Szybkim krokiem kierowałam się w
dół w stronę miasta, zaciskając mocno pięści. Nie skupiałam się na rozmowie z
innymi, tylko na tym, żeby jak najszybciej tam dotrzeć. Śledziłam wzrokiem stwora, który panoszył się
nad miastem. Co chwilę padały w jego stronę
ataki, wyładowania energii, które nie niestety nie były wystarczająco celne.
Harpia odpowiadała na to przeraźliwym wrzaskiem, który do wywoływał u mnie
gęsią skórkę. Po raz kolejny zanurzyła się w między budynkami, wbijając się
następnie z jakimś przerażonym magiem w powietrze. Nieszczęśnik dusił się z
powodu jej żelaznego uścisku, a we mnie wzbierała złość. Mam nadzieję, że w
pobliżu nie ma naszych Exceedów. Głos w mojej głowie znów zaczynał się odzywać.
„Tylko nie daj się zabić, bo to będzie i mój koniec” powiedział. Tylko na tym
mu zależało, żeby moje ciało było całe. Musiałam się dowiedzieć czegoś więcej.
W końcu nie wytrzymałam.
-Dogońcie mnie.- rzuciłam w ich stronę i wyciągnęłam ręce do
tyłu.- Wodna armata!
-Nancy!- usłyszałam za sobą głosy swoich towarzyszy.
Odepchnięta strumieniem wody,
wzbiłam się w powietrze i poleciałam w stronę miasta na wysokości harpii. Ona
nie puszczała swojej ofiary, coraz bardziej zaciskając szpon wokół jego szyi.
Wyczułam czyjąś obecność, spojrzałam w bok i zobaczyłam rozwścieczoną twarz
Mad.
-Nancy co ty odpieprzasz?!- krzyknęła, mocniej ściągając
brwi.- Nie ma samowolki! To nie te czasy!
-Tak jest Madie!- mimowolnie uśmiechnęłam się w jej stronę.
Cieszyłam się, że jednak jest ze mną.
Podleciałyśmy nad miasto, od stwora
dzieliło nas kilkanaście metrów. Harpia zauważając nas, wypuściła swoją martwą
już ofiarę, która poleciała w dół niczym manekin. Poczułam ten okropny smród,
który towarzyszył mi już wcześniej, tym razem spowodował, że momentalnie
zakręciło mi się w głowie. Straciłam na kilka sekund kontrolę nad strumieniem,
ale szybko odzyskałam równowagę. Na chwilę odwróciłyśmy uwagę potwora, co
pozwoliło działać tym z dołu. Ktoś trafił w nią pociskami, a ona zaś wrzasnęła
przeraźliwie i straciła na chwilę panowanie nad sobą, spadając w dół. Tuż przed
ziemią wyrównała lot i ruszyła wprost na jej wroga. Powalała innych ludzi,
raniąc ich przy tym pazurami, ale to nie o nich chodziło.
-Mad lecę tam, zaraz ją dorwiemy.
-Nie musisz mi tego mówić! Ej ty!- warknęła moja przyjaciółka
w stronę potwora.
Harpia zatrzymała się i spojrzała
na nią w momencie, gdy ja już prawie dotarłam na pozycję. Ruszyła w jej stronę
w zawrotnym tempie, więc wyciągnęłam rękę i krzyknęłam:
- Wodny bicz!- wodny strumień smagnął ją po jednym ze skrzydeł,
a w odpowiedzi usłyszałam wrzask. Potwór
uniósł się bokiem do nas, zerkając to n jedną to drugą. Kiwnęłam głową w stronę
przyjaciółki, ruszając z podwojoną prędkością na niego. Mad zrobiła to samo,
kumulując światło w swojej pięści, którą uniosła i przygotowała do uderzenia.
Zrobiłam to samo, tylko dodając sił mojej pięści strumieniem wspomagającym. W
jednej chwili zbliżyłyśmy się do harpii i trzasnęłyśmy ją z obu stron w twarz.
Pod swoimi pięściami czułyśmy łamiącą się szczękę, żuchwę, kość jarzmową. Biologia
się przydaje do tego zakończyłyśmy to szybko. Czując smak zwycięstwa
uśmiechnęłam się, myśląc, że to coś spadnie na plac, jednakże w ostatniej
chwili usłyszałam w mojej głowie tylko „Głupia!”, a wtem poczułam jak potwór
łapie nas za ubrania i z wrzaskiem zaczyna nami miotać i rusza przed siebie.
Wpatrując się w jej połamaną czaszkę czułam obrzydzenie, a zarazem strach.
Żuchwa zwisała jej nienaturalnie, a czerwone ślepia były wbite we mnie. Mad
próbowała coś zrobić, ale z tej pozycji nie trafiłaby celnie. Wrzasnęłyśmy z
bólu, gdy przebiła się przez pierwszą ścianę wieży, a potem następną. Zaparło
mi dech w piersiach, nie wiem czy coś się nie połamało. Mad pewnie miała tak
samo. Harpia zmieniła lot bardziej w
dół. W tym tempie zaora nami plac! Byłam już przygotowana na to spotkanie, gdy biała
energia uderzyła w nią, a zaskoczona wypuściła nas ze szponów. W jednej chwili
zostałam złapana, tak samo jak Mad. Sting i Rogue uśmiechali się do nas, pewnie
czuli się dumni, że uratowali nam dupę. Postawili nas bezpiecznie na ziemi.
-Dzięki. –bąknęłam zawstydzona.- Mad, wszystko gra?
-Tak, jasne.- odpowiedziała, zerkając na Stinga.
Po chwili przybiegli nasi
towarzysze z karczmy. Max stanął przed Hariettą i swoim synem, szykując się do
obrony. Wszystkie koty podleciały do nas.
-Po co tu przyszliście?!- Mad zmarszczyła brwi, patrząc na
nich.- Dajemy sobie radę! Max zabierz ich stad, bo jeszcze coś im się stanie.
- Nie mogliśmy ich powstrzymać!- krzyknął mężczyzna.
-Nie zostawimy was samych.- Celia spojrzała na mnie
poważne.- Wszyscy jesteśmy rodziną!
Usłyszeliśmy kolejny wrzask,
który przerwał nam pogawędkę. Spojrzeliśmy w stronę potwora, który zawisł w
powietrzu, wpatrując się w nas. Zbliżył do siebie szpony, między którymi
zaczęła powstawać kulista, czarna energia. Wyciągnęłam szybko przed siebie
szybko ręce.
-Wodna ściana!- krzyknęłam, a po chwili między nami pojawiła
się bariera, który miała ochronić nas przed atakiem.
Harpia wrzasnęła, aż straciłam na
chwilę kontrolę nad swoim zaklęciem, co ona wykorzystała. Rzuciła pocisk w
naszą stronę, który stawał się coraz większy. Sting i Rogue stanęli przed nami
i chwycili się za ręce, kierując je w stronę naszego przeciwnika.
-Błyszczący Kieł Świętego Smoka Cienia!- krzyknęli oboje,
kumulując wokół siebie magię.
Potężny podmuch cienia i światła
został wystrzelony z ich rak w stronę lecącego pocisku. Czując smak zwycięstwa,
obniżyłam trochę barierę. Cofnęłam się, otwierając szerzej oczy, gdy nasz atak
napotkał ciemną kulę i rozdarł się na dwoje. Mad klęła pod nosem, cofając się.
Wszyscy zaczęliśmy robić to samo, gdy wtem kula uderzyła o ziemię, a nas
wszystkich wbiło w ziemię. Potem była tylko ciemność
***
„Obudź się kretynko!” usłyszałam
w głowie i natychmiast otworzyłam oczy. Leżałam na doszczętnie rozwalonym
placu, do moich uszu dochodziły jęki rannych. Sama nie mogłam się podnieść, ból
był za silny. Wzrokiem szukałam Mad i Bliźniaczych Smoków. Niedaleko mnie
leżały nieprzytomne Exceedy. Poczułam okropny smród i huk. Kilka metrów przede
mną wylądował potwór. W jednej chwili skrzydła przekształciły się w ubranie, a
dolne szpony w nogi. Szła powoli w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Przerażona, próbowałam się ruszyć do tyłu, byłam wolniejsza od niej. W końcu
stanęła nade mną i chwyciła mnie za szyję, podnosząc na swoją wysokość. Dusząc
się, wisiałam kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, ze strachem wpatrując się w
jej czerwone ślepia.
-Wy ludzie jesteście słabi.- powiedziała ze spokojem.- Nie
zasługujecie by żyć, jesteście jedynie zwykłymi karaluchami, albo naczyniami
dla nas, demonów. Razaroth doskonale o tym wie. Biedny, nawet nie potrafi się
przez ciebie przebić, głupia suko.
Uniosłam ręce do jej szpon i
chwyciłam, by móc oddychać. Głos w mojej głowie znowu zaczął się odzywać, a
przy tym sprawiał niemiłosierny ból mojej głowie.
-Zerena.- wykrztusiłam powoli, to „coś” w mojej głowie już
kilka razy wymówiło te imię.- P-powiedz mi c-co o tym w-wiesz…
-Nie mam zamiaru rozmawiać z waszą niską rasą. Razaroth,
straciłeś swoją moc, pozwól, że trochę ci pomogę.
Uniosła drugą łapę i przyłożyła
paznokieć do mojego czoła. W jednej chwili poczułam przechodzące przeze mnie
wibracje i cholerny ból, który dotykał każdego zakątka mojego ciała. Wydałam z
siebie przeraźliwy wrzask, jakby obdzierano mnie ze skóry, oczy naszły łzami.
Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Na mojej skórze po lewej stronie zaczęły
pojawiać się znaki, który rozrastały się i zajmowały całą jedną stronę mojego
ciała. W swojej głowie słyszałam tylko złowieszczy śmiech i słowa w
niezrozumiałym przeze mnie języku. Wtem jakiś kamień poleciał w naszą stronę i
trafił w głowę Zereny, przez co wypuściła mnie, chwytając się za twarz z
jękiem. Opadając na ziemię i dysząc ciężko, spojrzałam w stronę swojego
wybawiciel. Na gruzach, cały zakurzony stał mały Dominic z procą w ręku i
szykował następny kamień.
- Ty małe ścierwo.-warknęła Zerena, idąc w jego stronę.
-Nie..- jęknęłam, zwijając się po chwili w bólu, który znowu
nadszedł.- Z-zostaw go!
Chłopak wystrzelił kolejny
kamień, który demon złapał w jednej chwili. Chwyciła go za ubrania i podniosła.
Mały zaczął krzyczeć z przerażenia, próbując się wyrwać. Przybierał nogami,
próbując ją dosięgnąć. Starałam się podnieść, ale nasilający się ból
paraliżował mnie z każdą chwilą. Zerena dotknęła jego czoła i w jednej chwili
chłopak zemdlał. Wzniosła się w
powietrze i odleciała zanim zdołałam się podnieść. Stałam chwilę na
trzęsących się nogach by po chwili opaść nieprzytomną na ziemię.
***
Obudziłam się, gwałtownie unosząc
się na łóżku. Moje ciało znów było normalne. W pokoju nie było nikogo, wstałam
powoli i podeszłam do drzwi. Na zewnątrz panowała cisza. W miarę, gdy zbliżałam
się do schodów, słyszałam z dołu krzyki. Głównie był to głos Harietty. Stanęłam na schodach, by widzieć i być widoczna.
-Nie będę siedzieć tutaj jak kura domowa, gdy to coś będzie
zabijało moje dziecko.-krzyczała kobieta w stronę Maxa. Obok siedziała cała
nasza drużyna.- Zobacz co zrobiła z twoją przyjaciółką! Wszyscy myślą, że ona
tez może nas pozabijać!
Uniosłam brwi. To było o mnie. W
tej chwili Mad odkrząknęła i spojrzała w moją stronę. Wszystkie głowy bez słowa
zwróciły się w moja stronę. Zeszłam powoli i usiadłam przy osobnym stoliku. Mad
westchnęła zrezygnowana i chciała już wstać, ale pierwszy zrobił to Rogue.
Sting i Yukino przypatrywali się nam bez słowa. Koty wbijały wzrok w podłogę,
kręcąc ogonami. Harietta opadła na jedno z krzeseł, nerwowo ruszając nogą,
zamyślając się, a Max położył ręce na jej ramionach, delikatnie je masując.
- Nie musisz się obwiniać. Wiem co to znaczy, gdy całe zło
jest twoją winą.- odezwał się po chwili chłopak.- To nie twoja wina.
- Skąd może o tym wiedzieć….- spuściłam głowę, załamując
się.
- Ta akcja ze smokami podczas Turnieju Magicznego.. To była
moja sprawka.. A raczej mnie z przyszłości… Czułem to samo… Ale potem nikt mnie
z tego nie rozliczał… Więc nie możesz się obwiniać…
- Nie mogłam nic zrobić…- wyszeptałam, czując jak łzy
spływają mi po policzkach.- Chciałam go uratować… Ale „to” nie pozwoliło mi..
Ona coś ze mną zrobiła i.. Ja przestałam to kontrolować… Przepraszam, że to
przed wami ukrywałam.. Tylko Mad o tym wiedziała…
- Spokojnie.- Rogue objął mnie ramieniem.- Każdy ma
tajemnicę, której nie chce zdradzić.
W tej chwili wstała Yukino, mocno
uderzając rękoma o stół. Była wściekła.
- I co?!- krzyknęła.- Macie zamiar wybaczyć jej to, że
ukrywała przed nami to, że jest z tym czymś powiązana?! Tak po prostu?
-Yukino, przestań. – Rogue zmarszczył brwi.- Nie jest
niczemu winna. Madison wyjaśniła wszystko wcześniej.
-Ale to nie zmienia faktu, że jest niebezpieczna! Rogue-sama,
Sting-sama jak możecie to akceptować! Przecież to jest zwykły potwór!!
Złość wzbierała się we mnie coraz bardziej. Nie jestem
potworem, nie chciałam tego. Zacisnęłam mocno pięści na ubraniu Rogue. Nie
jestem potworem, nie jestem jak Zerena.
- Yukino zamknij się!!- wykrzyczał chłopak.- Rany boskie,
weź się wreszcie zamknij!
-Rogue!- Sting również wstał, uderzając pięściami o stół.-
Przestań się tak do niej zwracać! Bo jak ci zaraz przywalę to przestaniesz się
tak odzywać!
Yukino spojrzała na nas wszystkich
i wybiegła z płaczem. Niech idzie, głupia. Nikt jej tu nie chce.
- To niech przestanie tak o niej mówić! Ona należy to
drużyny!
-A co jeśli ma rację?!
Mad uderzyła kuflem o stół.
- Nie waż się tak mówić o Nancy, Sting- dziewczyna spojrzała
na niego oziębłym wzrokiem.- Możesz obrażać wszystko, w tym mnie, ale nie waż
się obrażać Nancy. Nie wiesz przez co ona przeszła. Rogue ma rację, Yukino za
dużo mówi.
- Co wyście się jej tak uczepili?!- blondyn nachylił się w
jej stronę.- A co? Widzisz w niej konkurencję?!
- Co ma piernik do wiatraka?
Znów poczułam okropny ból,
przeszywający moją klatkę piersiową. Krzyknęłam i chwyciłam się za ubrania,
opadając całkiem na Cheney’a. „ Już niedługo będę cię mieć”- usłyszałam w
głowie.
-Chyba w dupie….- odpowiedziałam mu na głos, dysząc ciężko.
Sting spojrzał na mnie ze współczuciem i opadł na krzesło obrażony.
Rogue nie rozluźniał uścisku nawet na chwilę. Zapadła grobowa cisza, którą po
kilku minutach przerwał Max.
-Musimy obmyślić plan jak się dostać do tej suki, odzyskać
nasze dziecko i pomóc Nancy.- Mężczyzna zacisnął ręce mocniej na ramionach
narzeczonej.- Więc do cholery jasnej przestańcie się kłócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz