czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 24 - " Pod Małym Jeleniem"

-Całkiem ciekawy herb.- powiedziała Mad, przyglądając się zaciekle zwierzęciu.- Co to za ptak?
-Słowik.- Max uśmiechnął się, zadowolony z naszej ciekawości.- Kiedyś byliśmy kojarzeni jako miasto festiwali pieśni, ale tradycja podupadła razem z miastem.
Ruszyliśmy za nim główną drogą, mijając skupione wokół niej budynki mieszkalne, na których parterze znajdowały się lokale. Część z nich była opuszczona i zaniedbana. Rzeźby, które miały być ozdobą, teraz straszyły swoimi resztkami, a tynk odpadał w bardzo dużych ilościach.
-Wszystko takie zniszczone.- stwierdziłam rozglądajac się wokoło.
-Zapewne prosperuje tak samo jak wygląda.-moje słowa potwierdził Rogue.- Do tego zapach miasta, czujesz to Sting?
-Ten smród?- Eucliffe skrzywił się od razu.- Jak nie, jak tak!
-Przypalone mięso i zgniłe jaja.-powiedziałam jakby do siebie po dłuższym zaciąganiu się powietrzem. Dobrze znałam ten odór.
Smoczy Zabójcy spojrzeli na mnie, unosząc brwi ze zdziwienia.
-Ja tam nic nie czuję.- Mad wzruszyła ramionami.
-Bo nie jesteś Smoczym Zabójcą, Madie-san.-Sting zaśmiał się, obejmując ją ramieniem.
W tym samym momencie Yukino chwyciła chłopaka za drugą rękę i przyciągnęła do siebie gwałtownie.
-Ale Nancy-san też nie jest.- poczułam jak jej wzrok wędruje na mnie.- Czy to nie dziwne? Nawet zwykli magowie tak nie czują.
Pobladłam znacząco, wydawało mi się, że ta dwulicowa łajza w jakiś sposób dowiedziała się o moim sekrecie i zaraz wszystkim go wypapla. Nie chciałam, żeby ludzie z Sabertooth wiedzieli. Co by sobie o mnie pomyśleli? Zerknęłam błagająco na idące obok mnie Exceedy, które starały się wymyślić cokolwiek.
-Nancy po przekroczeniu czasoprzestrzeni wyostrzyły się zmysły.- odpowiedział Max, zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta.- To jeden z wielu darów, które wtedy otrzymała.
Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jak łapią haczyk. Byłam uratowana. Miałam ochotę z wdzięczności rzucić mu się na szję, ale powstrzymywałam się dobrze. Mijaliśmy właśnie plan, na którym odbywał się targ. Teraz sprzedawcy sprzątali po swoich stoiskach i próbowali wcisnąć przechodniom resztki, które zostały im po sprzedaży. Koło kościoła skręciliśmy w lewo, po tej stronie budynki wyglądały o niebo lepiej. Max wyjasnił nam, że jeżeli pójdziemy od kościoła prosto, dojdziemy do gildii Red Monkeys.
-Więc jaki jest plan?- spytała Mad po chwili.
-Dotrzemy do domu naszego przewodnika, a potem Rogue i Nancy przejdą się do gildii i wybadają sytuację, dlaczego misję polecono nam, skoro są tu magowie.- powiedział z powagą Sting.
-To już niedaleko. Wraz z narzeczoną prowadzimy karczmę z wolnymi pokojami, będziecie mogli się u nas zatrzymać.- Max zaśmiał się.
-To bardzo miłe z twojej strony.- uśmiechnęłam się do niego.
-Jestem wam to winien.
Miał rację z tym niedaleko, bo dwa budynki dalej stał dom, różniący się od innych. Był dużo mniejszy, zadbany, a nad drzwiami wisiał szyld „ Pod Małym Jeleniem”, a nad „ J” wisiały rogi.
-Maaax-san-jęknęła po chwili Yukino.- Dlaczego chodzisz na misje, skoro prowadzisz jaki przybytek?
-Widziałaś może jak wygląda to miasto? Nie ma tu zbyt wielu wędrowców.
-Czyli jak już wimy, gdzie mamy potem przyjść to możemy już iść?- spytał Rogue, zerkając na pozostałych.
-Jasne.- Sting zaśmiał się.

***

Gdy para odłączyła się, wszyscy weszli do środka. Brunetka rozglądnęła się po ciepłym wnętrzu pomieszczenia. Na ścianach wisiały futra, grube drewniane stoły ozdobione były świecami oraz kartkami z menu. Po lewej stronie był bar z wieloma rodzajami alkoholów, za którym stał barman, a obok drzwi do kuchni, które były lekko uchylone. Kilku gości cicho rozmawiało przy piwie. Wzrok dziewczyny zatrzymał się na kobiecie z dzieckiem, siedzącej przy jednym ze stołów. Gdy tylko ujrzała przybyszy, wstała i podbiegła do Maxa, rzucając się mu na szyję z radością.  „ Zatem to jest jego narzeczona”- pomyślała Mad.- „Całkiem ładna”. Miała rude włosy do ramion, jasną skórę i niebieskie oczy. To przynajmniej zdołała zauważyć ze swojego miejsca. Do tego była dużo niższa od Maxa, tworzyli naprawdę zróżnicowaną parę.Po chwili dołączył do nich roześniamy, blondwłosy chłopiec, który chwycił mocno mężczynę za ubrania. Miał może jakieś cztery lata. Dziewczyna spojrzała po swoich kompanach i wzruszyła ramionami, dając tym samym znak, żeby poczekać.
-Tata!- krzyknął mały, gdy został podniesiony na ręce.- Jesteś!
-Dominic, ale ty urosłeś!- blondyn zaśmiał się, czochrając jego włosy.
-Długo cię nie było.- narzeczona spojrzała na nich dwoje, dopiero potem zauważając resztę.- Przyprowadziłeś gości? Jak miło! To twoi przyjaciele? Miło mi, jestem Harietta, a to mój syn, Dominic.
Podeszła do brunetki, wyciągając do niej rękę.
-Jestem Madison.- uścisnęła ją mocno, uśmiechając się delikatnie przy tym.- Jestem starą przyjaciółką Maxa. To moi  towarzysze: Sting, Yukino, a te trzy gadające koty to Marshmallow, Celia i Lector.
Eucliffe machnął ręką, posyłając jej szeroki uśmiech, a białowłosa ukłoniła się z uroczą minką.
-Zostaną tu na trochę.- odezwał się Max po chwili.- Mają do załatwienia sprawę, związaną z naszym miastem. Jeszcze dwójka się zgubiła.
-Red Monkeys nie mogło się tym zająć?- spytała, zerkając na niego.
- Najwyraźniej to ponad ich siły.
-No dobrze! W takim razie, powiedzcie ile chcecie pokoi!
Klasnęła i wzięła na ręce syna, który na początku nie chciał oderwać się od ojca. „Max stworzył sobie naprawdę szczęśliwą rodzinę”- pomyślała Mad, uśmiechając się w duchu.- „ Oby tak dalej.” Skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na Stinga, dając mu do zrozumienia, że pozwala mu podjąć decyzję.

***

Kroczyliśmy w stronę placu obok siebie, tuż za nucącym pioseneczkę Froschem. Czułam na sobie wzrok chłopaka, który wzdychał co jakiś czas, przerywając niezręczną ciszę. Chwyciłam swoje ręce z tyłu, prrostując się zarazem i spojrzałam na otaczające nas budynki. Po lewej stronie była kawiarenka, której właścicielka zamiatała podłogę przy wejściu, wygarniając cały kurz, który został naniesiony. Tym razem to ja westchnęłam głęboko i zebrałam w sobie odwagę:
-To musi być trudne zadanie skoro tutejsza gildia nie jest w stanie się tym zajać.
-Ponoć mamy usunąć pasożyta, który powoduje, że Red Rose obumiera.- Rogue posłał mi delikatny uśmiech.- Nie musisz się martwić, wraz ze Stingiem się tym zajmiemy.
- Uważasz, że my byśmy nie były w stanie?
Chciałam się z nim trochę podroczyć.
-N-nie to miałem na myśli! To jest po prostu forma naszego treningu… Ćwiczymy zgra.. Frosch w-wracaj tu! G-gdzie ty lecisz!
Od razu spojrzałam na znikającego za rogiem kota i bez zastanowienia ruszyłam za nim biegiem. Ten mały, rozkojarzony Exceed mógł sobie coś zrobić przez przypadek albo mógłby się komuś narazić. Za mną podążył przerażony całą sytuacją Rogue. Wystarczyło, że jego najbliższy przyjaciel oddalił się, a on już zaczął panikować. Skręciłam w róg, omal nie wbiegając w mężczyznę, niosącego stos pudeł.
- Przepraszam bardzo!- krzyknęłam, nie zwalniając.
Teraz dostrzegłam powód, dla którego Frosch się oddalił od nas. Kot gonił za wielkim motylem, który nie mógł uciec jego uwadze.
- Frosch!- krzyknął za mną chłopak.- Stój! Frosch!
-Spokojnie!- odwróciłam się na chwilę ku niemu.- Zaraz go złapię.
- Dziękuję Nancy!
-Odwdzięczysz mi się potem!... Wodna armata!
Silny strumień wody odepchnął mnie z całym impetem w stronę kota. W locie złapałam zwierzaka i przytuliłam mocno do siebie. Przelecieliśmy razem kilka metrów zanim stworzona przeze mnie bańka nie zatrzymała nas. Syknęłam, gdy poczułam lekkie uderzenie.
-Nancy! Frosch!- Rogue dopiero po chwili dobiegł do nas.- Nic wam nie jest?! Frosch wszystko w porządku?! Mogłaś sobie coś zrobić!
-Ale nie zrobiłam!- uśmiechnęłam się, delikatnie puszczając Froscha.- Złapałam do szybko zanim cokolwiek się stało.
-Fro-sama!
-Ale mogłaś sobie coś zrobić. Przestań być taka nieostrożna.
Martwił się. Naprawdę się martwił. Wyrażały to nie tylko jego słowa, ale także i ciało, które było spięte i co jakiś czas dygotało nerwowo. Usta miał zaciśnięte, spróbował uspokoić oddech, oddychając przez nos. Uklęknął i pacnął delikatnie kota po głowie.
- Ty też powinieneś być uważniejszy, mogło ci się coś stać… I co ja bym zrobił?
-Rogue-sama…- wyjąkał Frosch, dotykając swojej głowy.- P-przepraszam…
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nagle odór, który wcześniej dało się wyczuć, nasilił się w takim stopniu, że skrzywiłam się mocno. „Zapowiada się ciekawie.”- usłyszałam znowu głos, czując się jakby głowę miało mi zaraz rozsadzić.-„ Czeka cię ciekawe zadanie. Zobaczymy jak sobie poradzisz”. Padłam na kolana, trzymając się jedną ręką mocno za głowę. Chłopak dotknął mojego ramienia po chwili.
-Nancy!- podniósł głos, zaskoczony moją nagłą zmianą.- Co ci jest? Co się dzieje?
„Gdyby znał prawdę, nie przejmowałby się tak tobą”- widziałam w swoim umyślę ten cień, którego oczy przerażały mnie niemiłosiernie.-„Już niedługo to nastąpi, naciesz się dopóki możesz.”
- Ch-cholera…-starałam się zachować normalnie.- T-to nic… Zaraz przejdzie… To tylko m-migrena.
Frosch ze smutną miną pogłaskał mnie po ręce.
-Jesteś pewna, że wszystko gra? Może powinniśmy wrócić?
Spojrzałam na jego zatroskaną twarz i wymusiłam delikatny uśmiech, który miał go uspokoić. Spowodowało to, że zawstydził się i pomógł mi się podnieść. Stałam przez chwilę, starając doprowadzić się do porządku. Odetchnęłam głęboko, gdy ból przeminął, a to „coś” przestało się odzywać.
-To co..- odezwałam się po chwili.- Idziemy wreszcie?
-Jasne…- Rogue przyglądał mi się uważnie.- Skoro wszystko w porządku.

***

Członkowie Sabertail zdecydowali się na dwa pokoje. Jeden, w którym miały spać dziewczyny, a w drugim Smoczy Zabójcy. Dzisiaj mogli odpocząć. Wspólnie postanowili, że zadanie zaczną dopiero następnego dnia. Madison siedziała nad swoim piwem, rozmyślając i co jakiś czas wtrącając się do rozmowy Stinga i Yukino. Max opuścił ich by doprowadzić się do porządku, jego narzeczona zachwycona jego zarostem, zakazała mu się golić. Brunetka zatrzymała wzrok właśnie na niej, gdy szła z tacą z jedzeniem dla całej kompanii, a za nią podążała mała kopia Maxa.
-Mam nadzieję, że będzie wam smakować.- powiedziała, stawiając talerze z jedzeniem na stole, a następnie sama przysiadła się obok Mad.
Dominic oparł podbródek na stole, wpatrując się swoimi wielkimi, niebieskimi gałami w dziewczynę.
- Czyli to ty jesteś tą starą przyjaciółką Maxa, o której tyle mi opowiadał.-zagadała od razu.- Myślałam, że będziesz trochę…
-Starsza?- dokończyła za nią Madison.- To przez sytuację na wyspie, która należy do gildii.
-Tak, coś o tym wspominał. Też bym chciała tak nie starzeć się siedem lat.
-Jak poznałaś Maxa?
-Huh?- kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się ciepło po chwili.-Miałam go wprowadzić pierwszego dnia w życie gildii, potem to już jakoś samo się potoczyło.
Mad kiwnęła głową, rozumiejąc całą sytuację. Wyszło na to, że ona również była magiem. Nawet nie zauważyła, jak szybko ich rozmowa się potoczyła. Od razu znalazły wspólny język, a dziewczyna mogła wreszcie dowiedzieć się więcej na jej temat. Co chwilę wyczuwała spojrzenie Stinga na sobie, który opierając głowę na ręce, uśmiechał się, zadowolony z jej ożywienia. Wtedy przestawał słuchać Yukino, a gdy ta zaczęła to zauważać, cichła, obrażając się zarazem. Samo gapienie się blondyna, irytowało dziewczynę, ponieważ dekoncentrowała się mocno.

***

W końcu znaleźliśmy się w siedzibie gildii Red Monkeys, która mieściła się w niewielkim budynku, który wyglądał dużo lepiej niż pozostałe. W środku zastaliśmy wielu członków, którzy wskazali nam mistrza. Był to człowiek około czterdziestki, muskularny, ale jego oczy zdradzały mądrość.

-W czym mogę wam pomóc?- powiedział, składając ręce na piersiach.
-Chcielibyśmy się dowiedzieć- Rogue podał mężczyźnie kartkę z zadaniem i nagrodą.- Dlaczego to zadanie dotarło aż do nas, a sami tego nie załatwicie?
-Aa, o to chodzi. Nasze miasto nęka kobieta, która zabiła już kilku naszych magów. Nie jesteśmy w stanie sobie z nią poradzić, dlatego unaliśmy, ze lepiej będzie powierzyć to komuś silniejszemu.
- Kobieta? Gdzie możemy ją znaleźć?
- Za miastem jest góra, która jest bogata w jaskinie. Ukrywa się w jednej z nich, ale nie możemy wam dokładniej powiedzieć, w której, ponieważ jak wspominałem, ponieśliśmy już wysoką cenę.
Wzdrygnęłam się na samą myśl. Czyli cień miał rację, coś się szykuje, coś na co powinniśmy uważać, skoro zabiła już kilku magów. Spojrzałam na chłopaka, marszcząc brwi stanowczo.
-Musimy to wszystko przekazać Sabertail.- powiedziałam.
W odpowiedzi spotkałam się z jego szerokim uśmiechem:

- Nawet nie wiesz, jak fajnie wypowiadasz tę nazwę. Chodźmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz