Trzeci dzień w nowej gildii
zapowiadał się ciekawie. Specjalnie dla nas, gości, utworzono nową drużynę
specjalną, którą Wielki Mistrz Sting nazwał Sabertail. Blondyn nie grzeszył
kreatywnością, uparty dążył do tego, żeby jego pomysł się przyjął i
najwyraźniej do tego doszło. W skład Sabertail wchodziłyśmy oczywiście my, Bliźniacze Smoki, Exceedy i Yukino. Dosyć
pokaźna grupka. Nasze koty zaprzyjaźniły się ze sobą, Celia i Frosh mogli bawić
się nieustannie, a Lector i Marshmallow popisywać się swoimi umiejętnościami.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że towarzyszyła nam Yukino. Była
zbędna. I tyle w temacie. Co do głosu w mojej głowie, to nie odezwał się ani
razu, pewnie czeka na lepszą okazję. Wyszłam z Celią ze swojego pokoju, miałam
wpaść po Mad. Pewnie znowu będę musiała ją gonić, ostatnio rozleniwiła się
cholernie, przez co wszędzie się spóźniałyśmy, a ja musiałam za to przepraszać.
-Robimy jej wjazd, Celiś?- zaśmiałam się, poprawiając czarną
pelerynę mojego nowego stroju.
-Tak!
Chichoczemy, biegnę pierwsza
przez korytarz, specjalnie nabierając niesamowitej prędkości, żeby wyważyć
drzwi Mad. Jestem blisko, już mam na nie naprzeć, gdy.... Otwierają się, a ja
wbiegam i przelatuję przez jej cały pokój, zauważywszy tylko zdziwioną minę
mojej przyjaciółki. Słyszeliście kiedykolwiek o wypadnięciu przez balkon przez
potknięcie się? To teraz już słyszeliście. Sama nie wiem jakim cudem grawitacja
spowodowała, ze wypadłam przez barierki, lecąc prosto na bruk i Smoczych
Zabójców.
-Wodna bomba!- krzyknęłam, kuląc się z przerażeniem. Wokół
mnie zgromadziła się duża ilość wody, gdy spokojnie dotknęłam ziemi, ta
rozbryzgała się na wszystkie strony, mocząc zaskoczonych chłopaków.
Rozprostowałam się po chwili i spojrzałam na kompletnie przemoczone ubrania
Stinga i Rogue. Obok mnie miękko wylądowała Mad, która postanowiła wyjść
szybciej oknem.
-Co to... - zaczął Cheney, marszcząc brwi, jakby próbował
zrozumieć zaistniałą sytuację.
-To wina Mad, to przez nią!
-Sama się potknęłaś - moja przyjaciółka poprawiła zgrabnie
zakolanówki na pasach.- Choć nie powiem, grawitacja nie powinna tak zadziałać.
-No dobra, dobra, ale co teraz z nami?? Jesteśmy cali
mokrzy!- stęknął Sting, naciągając swoje mokre ubranie.
-No przepraszam, przepraszam.- wstałam i odciągnęłam wodę z
ich ubrań zaklęciem.- To się już więcej nie powtórzy.
-W porządku, bylebyś niczego sobie nie zrobiła- rzekł Rogue,
uśmiechając się do mnie delikatnie. Odwzajemniłam go, a w tym samym momencie
przez wrota wypadła Yukino, która chwyciła za jego ramię i przycisnęła je go
piersi by utrzymać równowagę.
-Rogue-sama, Sting-sama, przepraszam za spóźnienie, proszę
mi nic nie robić!- powiedziała tym swoim piskliwym głosikiem i spojrzała na
nich maślanymi oczyma.
-Oj przestań Yukino- Eucliffe zachichotał, drapiąc się po
karku- To nic takiego, zaczekalibyśmy na ciebie!
Spojrzałyśmy po sobie razem z
Mad. Do tego nie trzeba było słów. Ta dziewczyna robiła wszystko, żeby nam się
narazić. I to samym swoim byciem.
-To co- umizgi przerwała Mad, która odezwała się jako
pierwsza- Idziemy? Wiecie gdzie to jest, więc prowadźcie.
-Czy możecie iść przodem?- Yukino spojrzała na nas-
Chciałabym omówić z naszymi przyjaciółmi babskie sprawy. Chcę wiedzieć jak
miewają się Mira i Lisanna.
-Dla ciebie wszystko - zaśmiał się blondyn i klepnął
przyjaciela w plecy- Chodź brachu, niech dziewczyny zacieśniają więzy przez
rozmowę o okresie i takich tam
. -Sting, jesteś obrzydliwy- skwitował jego kompan i ruszył
ze swoim Exceedem obok, rozprawiając nad tym, którą drogę trzeba obrać, które
miasta odwiedzić, gdzie uzupełnić zapasy, przestać się. Poczekałyśmy aż się
oddalą, a potem same ruszyłyśmy, od tyłu pod ręce wzięła nas Yukino. Uchwyt
miała mocny, niepodobny do swojej postawy i zachowania.
-Nie róbcie sobie nadziei- powiedziała sucho, całkiem innym
głosem niż poprzednio.- Oni są moi pod każdym względem, jeszcze tego sami nie
wiedzą, ale są pod moja kontrolą. I żadne pipidówy tego nie zmienią.
-Wiedziałam, że coś z tobą nie tak- uśmiechnęłam się
złośliwie, odpowiadając niskim głosem.- Taka beznadzieja bez przyczyny nie
dostałaby się do Szablozębnych.
-Totalna porażka- dodała Mad, tak po prostu, bez emocji.- A
tu się okazuje, że niezła z ciebie sucz.
-Ale nikt więcej się o tym nie dowie, nikt wam nie uwierzy
jak spróbujecie... W takim razie, skoro sobie wyjaśniłyśmy to.... Sting-sama,
Rogue-sama, poczekajcie!
No i pobiegła do nich tak szybko
jak tylko mogła, zostawiając nas same. I dobrze, sama obecność mnie irytuje,
ale teraz trochę zyskała w moich oczach tym, że ujawniła swoją prawdziwą
naturę. Wprost nienawidzę, gdy ktoś próbuje mi wciskać kit, ja i tak się o nim
dowiem, prędzej czy później
. -Rany, jak ona mnie wkurwia- moja przyjaciółka odetchnęła
w końcu.- To będzie ciekawa przygoda, dużo wrażeń. Wyostrzy mi się żarcik.
-Też tak sądzę. Chociaż trochę się obawiam.
-Nie masz czego, nie ma z tobą szans.
-Ty tym bardziej, Mad.
-Udam, że nie wiem , dlaczego to powiedziałaś.
No i zostało nam tylko dogonić
resztę. Czekała nas dość długa droga, wszystko mieli ze sobą Bliźniacze Smoki,
nasze plecy był wolne. Pierwszą noc spędziliśmy w niewielkim pensjonacie,
wynajęliśmy jeden pokój, ponieważ musieliśmy oszczędzać kryształy. We trzy
spałyśmy na łóżku małżeńskim, razem z Exceedami, a oni rozłożyli się wygodnie
na podłodze. Pamiętam jak w nocy szłam do łazienki, niechcący kopnęłam Stinga w
twarz. A wszystko dzięki temu, że źle widzę w nocy. Ale on zamiast obudzić się
i zwrócić mi uwagę, tylko chrapnął głośniej i przekręcił się na drugi bok.
Dopiero z rana zastanawiał się, dlaczego ma tak obolałą szczękę. Do tego udało
mi się porozmawiać sam na sam z Rogue, było całkiem miło, dowiedziałam się paru
ciekawych rzeczy o nim samym, dopóki nie przyszła jego białowłosa przyjaciółka.
Następny przystanek mieliśmy w lesie, na niewielkiej polanie. Podeszłam do Mad
i szturchnęłam ją w bok.
-Chodź się przejść, co?
-Po co?- spytała, unosząc brew.
-Pogadać.
Ruszyłam w las, nie oczekując
odpowiedzi. Wiedziałam, że pójdzie. Było całkiem przyjemnie, do zmroku mieliśmy
jeszcze trochę czasu. Las był mieszany, wszędzie paprocie i jakieś krzaki, których
nazw nie znam. Co jakiś czas słychać było dzięcioła lub innego ptaka. Wokół
było pełno krzaków z jagodami, z głodu byśmy nie padły.
-O czym chciałaś porozmawiać?-spytała po chwili.
-Ogólnie. Zastanawiam się czy dobrze się wszyscy
dogadujemy... I czy nie polegniemy jak będziemy musieli współpracować podczas
ewentualnej walki.
-Dlaczego się nad tym zastanawiasz, Nanc?
-Bo pierwszy raz nad na takie coś wybrano. Pierwsza gildia,
z którą Fairy Tail wykonuje misje. Z innymi tak nie było.
-Może dlatego, że przez wiele lat Sabertooth było uważane za
gildię przerażającą, samolubną, a teraz chcą pokazać, że jednak są ludźmi.
-Może masz rację, Mad.
Pewnie za bardzo się tym
przejmuję. Przeszłyśmy jeszcze trochę, zanim wpadłyśmy na kolejną niewielką
polanę, w której rozbity był obóz. Wygasłe palenisko, rozłożona karimata,
jasiek, plecak. Ktoś tu był i na pewno zamierzał wrócić po swoje rzeczy. Rozglądnęłyśmy
się, do tej pory nie widziałyśmy i nie wyczuwałyśmy nikogo. Mad podeszła i
otworzyła plecak nieznajomego.
-M-Mad, nie wolno ruszać cudzych rzeczy!- zrobiłam krok w
jej stronę, chcąc ją powstrzymać.
- Nie ma go tutaj- powiedziała, przeglądając rzeczy.-
podróżni nie zapuszczają się zbyt daleko od obozowiska.
-Chcesz mi powiedzieć, że ten człowiek jest wrogo
nastawiony?
-Być, może, ale jak na razie nie widzę niczego, co by na to
wskazywało.
-Może poszedł się odlać?...
Zachichotałyśmy mimowolnie.
-W każdym razie-Mad podniosła się z klęczek, wzdychając przy
tym ciężko.- Powinnyśmy stąd iść i poinformować...-
Nim moja przyjaciółka skończyła
zdanie, byłyśmy już uwięzione. Sama pułapka była jej znana, to jedna z
pierwszych rzeczy, których się nauczyła. Świecących prętów lepiej nie dotykać,
chyba, że ktoś lubi się poparzyć. Wyciągnęła rękę, zapewne, żeby nas stąd
wydostać. Zamknęła oczy i westchnęła na znak skupienia. Stała tak chwilę. Chyba
coś nie wyszło.
-Cholera, Mad i co teraz robimy?- jęknęłam przeciągle-
Możesz to jakoś dezaktywować?
- Gdybym mogła, już bym to robiła- Rozglądnęła się nerwowo-
Była zastawiona już zanim tu przyszłyśmy, ktoś musi posiadać niezwykłe
zdolności, skoro potrafi to zrobić. Nie mogę jej rozproszyć, to światło różni
się znacznie od mojego, jest trwalsze i przede wszystkim.... Silniejsze.
-Chcesz mi powiedzieć, że to cię przewyższa? I to cię
cieszy?
-Nie, głupia. Cieszy mnie to, że coś takiego można zrobić.
Czeka mnie nowa technika do opanowania.
-Super, wspaniale, że się napaliłaś-warknęłam podirytowana.-
Wręcz zajebiście, tylko jak to pomoże w wydostaniu się stąd?
-Nijak.-usiadła na ziemi po turecku.- Musimy poczekać, aż
nas ktoś stąd wyciągnie. A ty nie możesz zmienić postać na wodną, wyjść i
zawołać pomoc? Ciągle o tym zapominasz.
- Nie mogę, za bardzo musiałabym się rozciągnąć, poza tym to
wydziela ciepło, mogę zacząć parować, a to skończy się oparzeniem.
-Jak chcesz, to siadaj i czekaj.
No i co miałam robić, wykonałam
polecenie i oparłam się o jej plecy swoimi. W końcu znużone, zaczęłyśmy
rozmawiać o pierdołach, które nie miały większego znaczenia. Powoli zaczęło się
ściemniać, a ja robiłam się głodna, tym samym drażliwa.
-Kiedy zaczną nasz szukać?- spytałam.- Chcę coś zjeść. I
wracać do Celii i Marshmallowa.
-Nie wiem. Wiem, ja też.
W tym samym momencie usłyszałyśmy
trzask gałązek, a zza drzew wynurzyła się ogromna postać mężczyzny. Otworzyłam
szerzej oczy, ten człowiek wyglądał jak niewiele mniejszy Laxus. Do tego miał
na sobie płaszcz i kaptur, który zasłaniał mu twarz.
-Madison, Nancy?-odezwał się po chwili znajomy głos.
-Czy my się... znamy?- otworzyłam szerzej oczy ze
zdziwienia.
-Max.- Mad wstała szybko, a ja za nią.- To na serio ty?
-Max??
Pułapka, w której byłyśmy
uwięzione zniknęła, zostałyśmy uwolnione. Nieznajomy ściągnął kaptur z głowy i
wtedy zobaczyłyśmy znajome rysy twarzy. Tylko starsze. Max, blondyn, który
chciał koniecznie odzyskać kostkę i dostać się do naszego świata, stał przed
nami jak gdyby nigdy nic się nie stało. Do tego miał zarost, a raczej brodę w
zaawansowanym stadium wzrostu.
-Max?? To naprawdę ty??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz