij!- zaczęłam krzyczeć i ruszyłam
przed siebie z płaczem.
On mnie wykańczał, tak bardzo, że
momentami nie mogłam nawet samodzielnie myśleć.
Biegłam przed siebie, przepychając się między ludźmi, którzy co chwilę
krzyczeli za mną. Miałam wrażenie, że wszyscy krzyczą za mną „Potwór! Potwór!
”. A przecież nic im nie zrobiłam, zawsze starałam się być dobra! Naprawdę
dobra! Dlaczego to zawsze mi się przytrafia? Myślałam, że kiedy ucieknę od
tamtego świata, nigdy więcej nie usłyszę tych słów z ust obcych ludzi. Nawet
nie zauważyłam kiedy straciłam grunt pod nogami, który zamienił się w
pochłaniającą mnie ciecz. Woda. Musiałam wpaść do wody. Otworzyłam oczy pełne
łez, które zaczęły się z nią mieszać.
Jak prze mgłę widziałam niebo, most, które z każdą sekundą rozpływały się coraz
bardziej. Głos w końcu ucichł, a ja zostałam sama w ciszy, nie myśląc nawet o
tym, żeby się wynurzyć. Mogę to zakończyć, tu i teraz. W końcu moje ciało może
zmieniać się w ciecz. Mogę oddać się jej w pełni, wystarczy się tylko
skupić. Zamykam oczy, opadając coraz
bardziej w stronę dna. Czuję jak moje ciało zaczyna się rozluźniać, jak powoli
wszystko zlewa się w jedno. Czekam, odpływam i……………..
Wyczuwam jak ktoś łapie mnie za
nadgarstek, a potem obejmuje w talii drugą, silną ręką. Otwieram od razu oczy i
próbuję skupić wzrok na osobie, próbującej mnie uratować. Czarne włosy. Nie
znam nikogo takiego. Już nie. Daję się ponownie ponieść nieznajomemu, który w
końcu wyciąga mnie z wody.
-Nic ci nie jest?!-usłyszałam po chwili zatroskany męski
głos.
Otwierając oczy natychmiast,
spostrzegłam czarnowłosego chłopaka, który wpatrywał się we mnie z przerażeniem
w oczach. Jego tęczówki były czerwone,
jak róża lub krew. Chłopak był
przemoczony, w końcu mnie ratował. Był przystojny. I to mnie onieśmieliło.
Słowa utknęły mi w gardle, poczułam jak na moich policzkach pojawiają się
wypieki.
-N-nie… -wykrztusiłam w końcu.
Niewielka przestrzeń, która nas
dzieliła, sprawiała, że zaczynałam czuć się coraz mniej komfortowo. Nieznajomy
zauważył to i cofnął się, unikając kontaktu wzrokowego przez chwilę, a chwilę
potem, również i ja to zrobiłam. Nastała długa cisza, żadne z nas najwyraźniej
nie wiedziało co powiedzieć. Chyba powinnam podziękować za pomoc. Zaczęłam
powoli wracać do niego wzrokiem.
-J-ja… Dziękuję za pomo-
- Nie ma sprawy!-
patrzył się na mnie jak ciele na malowane wrota.
Czułam, że rumienię się mocniej,
a moja twarz przypomina buraka. Powinnam bardziej panować nad uczuciami. Z
transu, w który oboje wpadliśmy, wytrąciły nas krzyki. Z jednej strony
nadciągała Mad z Mashmallowem i Celią, a z drugiej- wysoki blondyn z dwoma
Exceedami po swojej lewej stronie.
-Rogue!- krzyknął ubrany w różowy strój Exceed- Rogue-sama!
-Rogue- zawtórował mu chłopak.
A więc tak miał na imię.
-Naaanc!!- zawołała Mad, zbliżając się do nas, ale w jednej
chwili zamarła, wpatrując się w chłopaka o jasnych włosach z kolczykiem w uchu.
On również stanął, patrząc na nią
z szeroko otwartymi oczyma. Mój wybawca wędrował wzrokiem po nich, oczekując na
rozwój sytuacji.
-MAD?!
-STING?!
Sting? Skąd Mad go znała? Gdzie
go spotkała? „Milion pytań do” zaczęło krążyć w mojej głowie . Chłopak
wybuchnął śmiechem i rozłożył ramiona, idąc w kierunku mojej przyjaciółki,
która pozostała w bezruchu.
-Mistrzyni Madison! Nic się nie zmieniłaś!
On był jej uczniem??! No nie, no
chyba nie, Madie miała tak przystojnego ucznia? To taki przy okazji widziała w
nim „potencjał”. Chciał zamknąć ją w mocnym uścisku, ale brunetka sprytnie
uderzyła go w brzuch, odsuwając się od razu. Usłyszałam jak syknął z bólu. Cios
wymierzony przez Mad to nie byle co.
- Nadal niczego się nie nauczyłeś gnojku?- odezwała się
chłodno.
- A czy twoje serce nadal jest lodowate?- rzucił w
odpowiedzi.
Zachichotałam mimowolnie.
-Uważaj sobie, bo w każdym momencie mogę ci przetrzepać ten
pusty łeb.
- Teraz na pewno nie dałabyś rady! Słyszałem, że byłaś razem
z innymi na tej waszej wysepce…. Moje umiejętności już nie są takie jak kiedyś.
-Wierzę, że coś wyniosłeś z tego co ci przekazałam, gnojku.
- Mistrzyni Madison… A raczej Madison… Teraz jestem od
ciebie starszy…. I wyższy.
Mówiąc to, dłonią pokazał
różnicę, dzielącą czubek jego głowy od Mad. Dziewczyna złapała ją mocno,
wykrzywiając przy tym boleśnie. Zawył, próbując wyrwać się z jej uścisku. W jej
oczach zauważyłam zadowolenie, spowodowane torturowaniem byłego uczniaka. Tak,
cała Mad. Sadystyczna, sarkastyczna i złośliwa Mad. Kątem oka zauważyłam jak
mój wybawca wstaje powoli i wyciąga rękę w moją stronę. Uśmiechając się
zawstydzona, chwyciłam ją i podniosłam się przy jego pomocy. Odwzajemnił
uśmiech, który mimowolnie roztopił mi nogi.
-Nancy.
-Rogue.
-Miło mi cię poznać.
-Nawzajem… Nie wpadaj więcej do wody.
Spojrzałam na nasze splątane
ręce, przez co cofnął się jak oparzony. „Nanc, opanuj się, pomyślałam.
-Nancy wracajmy! Musimy się przygotować przed Turniejem. –
Mad mierzyła mnie wzrokiem jakby chciała mi coś przekazać.
- Rogue,my też musimy się przygotować, żeby skopać tyłki jej
Gildii-Sting zaśmiał się złośliwie.
-Właśnie! Sting-sama my nawet nie musimy się przygotowywać
–zachichotał brązowy kot.
-Też tak myślę Lector, ale stwórzmy pozory.
-Fro-sama!- odezwał się Exceed w różowym przebraniu żaby.
- Uważajcie Sabertooth- Mad spojrzała na nich z kamiennym
wyrazem twarzy, a złote oczy stały się dziwnie przerażające- Gdyby nie te
siedem lat, wasza Gildia stałaby w najgorszej części miasta, a nikt o was by
nie usłyszał…. A teraz wystarczy, że trochę się wysilimy, żeby znowu powrócić
na należyte nam miejsce i strącić z was z podium.
Wzdrygnęłam się, gdy mówiła tym
niskim głosem. Sting zmarszczył brwi.
-Właśnie, gdyby nie te siedem lat….- parsknął- Jeszcze
zobaczymy, kto będzie górą.
-Nanc idziemy. Rozmowa skończona.
-A-ale…
-Powiedziałam: IDZIEMY.
Postawiła mi ultimatum.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Rogue. Skrzywił się lekko i skinął głową na
pożegnanie, gdy ruszyłam za swoją przyjaciółką. Posłałam mu pocieszający
uśmiech i machnięcie ręką, gdy nagle Celia uwiesiła się na mnie uradowana.
Nawet go dobrze nie poznałam, a już staliśmy się wrogami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz