- Max, to ty??- odezwałam się dalej zszokowana.- Dlaczego ty
masz brodę??
-Ciebie też miło widzieć. Nie miałem jak się ogolić.
Uśmiechnął się do nas, drapiąc po
głowie.
- Co tutaj robisz?- Mad uniosła brew, krzyżując ręce na
piersiach.- Dlaczego zastawiłeś pułapkę?
Mężczyzna zamiast odpowiedzieć,
podszedł do swoich rzeczy i przyklęknął, zaglądając następnie do plecaka.
Patrzyłyśmy w ciszy, jak przegląda wszystko dokładnie, jak gdyby bał się, że
coś zabrałyśmy. Teraz zauważałam, jak bardzo zmieniła się jego postać. Nabrał
trochę masy mięśniowej, już nie był taki smukły jak wcześniej. Od tyłu
przypominał wielkiego goryla o blond włosach. Gdy skończył, wstał i spojrzał na
nas ze szczerym uśmiechem, jakim nigdy go nie widywano.
- Po prostu wracam do domu.- powiedział.- Poza tym, nikt nie
lubi, gdy mu się grzebie w rzeczach, Mad.
Odpowiedź po czasie była jakby
wyrwana z kontekstu. Zauważyłam jak moja przyjaciółka zmrużyła oczy i wydęła
usta jak dziecko. A to coś nowego.
-Sprawdzałam, czy nie masz złych zamiarów.- żachnęła się
dziewczyna.- Poza tym jesteś w pobliżu naszego obozowiska, to jasne, że
mogłyśmy mieć obawy.
-Eee Mad- uniosłam ręce i pokręciłam głową.- W grzebanki to
ty mnie nie mieszaj, siwy huncwocie.
- Nie powstrzymywałaś mnie skutecznie, więc jesteś
współwinowajcą.
- Tak jasne.... Ty lepiej przejmuj się tym jak wrócimy.
Prawie całkiem się ściemniło.
Całkiem zapomniałyśmy o obecności
trzeciej osoby.
-Mogę was zaprowadził- Max poprawił włosy, jak to zwykle
miał w zwyczaju.
Pomimo tego, że przybyło mu kilka
lat, pozostawał cholernie przystojny. Nie dałam tego po sobie poznać.
-Jak po tym wszystkim mamy ci niby ufać?- odchyliłam głowę,
starając pokazać pogardę.
- Ponad siedem lat to dość czasu, żeby wszystko przemyśleć i
zmienić nastawienie.
Mówił to wszystko z taką
lekkością. W sumie dla nas to była jedynie chwila. My straciliśmy ich tyle, że
strach się bać, nawet jeśli nie zestarzeliśmy się.
-No nie jestem przekonana.... Mad, co o nim sądzisz?
- ... Mogę dać mu drugą szansę- powiedziała po dłuższym zastanowieniu.- Bylebyś nie
próbował głupich sztuczek.
A ja dalej się obawiałam. Ten
człowiek jest nieprzewidywalny, w przeszłości był naszym wrogiem, a teraz normalnie
rozmawiamy. Nie powinnam być pamiętliwa, ale tylko Bóg jeden wie, co zrobił
Madison. Ustaliliśmy, że weźmie ze sobą rzeczy. Gdy szliśmy, było już całkiem
ciemno. Dało się słyszeć rozmaite szelesty, odgłosy sów, kruków. Jak ja
nienawidzę ciemności. W takich chwilach to "coś" w mojej głowie
powinno się odezwać. Ale jak na razie nie dawało żadnych znaków życia. Żeby
rozjaśnić nam drogę, żebym czasem się nie połamała, Mad użyła kochanego
"Lumos". Mało rozmawialiśmy, tym bardziej ja nie miałam mu nic do powiedzenia.
Nie teraz. Muszę się z tym oswoić. W końcu zobaczyłyśmy migoczące światło
pomiędzy drzewami, które najprawdopodobniej pochodziło od naszego ogniska. Gdy zbliżyłyśmy się wystarczająco blisko, w
nasze ramiona wpadły Exceedy, które cieszył się z naszego powrotu. Celia mocno
ścisnęła mnie za szyję.
-Nancy!- krzyknęła mi do ucha, jakby nie mogła powiedzieć
normalnie.
-Gdzie byłyście?- Marshmallow starał się zachować poważną
minę.- I kim jest ten człowiek?
Max stał tuż za nami i z
rozbawieniem przyglądał się tej scence.
-Madie, Nancy!- zawołał Sting, rozkładając ramiona w naszym
kierunku. Widać było po nim, że kamień spadł mu z sera.- Co się z wami działo?!
Szukaliśmy was, aż w końcu Yukino przekonała nas, że same wrócicie!
Do blondyna do łączył jego
przyjaciel i koty.
- Wszystko w porządku?- zapytał Rogue, unosząc brwi w
wyrazie ulgi,
-Nic nam nie jest.- uśmiechnęłam się od ucha do ucha- A co,
martwiliście się o nas?
-Nie, wiedzieliśmy, że....
- No jasne, że tak!- Eucliffe klepnął Cheneya mocno w plecy,
aż poleciał o kilka kroków do przodu.- Rogue nie mógł spokojnie usiedzieć na
dupsku tak się o ciebie martwił!
-Sting, zamknij ryj.- chłopak przywalił mu w głowę.
-Nie bij mnie ty dupku!
Kłótnie to nieodłączny zwyczaj
Smoczych Zabójców.
-Och, naprawdę?- zachichotałam, głaszcząc po głowie Celię.
-Ne, ne- za nami pojawiła się Yukino, przerywając wszystko.-
Dosyć tego! Lepiej mówcie co to za jeden... To znaczy... Nancy-chan, kto to?
-To jest Max.- Mad wyprzedziła mnie i posłała uśmiech
mężczyźnie.- Nasz stary, dobry znajomy. Co nie Maxi?
Ona się uśmiechnęła przy
ludziach. Do osobnika płci przeciwnej. Chyba zauważył to też Sting, bo zrobił
minę, jakby ktoś bąka puścił.
-Ooo, jak miło- białowłosa klasnęła w dłonie.- Tylko co tu
robi?
-Wracam właśnie do Red Rode.
-Red Rose?- odezwałam się zaciekawiona.- Czy my przypadkiem
też tam nie zmierzamy?
Przełamałam się. W końcu ile razy
spotyka się takie przypadki losu?
-Dokładnie tam.- potwierdziła głową Mad.- Max, może byś się
przyłączył?
Sting pobladł w jednej chwili i
wszyscy zwrócili oczy w stronę mojej przyjaciółki.
- C-co?- chłopak zmrużył oczy i skrzyżował ręce na
piersiach.- To miał być wypad tylko Bliźniacze Smoki i Fairy Tail!
- I my nie przewidywałyśmy nikogo więcej oprócz was, młody.
Czy Mad chciała przez to
powiedzieć, że wolałaby, żeby nie było z nami ich przyjaciółki?... A tak z
innej beczki, dziewczyna trafiła w punkt zapalny. Miała go tak nie nazywać,
zwłaszcza przy ludziach, teraz był od niej i starszy i wyższy, wiedziała, że to
spowoduje, że jego ego będzie chciało się bronić.
-..Jak sobie chcesz konusie.
Westchnęłam ciężko na znak
zrezygnowania. Spojrzałam na całe swoje towarzystwo,a potem poszłam przygotować
się do spania. Nie chciało mi się już z nimi kłócić. Położyłam się przy ognisku
na karimacie i zaczęłam kręcić. Bezsenność dopadało mnie właśnie w takich
chwilach. Co jakiś czas zerkałam na innych. Mad odeszła dalej z Maxem i razem
rozłożyli się na trawie. Pewnie chcieli mimo wszystko nadrobić. Zmieniłam
pozycję po raz n-ty i objęłam się rękoma, żeby się ogrzać. Gdyby Celia spała ze
mną, a nie przy Marshmallowie to byłoby nam cieplej.
-Nancy-chan możesz przestać?- usłyszałam niedaleko jęczący
głos Yukino.- Spać nie można, gdy się słyszy jak trzeszczy twoja karimata.
-Mam problemy ze snem.-odpowiedziałam, przewalając oczami.-
A zimno temu tym bardziej nie służy.
Ktoś inny przekręcił się.
-Nancy- odezwał się, słuchający nas od początku Rogue.-
Jeśli ma ci to pomóc, to możesz się do mnie przysunąć i oprzeć.
Otworzyłam oczy szerzej i
zamarłam na chwilę. Odwróciłam się w jego stronę powoli, gdy przetrawiłam
przekaz.
-N-naprawdę?... A-ale... Frosch.. No i Sting.
-Raczej nie będą mieli nic przeciwko.
-Fro-sama!- odezwał się z ziewnięciem zielony kot.
Musiałam udać, że się chwilę nad
tym zastanawiam.
- No dobrze...- przyznałam w końcu.- Tylko niech on nie
jojczy, że chciał z tobą spać.
- Spokojnie Nancy nie będę!- Eucliffe włączył się do
rozmowy.- Dzisiaj pozwolę ci z nim spać. Tylko pamiętaj, on ma łaskotki na
brzuchu.
-Ale mi dajesz pikantne szczegóły.
Zaśmialiśmy się wszyscy, byłam w
trakcie przesuwania karimaty. Yukino wsparła się na ręce i patrzyła na mnie z
nienawiścią. Uklękłam obok Cheneya, a ten wyprostował rękę, żebym mogła się
ułożyć na jego ramieniu. Gdy to zrobiłam, wykorzystałam swoją pelerynę do
okrycia się, a chłopak objął mnie tą ręką. Dziwne, ale miłe uczucie, którego dawno
nie było. Teraz miałam okazję żeby dowiedzieć się o nim więcej, więc powoli
zaczęłam zadawać pytania, skąd pochodzi, który ze smoków go wychował. Nawet nie
pamiętam, kiedy zasnęłam, trzymając mocno Froscha w ramionach.
***
Para magów światła leżała na
trawie, wpatrując się na gwieździste niebo. Do ich uszu dobiegały tylko odgłosy
towarzyszy i skwierczenie ognia. Chcieli porozmawiać, lecz żadne z nich nie
wiedziało, jak to zacząć. Dopiero dziewczyna, mocno ściskając swoje palce,
westchnęła głośno, przerywając niezręczną ciszę.
- Co się z tobą stało?...-zapytała, starając się zachować
poważny ton.- Gdzie się potem podziałeś?...
- Wszędzie... I tu i tam.- odpowiedział jej krótko.-
Podróżowałem... Dużo podróżowałem. Uczyłem się magii. W końcu zrozumiałem, ile
zła wam wyrządziłem... Tobie.. Chciałem wrócić i sprawdzić co u ciebie,
zażegnać dawne konflikty, wtedy powiedziano mi, że od ponad roku nikt was nie
widział. Nie tylko ciebie i Nancy, ale i resztę silnych magów.
Dziewczyna podniosła się na
łokciach i spojrzała na niego, unosząc brew.
-Byliśmy na Tenroujimie, wiesz, egzamin i te sprawy.
Powinieneś to jeszcze pamiętać. Stało się tam coś...
-Wiem co się tam stało.- przerwał jej od razu.- Dowiedziałem
się sam. Wtedy myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.
Mad otworzyła szerzej swoje
zielone oczęta, zaskoczona wypowiedzą mężczyzny. Brzmiało to dość dwuznacznie.
Zwłaszcza ton, który to mówił, pełen... bólu.
-Czekaj... Chcesz przez to powiedzieć..- zaczęła niepewnie,
bojąc się odpowiedzi.- Że ci mnie brakowało?
- Twoje zniknięcie
wyzwoliło we mnie dziwne uczucia.- mówiąc to, wyjął fajkę z plecaka i
zapalił ją po chwili.- Dopiero potem zrozumiałem, że byłem głupcem, że nie
dowiedziałem się wcześniej i nie mogłem jakoś tego zmienić. Kto wie co mogło się
z tobą stać.
Czy on właśnie wyznał jej uczucia?
Nigdy by nie przypuszczała, że Max mógłby coś do niej czuć. Nie po takim kurwa
czasie i nie po tym, co sobie nawzajem zrobili. Znowu zapadła między nimi
głęboka cisza, która przerodziła się w niezręczną. Dziewczyna dziwnie się czuła
z tym wszystkim, co mogła sobie myśleć po nawałnicy takich tekstów? Tym
bardziej, że teraz jest od niej o dwanaście lat starszy. Chciała powiedzieć cokolwiek,
ale nie mogła otworzyć ust. W końcu mężczyzna usiadł i spuścił głowę, wyjmując
fajkę.
-Ale w końcu się podźwignąłem.-odezwał się, chichocząc.-
Powędrowałem o Red Rose, tam się zatrzymałem i teraz pracuję jako mag w gildii
Red Monkeys. Całkiem ciekawe zlecenia.
-To dlaczego kazano nam się zająć czymś w waszym mieście?-
wykrztusiła coś z siebie ciebie.- Równie dobrze ty możesz się tym zająć.
-Kto wie, kto wie.....
Mad usiadła po chwili szybko i
spojrzała na niego.
-Max... a ty jesteś... Teraz z kimś?
-Dlaczego pytasz?
-Tak z ciekawości.... Interesuje mnie jak sobie
poradziłeś.... W sumie coraz młodszy nie jesteś.
- Aha- mężczyzna po chwili wybuchnął śmiechem.- Ciekawska
jesteś rzeczywiście... Mam narzeczoną i syna.
Brunetka otworzyła szeroko oczy i
uniosła brwi. Więc jednak nie strzelał na ślepo. Szok po chwili ustąpił radości
co wyraził jej delikatny, szczery uśmiech. Cieszyła się, że zmienił swoje
nastawienie i zaczął nowe życie. Był naprawdę innym człowiekiem.
-Ciszę się, że w końcu znalazłeś szczecie.- mówiąc to,
wstała powoli i otrzepała się.- Chciałabym ich poznać.
- Na pewno poznasz. Gdy dojdziemy do miasta, ugoszczę was na
jakiś czas, mamy duży dom.
-Jasne Maxi, nie mogę się doczekać.
Po tych słowach odeszła do swoich
towarzyszy i przyglądnęła się ich spokojnym twarzom. Uśmiechnęła się
delikatnie, spoglądając na śpiącą Nancy z Froschem w ramionach, objętą przez
Cheneya.
-A spróbuj jej coś zrobić, to ci nogi z dupska powyrywam.-
szepnęła do siebie.
Jej wzrok zatrzymał się na
rozłożonym Stingu. Wyraziste mięśnie
brzucha poruszały się przy każdym oddechu. Pamiętała jeszcze, jak był małym
szczylem, który nie był jeszcze taki silny. Położyła się na karimacie niedaleko
niego i chwilę po tym, jak zamknęła oczy, zasnęła, targana niespokojnym snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz