Dziewczyna otworzyła nagle oczy,
gdy poczuła czyjś oddech na swoim nagim ramieniu. Nagim, bo jako dziecko-Syberia,
nie zamierzała się niczym przykrywać, skoro nie było jej zimno. Tuż nad sobą
zobaczyła blondyna, który uśmiechał się szeroko.
-Mad, wstawaj.- szepnął jej prawie, że do ucha Sting,
podnosząc się następnie.- Chodź na sparing.
-C-co proszę?- zaskoczona dziewczyna usiadła i przetarła
powieki.- Czego chcesz?
-Sparing. Chcę z tobą sparing. Co prawda nie na serio, bo
bym cię rozwalił, ale... Widzisz jak ta ciota smacznie z nią śpi.
Oboje zerknęli na śpiącą parę
magów. Nancy przytulona z Froschem mocno do Rogue, objęła go jedną nogą przez
sen, a chłopakowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Mad wstała i poprawiła
włosy.
- Obudziłeś mnie ze względu na swoje zachcianki?- zmrużyła
oczy, które najprawdopodobniej oplułyby go jadem.
- A co jeśli tak?- chłopak zachichotał i podrapał się po
głowie.- No i po to, żeby jakoś cię zachęcić, ty niedostępna Mad. Marnujesz
się.
Poruszył szelmowsko brewkami,
zerkając na jej piersi. Na jego nieszczęście dziewczyna to zauważyła.
-Uciekaj.
-Wiedziałem, że się zgo...-
Nim dokończył, świetlna iskra
poleciała między jego nogi, nieomal trafiając go w stopę. Z jego twarzy zniknął
uśmiech, gdy spojrzał na wpatrującą się w niego dziewczynę z zimnym wyrazem.
-Nie będę się powtarzać. Uciekaj.
-Ma-Madie, ty się w ogóle na żartach nie znasz.- śmiejąc
się, ruszył sprintem w las.
Madison uśmiechnęła się pod nosem
i ruszyła za nim jak najszybciej. Dziewczyna nie chciała go tylko dogonić,
mogła przy tym jeszcze dobrze przysmażyć mu dupę. Wiedziała, że po jakimś
czasie zacznie opadać z sił. W obozie pozostali tylko śpiący przyjaciele i Max,
który uśmiechnął się do siebie pod nosem.
- Pociski!- krzyknęła, wystawiając rękę przed siebie.
W jednej chwili w jego stronę
poleciały świecące naboje, które chciały za wszelką cenę go dosięgnąć. Jeden z
nich przeleciał tuż koło jego twarzy, naruszając naskórek.
-M-Mad! Nie przesadzaj! I tak mnie nie pokonasz.
Zamiast tego zaczęła miotać w
jego stronę wszystkimi możliwymi zaklęciami ofensywnymi. Nie ustępowała ,pomimo
jego błagalnych próśb. Pokonywali kolejne metry, coraz bardziej oddalając się
od obozu. Widziała jak chłopak się męczy, a gdy stanie, wystarczy, że go dobije
i wygra. Jednakże całą sytuacja sprawiała jej radość, miała okazję spędzić
trochę czasu ze swoim uczniakiem. Eucliffe zatrzymał się nagle, jakby wpatrywał
się w coś. Poniesiona emocjami Madison nie zważała na to, liczyło się tylko to,
żeby go dopaść.
-Przywołanie, Lanca!- krzyknęła, a w jej dłoni pojawiła się
broń.
Zamiast zaatakować, odbiła się od
niej i skoczyła niczym tygrysica na swoją ofiarę. Kopnęła go mocno w plecy,
wywalając ze sobą do przodu. Krzyknął przeraźliwie, gdy poczuł na swoim ciele
jej kopniaka. Pech sprawił, że dopiero wtedy zobaczyła strome zejście, którym
się za chwilę razem z krzykiem toczyli.
-MAAAAADIEEEE-krzyczał chłopak, trzymając ją mocno.
Gdy powierzchnia się wyrównała,
zatrzymali się oboje. Eucliffe spojrzał w twarz swojej byłej mentorce, która
była pierwszy raz pod nim. Dostrzegł te zielone oczy, które przypominały
wiecznie kwitnące drzewa. Mógł obserwować jak pod jej bladą cerę biegną żyłki
przeróżnej wielkości. Widział dokładnie jak przełykała ślinę, naprężając przy
tym mięśnie. Całym sobą czuł jak spina się pod nim ze zdenerwowania. Nie była
wcześniej w takiej sytuacji, wiedział to. Dziewczyna również mu się
przypatrywała. Wzrokiem ogarniała każdą widoczną cześć ciała. Dobrze zarysowane
mięśnie, które naprężały się przy każdym ruchu nad nią. Oczy, w których mogłaby
się zatopić jak w morzu. Dopiero teraz zdołała w pełni zauważyć jak jej się
kurewsko podoba. Poczuła jak serce zamiera jej na chwilę, by następnie bić
szybciej niż poprzednio. Teraz jej uwagę zwracała rana chłopaka. Mad podniosła
dłoń i dotknęła palcami naruszony wcześniej policzek. Nie mogła się powstrzymać
przed zrobieniem tego. W jednej chwili poczuła się bezpiecznie i przyjemnie.
Nawiedziło ją uczucie, które nie towarzyszyło jej nawet przy Fullbusterze.
Spodziewała się natychmiastowej reakcji, ale nic takiego nie nastąpiło. Sting
wpatrywał się w nią z delikatnym uśmiechem, jakby nie chciał jej spłoszyć.
Wtulił delikatnie policzek w jej dłoń i westchnął głęboko.
-Jesteś sadystką, Mad.- szepnął i opadł na nią, wdychając
mocno jej zapach.- Zawsze mnie tylko karcisz.
Brunetka w jednej chwili poczuła,
ze płonie. Ta bliskość spowodowała, że zakryła twarz przedramieniem.
-Bo zasługujesz.-zdołała wykrztusić.- Przyzwyczaj się. I-i
zejdź ze mnie.
-Za chwilę, dobrze ci to zrobi.
-Kretyn.
Blondyn podniósł się po dłuższej
chwili i pomógł jej się podnieść. Oboje otrzepali się z błota i liści, które
przywarło do nich w czasie upadku. Mad z całych sił starała się unikać jego
spojrzenia. W pamięci miała jeszcze to, co stało się kilka chwil temu. Wszystko
przypominało sen, więc żeby się obudzić, uszczypnęła się mocno w rękę, a
następnie spojrzała na wzniesienie. Musieli poszukać drogi powrotnej. Nie mogła
dłużej przebywać z nim sam na sam, bo mogłaby stracić nad sobą kontrolę.
-Wejdziemy tą samą drogą.- powiedziała, ruszając przed nim.-
Wrócimy tak szybko, że nie zauważą naszego zniknięcia.
-Jak sobie życzysz Madie.- chłopak zaśmiał się.- Ja będę
ochraniać twoje tyły.
***
-Ne, Ne!- poczułam jak ktoś mnie szturcha.- Nancy, Nancy
obudź się.
Otworzyłam powoli oczy i
spojrzałam na przejętego Marshmallowa. W ramionach mocno trzymałam
przebudzonego Froscha, który starał się ogarniać sytuację,
-M-Marsh?..- ziewnęłam przeciągle, starając się nie puścić
łez.- Co się dzieje? Dlaczego mnie budzisz?
-Mad zniknęła.
-C-co? Jak to?
-I Sting też.
Podniosłam się gwałtownie do
siadu.
-Oboje zniknęli?!-krzyknęłam bez zastanowienia.
-Nancy, co się dzieje?- Rogue przetarł oczy i spojrzał na
mnie zaspany, mocniej zaciskając rękę na mojej talii.
-N-nie n-nic!- poczułam, że płonę. Co za dziwny widok, patrzeć
na kogoś z kimś się spało.
Odłożyłam Froscha obok i wstałam,
uśmiechając się do chłopaka:
-Dziękuję za przygarnięcie mnie. Śpij jeszcze trochę, ja
muszę się czymś zająć.
-N-nie ma za co.- Cheney spojrzał w bok i położył się z
powrotem.
Odeszłam trochę i uderzyłam się
mocno w gorące policzki:
-Ogar! Ogar!
-Nancy i co teraz?- spytał Mashmallow, lądując obok mnie.
-A co ma być? Poczekamy na nich. A potem przesłuchamy.
-Na pewno?
-Marsh, ona jest dorosła. Da sobie radę.
"Świetna sielanka. Chwilę
mnie nie ma, a już wszyscy się zakochujecie. Myślisz, że cokolwiek dla nich
znaczycie?"- usłyszałam w głowie. Pobladłam na chwilę. Jednak jego
odejście tylko mi się wydawało, nadal jest i tylko czeka. Spojrzałam w stronę
Maxa, który leżał z otwartymi oczyma, wpatrując się w niebo. Ruszyłam powoli w
jego stronę, żeby zająć się czymś innym, chcąc już zadać pytanie, ale
najwyraźniej przewidział to, bo odpowiedział od razu:
- Są na zalotach.
-Jeny Max, a ty jak zwykle niemiły.- uśmiechnęłam się i usiałam
obok.- Zazdrosny jesteś?
-A w życiu. Cieszę się, że się stara. Ponoć ten młody jest
silny.
- Mówisz?.. Tak, to Smoczy Zabójca.
-Czyli wyzwanie dla Mad.- mężczyzna przyjrzał mi się
bacznie.- Coś z tobą jest nie tak?
-C-co? O czym ty mówisz?- otworzyłam szerzej oczy, starając
się grać zaskoczoną.- Nie wiem o co ci chodzi przecież wszy..-
"Jedno spojrzenie i mnie rozgryzł. Ciekawe jakie ma
zdolności"-usłyszałam ponownie.- " Gdy tylko przejmę twoje ciało, po
nich wszystkich będzie następnym, który zginie."
-Zamknij się.- szepnęłam cicho do siebie.
-Twój chłoptaś wie, że masz problem?
-C-co? Nie?...- dotknęłam bolącej mnie głowy.- Nie jest moim
facetem... To nie jest problem, to chwilowe. On sobie pójdzie.
-Nancy- Max uniósł się.- To jest to, co cię przemieniło
podczas naszej walki? To cię zniszczy. Już się niszczy.
-Nie niszczy, jak widzisz daję radę. I dawałam bez twojej
pomocy.
-Jak sobie chcesz, ale to może skrzywdzić twoich przyjaciół.
A wtedy będziesz musiała stawić temu czoła.
-Wtedy to zrobię. Jak na razie nic się nie dzieje.- wstałam
powoli.- Dziękuję za ponowne uświadomienie mi jak mogę być niebezpieczna. Nie
chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział, Max.
Spojrzałam na drzewa w momencie,
w którym Mad i Sting stali się widoczni. Dziewczyna szła kilka kroków przed
nim, widocznie zaczerwieniona. Uniosłam brwi zaskoczona i ruszyłam w jej
kierunku.
-Cześć wam, robaczki.- odezwałam się, chichocząc cicho.- Co
tam robiliście?
-Sparing. To tylko sparing.- odezwała się szybko Mad.- Nic
się nie działo, prawda, Sting?
-Oczywiście Mad.
-Twoja twarz Mad.-uniosłam brew, uśmiechając się szeroko.-
Mówi mi co innego.
-To przez wysiłek. Później pogadamy.
-Nancy-chan- odezwał się uroczo Eucliffe.- Obudzisz resztę?
Ruszamy do Red Rose.
-Nie ma sprawy,
Nie było większego problemu przy
budzeniu ich i pakowaniu się. Byliśmy na drodze, prowadzącej prosto do Red
Rose. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo ze Smoczymi Zabójcami i Yukino, ja dalej
miałam w głowie wspólny sen z Rogue, a Mad, jak mi potem powiedziała, chwilę
słabości ze Stingiem. Byłam zawiedziona tym, że nie mogłam tego zobaczyć, ale
starałam sobie to wyobrazić, co za każdym razem kończyło się napadem śmiechu i
przykuciem spojrzenia wszystkich towarzyszy. Najwięcej mówił Max, który
opowiadał o swoim domu i okolicach, dając nam cenne rady. Zobaczyliśmy Red Rose
ze wzgórza, bo jak większość miast leżało na nizinie. Było dużo mniejsze niż
dobrze znana nam Magnolia, jednakże nadrabiało kolorami budynków. W jego
centrum stał kościół otoczony dużym placem, na którym, jak mawiał Max, każdego
ranka odbywał się targ, a w każdy weekend, zabawy. Mężczyzna mniej więcej
wskazał nam wtedy gdzie mieszka. Czekało nas przejście całego miasta pod jego
przewodnictwem.
-Maaax.- zaczęłam, doganiając go.- Dlaczego Red Rose?
-W jakim sensie pytasz?-uniósł brew, zerkając na mnie z
góry.- Red Rose dlatego, że kwitną tu najpiękniejsze czerwone róże w całym
Fiore!
-Nie o to pytam...
- Dlatego, że stąd pochodzę.
Zamrugałam kilka razy ze
zdziwienia, starając się dotrzymać mu kroku:
-Więc nie z Magnolii?
-Nie. Tam tylko byłem
przez chwilę.
Nie wiedziałam, że stąd pochodzi.
W sumie... To nic o nim nie wiedziałam. Zerknęłam za siebie na Rogue i
wyrównałam do niego.
-Ładnie tu, prawda?- uśmiechnęłam się z dołu delikatnie.-
Pierwszy raz jestem w tych okolicach.
-Oczywiście, że tak. Nancy.. Mam do ciebie pytanie..
-Jakie?
Przekręciłam lekko głowę na bok,
zaciekawiona.
-W sumie nic o tobie nie wiem.... Nie chcesz mi może czegoś
o sobie powiedzieć?...
-Jasne, ale nie tutaj oczywiście.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Do
naszych uszu dotarł urywki rozmowy Mad i Stinga, który wychwalał wszystkie
podróże.
- Tak szczerze.- zaczął głośno Cheney.- To cud, że się z tym
debilem nie zgubiliśmy.
Spotkał się z natychmiastową
reakcją, bo blondyn zamknął się momentalnie i zwrócił głowę w jego stronę.
-Co o mnie mówisz pacanie?- Sting zmrużył oczy, posyłając mu
mordercze spojrzenie.- To przez ciebie zawsze się gubimy!
-Sting-sama, Rogue-sama- odezwała się łagodnym głosem
Yukino.- Nie czas na kłótnie. Później to załatwimy.
-Mamy Mad- zaśmiałam się cicho.- Która jest świetnym
nawigatorem, także nic by się takiego nie stało.
-To, że byłam...-
-Witamy w Red Rose.- Max odwrócił się z delikatnym uśmiechem
w naszą stronę, wskazując rękę na wielką bramę miasta, na której był wielki
herb miasta z ptakiem pod czerwoną różą.- Tu spędzicie trochę czasu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz