W tamtym momencie... Zamarłam....Nie mogłam tego zrobić.. Miałam
zabić.. Niewinnego człowieka. Byłam gotowa, bez chwili wahania pozbawić życia
drugiego człowieka. Po tym wszystkim co przeszłam, nadal nic się nie zmieniłam.
Moje grzechy nie mogą zostać zapomniane tak łatwo. Miałam przeklęty żywot.
Oszukując i drwiąc z ludzi, robiłam z ich życiem wszystko, na co miałam
ochotę.. Ale Gray, ty dałeś mi kolejną szansę w tym życiu, Crime Sorciere jako
neutralna gildia, miała być moją skruchą. Ale nadal nic się nie zmieniłam,
nadal jestem wiedźmą z kamiennym sercem. Ja... Nie mam prawa aby żyć. Ale teraz
chcę... Jeżeli moje życie jest ceną, którą muszę zapłacić, aby świat mógł
wrócić do normalności, to niech tak będzie...
-Arka Czasu! Ostatnia
Egida!
W zamian za mój
czas... Który był wart tylko jedną, jedyną minutę... Nie mogłam nawet uratować
jednej osoby.
***
Wstaję i wymachuję rękoma;
-Jestem silna pokażę ci na co mnie stać!
Poczułam ukłucie w sercu, w
głowie pojawił się wyraźny obraz tego co miało za chwilę nadejść. Mad umierała
mi na rękach.
-Co to właśnie było?- spytała Mad, marszcząc brwi mocno.
-Madie, też to widziałaś?!
-Mam umrzeć?
Odwróciłam się szybko i
spojrzałam w stronę podnoszącego się przeciwnika.
-Wodne Tornado!- wyciągnęłam ręce przed siebie i
przestrzeliłam go na pół zanim on zdołał cokolwiek zrobić- Naprawdę tam był!
-Niemożliwe....
-A jednak, ktoś nas ostrzegł.... Czyli to znaczy.. Że cię
uratowałam!
-Chyba śnisz- Mad spojrzała w bok zawstydzona- Ja nigdy tak
szybko nie padnę na polu walki. Musimy ruszać. Wezmę Marshmallowa.
-Aye sir, jakby to powiedział Happy!... Ano właśnie... Jak
sobie radzą tam na górze?
Gdy Mad podniosła tygryska,
spojrzałyśmy ku górze, na jaśniejące od płomieni Natsu niebo. Walka z każdą
chwilą się zaostrza, nasz przyjaciel nie daje za wygraną. Ruszamy dalej,
znaleźć innych i pomóc im w pokonaniu wrogów. Napotykamy ich dość szybko, zajmuję
się nimi, by Mad było lżej. Jedno Wodne Cięcie, Tornado. Padają. Czuję
narastające zmęczenie, długo jeszcze tak nie pociągnę. Biegniemy dalej,
skręcamy w lewo. Przystajemy za rogiem, Celia wygląda czy jest czysto, już mamy
iść, gdy nagle.... Ziemia się zatrzęsła, upadłyśmy na kolana, usłyszałyśmy huk.
-C-co to było?- spytał przebudzony Marshmallow.
-Nie mam pojęcia...- rozglądnęłam się wokół.
-Marsh!- krzyknęła rozradowana Celia.
- Ciiicho- Mad upomniała nas wszystkich- Celia, podnieś
Nancy, niech zobaczy co się dzieje.
-Niech będzie- Kiwam głową, gdy Celia podnosi mnie.
Ból pleców znowu mi doskwiera,
zakrzepła krew trochę ciągnie mi inne części naskórka. Wznosimy się nad pozostałe
budynki, patrzę w stronę pałacu, skupiam wzrok, by zobaczyć trochę więcej.
-MAAAD!!- krzyknęłam, rzucając się w powietrzu- Taaaaak!!
-Co jest?!- Mad marszczy brwi- Nancy, co się dzieje?!
-Wrota runęły!! Jesteśmy uratowani!
-CO?!
Po chwili Mad również się wznosi,
by zobaczyć to na własne oczy. Widzę jak promienieje, na jej twarzy pojawia się
uśmiech, ulga ogarnia nas obie. Rozglądamy się, Atlas Flame, ten sam, który nas
zaatakował, zaczyna świecić jeszcze bardziej.
Wzlatujemy wyżej, inne smoki również ogarnia poświata. A zatem, to koniec,
wracają do siebie, nie zobaczymy ich już nigdy więcej. A ja... Mogę odpocząć,
mogę wreszcie odpocząć...
-N-Nancy, nie mdlej!!
***
Kilka dni po Igrzyskach Magicznych. Dzisiaj mamy bankiet, a
ja nawet nie umiem sobie sama zasznurować gorsetu. Stoję w nim i w staniku,
próbując to jakoś ogarnąć.
-Maadieeeeee- patrzę na swoją przyjaciółkę ze łzami w
oczach- No weź mi pomóż proooszę....
-Co za sierota -stwierdziła, wstając od toaletki.
Podeszła do mnie i podniosła
stopę do mojego tyłka, chwytając za sznurki.
-Nie moja wina, że nie potrafię tego sama robić, ty nie
potrzebujesz.
-Jasne. Nie denerwuj mnie.
Pociągnęła. Mocno. Aż za bardzo,
bo straciłam oddech.
-M-maaad....
-Oj wybacz, niechcący- rozluźniła mnie trochę.
-Chcący, chcący.
Zaśmiałyśmy się obie. Chyba znowu
wszystko po staremu, nasze relacje znów wróciły do normy. Zwłaszcza po tej
wizji.... Nie mogłabym sobie wyobrazić, co by było, gdyby się spełniła.
-Gotowe.
-Dzięki Maaad.
Podeszła do łóżka i leżącej na
nim sukienki.
-A właśnie- podjęłam po chwili- Wiesz, że Sting i Rogue też
będą.
-I co z tego?
-Nooo tooo, że mogłabyś pogadać ze Stingiem, tak naprawdę
porozmawiać, bez żadnej spiny.
-Nie umiem z nim rozmawiać, był moim uczniem i tyle.
-Ale wyrósł na przystojniaka.
Nie odezwała się. Spojrzałam na
nią, gdy ubierała sukienkę, paląc buraka. Wybuchłam śmiechem, aż oczy naszły mi
łzami.
-MADIE TY SIĘ ZAWSTYDZIŁAŚ!!
-Cicho bądź, wcale nie, a poza tym całą gildia nie musi
wiedzieć.
- No nie mów, że kręci cię Sting!
-Nie kręci. A ciebie kręci ten cały Cheney.
-Wcale nie.
-Akurat, przecież widzę jaki masz rozmarzony wzrok, gdy go
widzisz- uśmiechnęła się złośliwie, poprawiając gorset- Zagadaj do niego i
tyle... Cholera, chyba za bardzo widać mi piersi.
-No jasne i co jeszcze? Nie porozmawiam z nim- zaczęłam
nakładać od góry swoją, była bardzo ciężka- Nie martw się, jest dobrze,
przykuwa uwagę.
Mad podeszła do mnie i zaciągnęła
ją delikatnie, zabrała się do kolejnego sznurowania gorsetu, który był czarny,
kolor dla mnie idealny, zaś dół rozkloszowany, łososiowy. Moja przyjaciółka
miała na sobie coś całkiem innego, wycięte plecy, góra czarna, koronkowa,
wycięta również, by pokazywać połowę piersi. Spódnica rozkloszowana, tiulowa,
łączyła ze sobą czarny i oraz kremowy. Całą kreacja działała na zmysły, byłam
pewna, że na zmysły Stinga również podziała.
-Dobra, czas zająć się resztą- powiedziała.
-Tak, lecę do Lucy, obiecała mi, że jej Duch zrobi fryzurę!
- To leć, tylko nie zniszcz sukni!
-Tak Madiee.
Wyleciałam z naszego pokoju, zostawiając ją samą.
***
-Woooooow! Ale tutaj pięknie!- krzyknęłam, gdy weszłyśmy z
innymi do wielkiej sali, w której odbywał się bankiet.
-Nancy, bądź ciszej-zganiła mnie Mad, poprawiając swoje
rękawiczki.
Rozglądnęłam się. Główna cześć
sali była pusta, zapewne była przeznaczona do tańca. Dopiero po bokach stało
wiele stołów. A na nich co się działo... Cud, marzenie. Ciasta, ciastka, przekąski,
fontanny, mięsa, sery, wszystko czego dusza zapragnie.
-M-Maadieee, chodźmy na jedzenie, proszę!
-Jasne, zaraz.
Nie czekając na odpowiedź,
pociągnęłam ją w stronę stołów ze słodyczami. Wzięłam talerzyk, zaczęłam
nakładać rzeczy, na które miałam ochotę. Nabiłam na patyk truskawki i banany,
polałam czekoladą z fontanny, a potem wsadziłam sobie do ust, wypychając je
całkiem. Poczułam jak ktoś za mną staje, pewnie Mad, która jest zniesmaczona
moim zachowaniem, ale stoi z lampką szampana dla mnie.
-Madie, esi to plóbuj no-wydusiłam z siebie, biorąc również
dla niej i odwracając się w stronę jej twarzy.
-Madie, mówisz o swojej przyjaciółce?- Rogue uśmiechnął się
do mnie z góry- Sting ją tam złapał.... Nancy?
Patrzyłam na niego z wypchanymi
po brzegi ustami, z sekundy na sekundę czerwieniąc się coraz mocniej. Nim
zdążyłam cofnąć rękę z owocami, chłopak nachylił się i pochłonął je z apetytem,
jak przystało na Smoczego Zabójcę. Przełknęłam swoje i wyciągnęłam patyk z ust:
-Ja.. No ten tego.. Nie zauważyłam cię.
-Zdążyłem zauważyć, nie wstydź się, nie zjem cię przecież.
-A skąd mam wiedzieć, skoro zjadłeś moje owoce? W
czekoladzie!
- To w takim razie muszę się zrekompensować- zaśmiał się-
przyniosę ci szampana.
Gdy odszedł, spojrzałam w stronę
Mad i stojącego przy niej Stinga. Do moich uszu docierały skrawki ich rozmowy.
-To co- zaczęła Mad, niezręcznie bawiąc się swoją lampką
szampana- Jesteś teraz mistrzem gildii?
-A żebyś wiedziała- zaśmiał się chłopak- Mam teraz tyle
obowiązków...
-Mogę sobie tylko wyobrażać, co Sting Eucliffe znany jako
genialny podrywacz, robi jako mistrz gildii.
-Wiele rzeczy, teraz musimy podnieść Sabertooth, musimy
stworzyć miejsce, w którym dba się o swoich przyjaciół... Jak u was.
-Właśnie- podjął po chwili- zastanawiałem się nad zawarciem
układu przyjaźni pomiędzy naszymi gildiami. Myślisz, że to dobry pomysł?
- Nie jestem mistrzem, to z Macarovem musisz o tym
rozmawiać. Poza tym, co ma to z nami wspólnego?
-A dużo, dużo... Tak w ogóle to zauważyłem, że od ostatniego
razu piersi ci urosły, teraz to widzę dokładnie.
-To żart?- spojrzała na niego gniewnie.
Nim zdążył odpowiedzieć, uderzyła
go w twarz tak, że obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Goście spojrzeli na
nich, poszła, prychając głośno. Chłopak został sam, głaszcząc się po obolałym
policzku i wzdychając ciężko. Lector zaczął się śmiać z niego, opierając na
Froschu.
-Twoja przyjaciółka jest dosyć... ostra-powiedział Rogue,
podchodząc do mnie z lampką szampana.
-A jakże. To istna tygrysica- spojrzałam na niego,
uśmiechając się szeroko.
-Yhyy... Ładnie dziś wyglądasz, ta sukienka naprawdę do
ciebie pasuje.
- Do ciebie też pasuje... Ł-ładna kokarda...
-Rogueeeee!!- Sting wepchał się między nas, omal nie
wylewając mojego szampana- Chodź, pójdziemy napić się z Natsu i Gajeelem!
-Sting- Rogue posłał mu mordercze spojrzenie.
-Oj przestań, sam tego nie zrobię. I nie patrz tak na mnie,
będą jeszcze okazje.
Zaczęłam chichotać, spojrzeli na
mnie zdziwieni.
-Idźcie, nie każcie im czekać. Ja idę do Mad, nie może za
długo zostawać sama,
-No dobrze- skrzywił się chłopak- To do zobaczenia.
Odeszli ode mnie, a ja
odetchnęłam z ulgą. Czułam się przy nich taka niska, jak stokrotka między
dębami. Rozglądnęłam się za Mad, stała przy naszych Exceedach, lekko
zaczerwieniona.
-Słyszałam twoją rozmowę ze Stingiem.
-Taaak? To świetnie.
-Miał rację z tymi piersiami, nie możesz się nie zgodzić,
sama to zauważyłaś pewnie.
-Ale on tego nie będzie mówił. Dlatego dostał w twarz.
-Ale ja mogę?
-Tak.
Zaśmiałyśmy się obie, patrząc na
innych członków naszej gildii. Wszyscy byli zachwyceni przyjęciem, wyglądali
tak, jakby zapomnieli już o całym wydarzeniu. Minęły jakieś dwie godziny.
- ŻYCIE YUKINO NALEŻY TERAZ DO MNIE!
Zwróciłyśmy głowy w stronę stołów,
skąd wydobywały się krzyki. Zaczęła się kłótnia, do której gildii ma wrócić
Yukino, Gwiezdny Mag, który wcześniej należał do Sabertoth. Nie trzeba było
wiele, a rozpoczęła się walka. Krzesła, stoliki, JEDZENIE, latały wszędzie.
Dostałam ciastem czekoladowym od jednego z członków Lamia Scale i gdyby nie
Mad, która zachowywała stoicki spokój, wplątałabym się w kolejne bójki, a z
mojej sukni nic by chyba nie zostało.
- Nee, Madie- powiedziałam w takim, omijając rybę, które
nadleciała wraz z talerzem- Powiesz mi, co się dzieje między tobą o Gray'em?
Byłaś taka tajemnicza.
-Właściwie Nanc- Mad spojrzała na Fullbuster'a- To nic się
nie dzieje i dziać nie będzie, wyjaśniliśmy sobie parę spraw i my-
Nie dokończyła, bo taca z sałatką
wylądowała wprost na jej twarzy, a sprawcą był nikt inny, jak Sting, który
rzucał czym popadnie.
-STIIING!- Mad otrząsnęła z siebie resztki warzyw-
TY.JUŻ.NIE.ŻYJESZ!!
Zaczęła iść w jego stronę, ale
nie zdążyła nic zrobić, na balkonie pojawiła się gwardia królewska.
-Wystarczy!!-krzyknął dowódca- Jego wysokość właśnie
przybył.
Spojrzeliśmy ku górze, oczekując
nadejścia króla Fiore, ale zamiast niego, na balkonie pojawił się nie kto inny
jak Natsu w koronie i płaszczu samego króla.
-Nghaahahahahha! Co tam ludziska?! Rozkręcimy tę imprezę?!
-NATSUUUUU?!?!?!-wszyscy osłupieliśmy w jednym momencie.
- Co za kretyn!!- krzyknęła Madison.
-On oszalał! Zwariował!
Zaczęłam się śmiać. Śmiać jak dawniej.
***
Wróciłyśmy do Magnolii, od
mieszkańców dostaliśmy nową siedzibę, w której możemy bić się ile chcemy. Po
kilkudniowym odpoczynku, znowu zostałyśmy wezwane do gildii. Pilnie. Jak
najszybciej. Nawet nie dokończyłyśmy śniadania! Wyleciałyśmy jak z pieprzem z domu,
Celia i Marshmallow podnieśli nas aż do budynku.
-Jesteśmy mistrzu- powiedziała Mad, gdy stanęłyśmy przed
obliczem Macarova.
-Co się stało?- zapytałam- Podobno to coś pilnego.
-I jest- staruszek napił się porządnie- Mam dla was zadanie
specjalne.
-TAK?! Nareszcie! Ekhm..A czego mianowicie dotyczy?
-Jest to tajne zadanie, musicie mieć to na uwadze, zajmie
wam trochę czasu.
-Ale staruszku- Mad zmarszczyła brwi- do rzeczy.
-Zawarłem umowę... Z nowym mistrzem Sabertooth, że
zaciśniemy więzy między gildiami.... Oni wyślą nam kogoś, a my im. Na jakiś
czas, na misje i inne rzeczy.... Dlatego wybrałem was.
-C-co?- otworzyłam szerzej oczy.
-Co proszę??
-Mamy się z nimi zaprzyjaźniać?!
-Tak. Macie z nimi najlepszy kontakt, obserwowaliśmy was na
bankiecie. Drużyna Natsu jest zajęta, więc wy będziecie do tej roli idealne.
-Co będziemy z tego miały?-spytała Mad, krzyżując ręce na
piersiach.
-Wszystko będziecie miały zapewnione. Jedzenie, pokoje, a o
wasze mieszkanie nie musicie się martwić.
-To dobrze, źle by było, gdybyśmy je zastały w złym
stanie... Albo w ogóle go nie zastały.
-Nie musicie się o nic martwić, naprawdę. To będzie wasze
zlecenie. Pierwszy raz tego próbujemy. To jak, wchodzicie?
Spojrzałyśmy po sobie,
uśmiechnęłam się błagalnie.
-Wchodzimy.
-Wiedziałem, że nie odmówicie! Przygotujcie się do drogi.
Ale pamiętajcie, gdzie jest wasze serce... W FAIRY TAIL!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz