-Całkiem ciekawy herb.- powiedziała Mad, przyglądając się
zaciekle zwierzęciu.- Co to za ptak?
-Słowik.- Max uśmiechnął się, zadowolony z naszej
ciekawości.- Kiedyś byliśmy kojarzeni jako miasto festiwali pieśni, ale
tradycja podupadła razem z miastem.
Ruszyliśmy za nim główną drogą,
mijając skupione wokół niej budynki mieszkalne, na których parterze znajdowały
się lokale. Część z nich była opuszczona i zaniedbana. Rzeźby, które miały być
ozdobą, teraz straszyły swoimi resztkami, a tynk odpadał w bardzo dużych
ilościach.
-Wszystko takie zniszczone.- stwierdziłam rozglądajac się
wokoło.
-Zapewne prosperuje tak samo jak wygląda.-moje słowa
potwierdził Rogue.- Do tego zapach miasta, czujesz to Sting?
-Ten smród?- Eucliffe skrzywił się od razu.- Jak nie, jak
tak!
-Przypalone mięso i zgniłe jaja.-powiedziałam jakby do
siebie po dłuższym zaciąganiu się powietrzem. Dobrze znałam ten odór.
Smoczy Zabójcy spojrzeli na mnie,
unosząc brwi ze zdziwienia.
-Ja tam nic nie czuję.- Mad wzruszyła ramionami.
-Bo nie jesteś Smoczym Zabójcą, Madie-san.-Sting zaśmiał
się, obejmując ją ramieniem.
W tym samym momencie Yukino
chwyciła chłopaka za drugą rękę i przyciągnęła do siebie gwałtownie.
-Ale Nancy-san też nie jest.- poczułam jak jej wzrok wędruje
na mnie.- Czy to nie dziwne? Nawet zwykli magowie tak nie czują.
Pobladłam znacząco, wydawało mi
się, że ta dwulicowa łajza w jakiś sposób dowiedziała się o moim sekrecie i
zaraz wszystkim go wypapla. Nie chciałam, żeby ludzie z Sabertooth wiedzieli.
Co by sobie o mnie pomyśleli? Zerknęłam błagająco na idące obok mnie Exceedy,
które starały się wymyślić cokolwiek.
-Nancy po przekroczeniu czasoprzestrzeni wyostrzyły się
zmysły.- odpowiedział Max, zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta.- To jeden z
wielu darów, które wtedy otrzymała.
Odetchnęłam z ulgą, gdy
zobaczyłam jak łapią haczyk. Byłam uratowana. Miałam ochotę z wdzięczności
rzucić mu się na szję, ale powstrzymywałam się dobrze. Mijaliśmy właśnie plan,
na którym odbywał się targ. Teraz sprzedawcy sprzątali po swoich stoiskach i próbowali
wcisnąć przechodniom resztki, które zostały im po sprzedaży. Koło kościoła
skręciliśmy w lewo, po tej stronie budynki wyglądały o niebo lepiej. Max
wyjasnił nam, że jeżeli pójdziemy od kościoła prosto, dojdziemy do gildii Red
Monkeys.
-Więc jaki jest plan?- spytała Mad po chwili.
-Dotrzemy do domu naszego przewodnika, a potem Rogue i Nancy
przejdą się do gildii i wybadają sytuację, dlaczego misję polecono nam, skoro
są tu magowie.- powiedział z powagą Sting.
-To już niedaleko. Wraz z narzeczoną prowadzimy karczmę z
wolnymi pokojami, będziecie mogli się u nas zatrzymać.- Max zaśmiał się.
-To bardzo miłe z twojej strony.- uśmiechnęłam się do niego.
-Jestem wam to winien.
Miał rację z tym niedaleko, bo
dwa budynki dalej stał dom, różniący się od innych. Był dużo mniejszy, zadbany,
a nad drzwiami wisiał szyld „ Pod Małym Jeleniem”, a nad „ J” wisiały rogi.
-Maaax-san-jęknęła po chwili Yukino.- Dlaczego chodzisz na
misje, skoro prowadzisz jaki przybytek?
-Widziałaś może jak wygląda to miasto? Nie ma tu zbyt wielu
wędrowców.
-Czyli jak już wimy, gdzie mamy potem przyjść to możemy już
iść?- spytał Rogue, zerkając na pozostałych.
-Jasne.- Sting zaśmiał się.
***
Gdy para odłączyła się, wszyscy
weszli do środka. Brunetka rozglądnęła się po ciepłym wnętrzu pomieszczenia. Na
ścianach wisiały futra, grube drewniane stoły ozdobione były świecami oraz
kartkami z menu. Po lewej stronie był bar z wieloma rodzajami alkoholów, za którym
stał barman, a obok drzwi do kuchni, które były lekko uchylone. Kilku gości
cicho rozmawiało przy piwie. Wzrok dziewczyny zatrzymał się na kobiecie z
dzieckiem, siedzącej przy jednym ze stołów. Gdy tylko ujrzała przybyszy, wstała
i podbiegła do Maxa, rzucając się mu na szyję z radością. „ Zatem to jest jego narzeczona”- pomyślała
Mad.- „Całkiem ładna”. Miała rude włosy do ramion, jasną skórę i niebieskie
oczy. To przynajmniej zdołała zauważyć ze swojego miejsca. Do tego była dużo
niższa od Maxa, tworzyli naprawdę zróżnicowaną parę.Po chwili dołączył do nich
roześniamy, blondwłosy chłopiec, który chwycił mocno mężczynę za ubrania. Miał
może jakieś cztery lata. Dziewczyna spojrzała po swoich kompanach i wzruszyła
ramionami, dając tym samym znak, żeby poczekać.
-Tata!- krzyknął mały, gdy został podniesiony na ręce.-
Jesteś!
-Dominic, ale ty urosłeś!- blondyn zaśmiał się, czochrając
jego włosy.
-Długo cię nie było.- narzeczona spojrzała na nich dwoje,
dopiero potem zauważając resztę.- Przyprowadziłeś gości? Jak miło! To twoi
przyjaciele? Miło mi, jestem Harietta, a to mój syn, Dominic.
Podeszła do brunetki, wyciągając
do niej rękę.
-Jestem Madison.- uścisnęła ją mocno, uśmiechając się
delikatnie przy tym.- Jestem starą przyjaciółką Maxa. To moi towarzysze: Sting, Yukino, a te trzy gadające
koty to Marshmallow, Celia i Lector.
Eucliffe machnął ręką, posyłając jej szeroki uśmiech, a
białowłosa ukłoniła się z uroczą minką.
-Zostaną tu na trochę.- odezwał się Max po chwili.- Mają do
załatwienia sprawę, związaną z naszym miastem. Jeszcze dwójka się zgubiła.
-Red Monkeys nie mogło się tym zająć?- spytała, zerkając na
niego.
- Najwyraźniej to ponad ich siły.
-No dobrze! W takim razie, powiedzcie ile chcecie pokoi!
Klasnęła i wzięła na ręce syna,
który na początku nie chciał oderwać się od ojca. „Max stworzył sobie naprawdę szczęśliwą
rodzinę”- pomyślała Mad, uśmiechając się w duchu.- „ Oby tak dalej.”
Skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na Stinga, dając mu do zrozumienia,
że pozwala mu podjąć decyzję.
***
Kroczyliśmy w stronę placu obok
siebie, tuż za nucącym pioseneczkę Froschem. Czułam na sobie wzrok chłopaka,
który wzdychał co jakiś czas, przerywając niezręczną ciszę. Chwyciłam swoje
ręce z tyłu, prrostując się zarazem i spojrzałam na otaczające nas budynki. Po
lewej stronie była kawiarenka, której właścicielka zamiatała podłogę przy
wejściu, wygarniając cały kurz, który został naniesiony. Tym razem to ja
westchnęłam głęboko i zebrałam w sobie odwagę:
-To musi być trudne zadanie skoro tutejsza gildia nie jest w
stanie się tym zajać.
-Ponoć mamy usunąć pasożyta, który powoduje, że Red Rose
obumiera.- Rogue posłał mi delikatny uśmiech.- Nie musisz się martwić, wraz ze
Stingiem się tym zajmiemy.
- Uważasz, że my byśmy nie były w stanie?
Chciałam się z nim trochę
podroczyć.
-N-nie to miałem na myśli! To jest po prostu forma naszego
treningu… Ćwiczymy zgra.. Frosch w-wracaj tu! G-gdzie ty lecisz!
Od razu spojrzałam na znikającego
za rogiem kota i bez zastanowienia ruszyłam za nim biegiem. Ten mały,
rozkojarzony Exceed mógł sobie coś zrobić przez przypadek albo mógłby się komuś
narazić. Za mną podążył przerażony całą sytuacją Rogue. Wystarczyło, że jego
najbliższy przyjaciel oddalił się, a on już zaczął panikować. Skręciłam w róg,
omal nie wbiegając w mężczyznę, niosącego stos pudeł.
- Przepraszam bardzo!- krzyknęłam, nie zwalniając.
Teraz dostrzegłam powód, dla
którego Frosch się oddalił od nas. Kot gonił za wielkim motylem, który nie mógł
uciec jego uwadze.
- Frosch!- krzyknął za mną chłopak.- Stój! Frosch!
-Spokojnie!- odwróciłam się na chwilę ku niemu.- Zaraz go
złapię.
- Dziękuję Nancy!
-Odwdzięczysz mi się potem!... Wodna armata!
Silny strumień wody odepchnął
mnie z całym impetem w stronę kota. W locie złapałam zwierzaka i przytuliłam
mocno do siebie. Przelecieliśmy razem kilka metrów zanim stworzona przeze mnie
bańka nie zatrzymała nas. Syknęłam, gdy poczułam lekkie uderzenie.
-Nancy! Frosch!- Rogue dopiero po chwili dobiegł do nas.-
Nic wam nie jest?! Frosch wszystko w porządku?! Mogłaś sobie coś zrobić!
-Ale nie zrobiłam!- uśmiechnęłam się, delikatnie puszczając
Froscha.- Złapałam do szybko zanim cokolwiek się stało.
-Fro-sama!
-Ale mogłaś sobie coś zrobić. Przestań być taka nieostrożna.
Martwił się. Naprawdę się
martwił. Wyrażały to nie tylko jego słowa, ale także i ciało, które było spięte
i co jakiś czas dygotało nerwowo. Usta miał zaciśnięte, spróbował uspokoić
oddech, oddychając przez nos. Uklęknął i pacnął delikatnie kota po głowie.
- Ty też powinieneś być uważniejszy, mogło ci się coś stać…
I co ja bym zrobił?
-Rogue-sama…- wyjąkał Frosch, dotykając swojej głowy.-
P-przepraszam…
Uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle odór, który wcześniej dało się wyczuć, nasilił się w takim stopniu, że
skrzywiłam się mocno. „Zapowiada się ciekawie.”- usłyszałam znowu głos, czując
się jakby głowę miało mi zaraz rozsadzić.-„ Czeka cię ciekawe zadanie.
Zobaczymy jak sobie poradzisz”. Padłam na kolana, trzymając się jedną ręką
mocno za głowę. Chłopak dotknął mojego ramienia po chwili.
-Nancy!- podniósł głos, zaskoczony moją nagłą zmianą.- Co ci
jest? Co się dzieje?
„Gdyby znał prawdę, nie przejmowałby się tak tobą”- widziałam
w swoim umyślę ten cień, którego oczy przerażały mnie niemiłosiernie.-„Już
niedługo to nastąpi, naciesz się dopóki możesz.”
- Ch-cholera…-starałam się zachować normalnie.- T-to nic…
Zaraz przejdzie… To tylko m-migrena.
Frosch ze smutną miną pogłaskał
mnie po ręce.
-Jesteś pewna, że wszystko gra? Może powinniśmy wrócić?
Spojrzałam na jego zatroskaną
twarz i wymusiłam delikatny uśmiech, który miał go uspokoić. Spowodowało to, że
zawstydził się i pomógł mi się podnieść. Stałam przez chwilę, starając
doprowadzić się do porządku. Odetchnęłam głęboko, gdy ból przeminął, a to „coś”
przestało się odzywać.
-To co..- odezwałam się po chwili.- Idziemy wreszcie?
-Jasne…- Rogue przyglądał mi się uważnie.- Skoro wszystko w
porządku.
***
Członkowie Sabertail zdecydowali
się na dwa pokoje. Jeden, w którym miały spać dziewczyny, a w drugim Smoczy
Zabójcy. Dzisiaj mogli odpocząć. Wspólnie postanowili, że zadanie zaczną
dopiero następnego dnia. Madison siedziała nad swoim piwem, rozmyślając i co
jakiś czas wtrącając się do rozmowy Stinga i Yukino. Max opuścił ich by
doprowadzić się do porządku, jego narzeczona zachwycona jego zarostem, zakazała
mu się golić. Brunetka zatrzymała wzrok właśnie na niej, gdy szła z tacą z
jedzeniem dla całej kompanii, a za nią podążała mała kopia Maxa.
-Mam nadzieję, że będzie wam smakować.- powiedziała,
stawiając talerze z jedzeniem na stole, a następnie sama przysiadła się obok
Mad.
Dominic oparł podbródek na stole,
wpatrując się swoimi wielkimi, niebieskimi gałami w dziewczynę.
- Czyli to ty jesteś tą starą przyjaciółką Maxa, o której
tyle mi opowiadał.-zagadała od razu.- Myślałam, że będziesz trochę…
-Starsza?- dokończyła za nią Madison.- To przez sytuację na
wyspie, która należy do gildii.
-Tak, coś o tym wspominał. Też bym chciała tak nie starzeć
się siedem lat.
-Jak poznałaś Maxa?
-Huh?- kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się ciepło po
chwili.-Miałam go wprowadzić pierwszego dnia w życie gildii, potem to już jakoś
samo się potoczyło.
Mad kiwnęła głową, rozumiejąc
całą sytuację. Wyszło na to, że ona również była magiem. Nawet nie zauważyła,
jak szybko ich rozmowa się potoczyła. Od razu znalazły wspólny język, a
dziewczyna mogła wreszcie dowiedzieć się więcej na jej temat. Co chwilę wyczuwała
spojrzenie Stinga na sobie, który opierając głowę na ręce, uśmiechał się,
zadowolony z jej ożywienia. Wtedy przestawał słuchać Yukino, a gdy ta zaczęła
to zauważać, cichła, obrażając się zarazem. Samo gapienie się blondyna,
irytowało dziewczynę, ponieważ dekoncentrowała się mocno.
***
W końcu znaleźliśmy się w
siedzibie gildii Red Monkeys, która mieściła się w niewielkim budynku, który
wyglądał dużo lepiej niż pozostałe. W środku zastaliśmy wielu członków, którzy
wskazali nam mistrza. Był to człowiek około czterdziestki, muskularny, ale jego
oczy zdradzały mądrość.
-W czym mogę wam pomóc?- powiedział, składając ręce na
piersiach.
-Chcielibyśmy się dowiedzieć- Rogue podał mężczyźnie kartkę
z zadaniem i nagrodą.- Dlaczego to zadanie dotarło aż do nas, a sami tego nie
załatwicie?
-Aa, o to chodzi. Nasze miasto nęka kobieta, która zabiła
już kilku naszych magów. Nie jesteśmy w stanie sobie z nią poradzić, dlatego
unaliśmy, ze lepiej będzie powierzyć to komuś silniejszemu.
- Kobieta? Gdzie możemy ją znaleźć?
- Za miastem jest góra, która jest bogata w jaskinie. Ukrywa
się w jednej z nich, ale nie możemy wam dokładniej powiedzieć, w której,
ponieważ jak wspominałem, ponieśliśmy już wysoką cenę.
Wzdrygnęłam się na samą myśl.
Czyli cień miał rację, coś się szykuje, coś na co powinniśmy uważać, skoro
zabiła już kilku magów. Spojrzałam na chłopaka, marszcząc brwi stanowczo.
-Musimy to wszystko przekazać Sabertail.- powiedziałam.
W odpowiedzi spotkałam się z jego
szerokim uśmiechem:
- Nawet nie wiesz, jak fajnie wypowiadasz tę nazwę. Chodźmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz