czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 29 - Ucieczka

Zerena wyszczerzyła kły kiedy Nancy odwróciła się w stronę swoich towarzyszy. Czarne ślepia zaglądały do ich wnętrz, siejąc strach. Nawet Mad, której odwaga przerastała ich wszystkich, zadrżała, gdy tylko oczy zatrzymały się na niej. Wiedziała, że teraz nie ma wyjścia. Trzeba będzie coś z nią zrobić. Wyciągnęła rękę w bok, marszcząc brwi.
- Lanca, przywołanie. - broń zaczęła się tworzyć z białego światła tuż obok jej dłoni, by mogła spokojnie ją złapać.
- Madison? - Rogue spojrzał na nią blednąc jeszcze bardziej.- Co ty robisz? Chyba nie zamierzasz skrzywdzić Nancy?
- To już nie jest Nanc, Rogue. To demon, który pożarł naszą przyjaciółkę z pomocą swojej suki.
- Nie możemy jej skrzywdzić! Musi być sposób!
- Rogue najpierw musimy unieruchomić to coś. - Sting zmarszczył brwi, zaciskając pięści.- Potem pomartwimy się co z nią dalej zrobić.
Kilka metrów przed nimi Zerena oparła się ciałem o ich byłą przyjaciółkę, szponami gładząc część policzka, która pozostała bez skazy czarnych znaków.
- I co teraz zrobicie, ludziki?- powiedziała.- Jesteście niczym wobec demonów i ich klątw. Razaroth, zajmij się nimi, pokaż na co się stać.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić ciało Nancy chwyciło ją mocno za szyję i uniosło, ściskając z całej siły.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, podrzędny demonie.- odezwał się głęboki głos.
- C-co? A-ale ja...- Zerena dławiąc się, starała się wyrwać z mocnego uścisku, szponami raniąc rękę dziewczyny.- N-nie....
Ciało Nancy rzuciła ją z całej siły o ziemię, która rozstąpiła się pod siłą uderzenia. Zerena zawyła i chwyciła szponami drugą rękę, która powędrowała w stronę jej twarzy. Czarna energia zaczęła się kumulować pod dłonią Nancy, której czerwone ślepia obojętnie wpatrywały się w błagającą o litość demonicę.
-Dość tego, nie będę się tak bezczynnie przyglądać!- warknęła Mad i ruszyła z impetem w ich stronę.
-Madie-san! -krzyknął Sting za nią.
- Nancy do cholery weź się w garść!
Skoczyła w górę przy pomocy lancy, kierując ostrze w stronę przyjaciółki. Była wściekła, że musiała ją atakować, ale miała innej opcji. Bezpieczeństwo wszystkich przede wszystkim. Mieli uratować Dominica i pokonać Zerenę, a teraz skończyło się na tym, że przyjaciółki musiały stanąć przeciwko sobie. Gdyby tylko istniał jakiś sposób, żeby przywrócić jej kontrolę nad swoim ciałem. Czuła, że tym razem nie poskutkują ckliwe słowa o tym, że przyjaciele na nią czekają. O nie, Nakama Power nie tym razem. Nancy podniosła wzrok w jej stronę i wycelowała ręką w jej stronę. Czarny strumień energii wystrzelił jej stronę, Mad zdążyła to zablokować tarczą, ale i tak odleciała na kilka metrów dalej. Prychając, wylądowała miękko na nogach, opierając się na lancy. Ciało jej przyjaciółki znów wróciło do zajmowania się Zereną, która zdążyła się uwolnić. Demonica starała się trafić w Nancy, dopiero teraz zdradzając przerażenie. W końcu zrozumiała, że jest wielkim zagrożeniem. Przeciwnik ruszył w jej stronę, trafiając ją w końcu mroczną energią, która rzuciła ją aż na pobliskie drzewo. Zerena podźwignęła się i skrzywiła, rozglądając się za drogą ucieczki. W jednej chwili rozwinęła swoje skrzydła i wniosła się do momentu, w którym została złapana za nogę i wprost grzmotnięta o ziemię. Zerena stęknęła, nie ruszając się już z miejsca. Nancy podeszła i stanęła nad nią, chwytając mocno za rogi. Dociskając jedną nogą ją do ziemi, rękoma z całej siły ciągnęła, pomimo głośnych krzyków i błagań demonicy, dopóki rogi z głośnym trzaskiem nie odleciały od jej głowy.  Wrzask odbił się echem po całej polanie, wstrząsając drużyną Sabertail. Ciało Nancy wyrzuciło je daleko, chwytając następnie za włosy i podciągając w górę.
-Dziękuję, że mnie uwolniłaś. - Nancy uśmiechnęła się szeroko.-  Teraz dostaniesz to, na co zasłużyłaś.
Czarna energia zmaterializowała się w dłoni dziewczyny, która po chwili trafiła nią wprost w twarz Zereny. Kolejny krótki wrzask rozniósł się po polanie, a następnie wszystko ucichło. Bezwładne ciało demonicy opadło ciężko na ziemię. Nancy spojrzała w stronę swoich towarzyszy, nie tracąc uśmiechu na twarzy:
- W końcu mogę się wami zająć.
W jednej chwili obie strony ruszyły na siebie. Smoczy Zabójcy szykowali atak, Mad zaklęcie, a Yukino pozostając na miejscu, przywoływała swoje Gwiezdne Duchy. Nancy wytworzyła z barierę z czarnej energii, która odbiła ich ataki, trafiając ich samych. Sabertail odleciało do tyłu, zatrzymując się na nogach. Blondynka pstryknęła palcami i zamknęła ich w ciasnym więzieniu, które z sekundy na sekundę pomniejszało się.
- Ciemność pokonuje światło....- Mad zbliżyła do siebie ręce, kumulując energię cała sobą. - Ale również światło pokonuje ciemność. Lumen Purgatio!
Zaklęcie Mad, oczyszczające światło, oślepiło wszystkich uwięzionych, swoim blaskiem rozrywając ciemne więzienie.  Nancy cofnęła się, marszcząc brwi do granic możliwości. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się triumfująco i ruszyła na nią ponownie. Demon cofał się przed jej atakami lub blokował rękoma albo czarną cieczą. Brunetka w końcu trafiła ja kopnięciem w twarz, jednak ta rozpłynęła się i zmaterializowała, chwytając jej nogę i wyrzucając wysoko w powietrze.
- Wodne pociski!- wyciągnęła przed siebie rękę w jej stronę i strzeliła wodą.
Demon kontrolował zarówno swoje klątwy jak i magi Nancy, co sprawiało, że jeszcze trudniej było znaleźć jego słabość.  Mad uchroniła się tarczą, zyskując równowagę w powietrzu, jednak siła pocisków, sprawiała, że i ona zaczęła się niszczyć, aż w końcu pociski przebił się, rozrywając jej ubranie i raniąc jej bladą skórę. Na pomoc rzucił się Sting, który ściągnął dziewczynę z pola rażenia. Nancy odsunęła się od nich i uniosła ręce, kumulując między nimi czarną energię. Kula rosła coraz bardziej, gdy od tyłu w pasie złapał ją Rogue.
-Nancy! Przestań!- krzyczał, nie chcąc zrobić jej krzywdy.- Zabijesz nas!
-Zamknij się mały człowieczku!- krzyknął demon z wnętrza dziewczyny. - Sprawię, że własnymi rękoma ta suka zabije wszystkich, których kocha! Nic was już nie uratuje!
Kula objęła ich swoim cieniem, ale chłopak chwycił ją jeszcze mocniej, klnąc pod nosem wszystko. Sting dalej kurczowo trzymał Mad, cofając się.
- Rogue wracaj tu! Zaraz tam zginiesz!!- krzyknął do swojego przyjaciela.
- Dam sobie radę! Nie zostawię jej tak!
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, czarna kula wybuchła, trafiając ich z ogromną siłą. Polana pogrążyła się w ciemności, dopóki energia nie rozpłynęła się całkowicie, odsłaniając poległych.

***

Otworzyłam oczy i podniosłam się na kolana cała obolała. Spojrzałam po sobie, część mnie nadal było czarna. Mimo że nie mogłam nic zrobić, doskonale widziałam co Razaroth zrobił za pośrednictwem mojego ciała. Wiedziałam, a jednak nie chciałam spojrzeć. Dopiero po chwili, drżąc strasznie, rozejrzałam się po pobojowisku. Najbliżej mnie leżał Rogue, twarzą do ziemi. W jednej chwili zmroziło mi krew w żyłach. Czy on jeszcze żyje? Czy oni wszyscy żyją? Powoli dotknęłam jego podartego na części ubrania i przewróciłam go na plecy. Twarz miał brudną od krwi i ziemi, jego klatka piersiowa delikatnie poruszała się przy oddechu. Poczułam, jak gorące łzy ściekają mi po policzkach na jego twarz.
- R-Rogue... P-przepraszam..- zawyłam, delikatnie przytulając się do jego piersi.- Przepraszam, przepraszam.. Jestem potworem... Zwykłym potworem....
Płacząc głośno dźwignęłam się na nogi i chwyciłam go pod ramiona. Przeciągnęłam go pod jedno z ocalałych drzew pod cień i ruszyłam w stronę pozostałych. Mad, Sting, Yukino, Max, Harietta i Dominic... Wszyscy ledwo oddychali, a ja za każdym razem kiedy starałam się ich przeciągnąć do cienia, czułam obrzydzenie do całej siebie. Skrzywdziłam ich, tym razem wszystkich, nieomal zabiłam. Obraz co chwilę rozmazywał mi się przed oczami, nie pomagało nawet przecieranie ich ręką. Skrzywdziłam jedyną rodzinę Maxa, on mi nigdy nie wybaczy. A ludzie z Sabertooth? Będą mnie piętnować i traktować jak wyrzutka, Rogue już nigdy ze mną nie porozmawia. Klękając przy nim ponownie, wzięłam jego głowę i przytuliłam do piersi zapłakana. Podjęłam decyzję, muszę odejść, dopóki z tym sobie nie poradzę. Nawet na zawsze. Marshmallow, Celia, oni wszyscy będą musieli zrozumieć, że jestem zbyt niebezpieczna. Przetarłam oczy. Wpatrując się ze smutkiem na Rogue, zbliżyłam swoją twarz do jego i pocałowałam delikatnie. Szkoda, że więcej się to nie powtórzy. Ułożyłam go z powrotem i spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
- Żegnaj Mad.- wyszeptałam, powstrzymując się od płaczu.- Kiedyś wrócę, gdy będę silniejsza...
Po tych słowach wstałam, zerkając na swoje czarne ramię. Odwróciłam się od nich i ruszyłam, gdzieś przed siebie jak najdalej od nich.
-Nancy...- usłyszałam cichy jęk Rogue i jego jęk, gdy próbował się podnieść.- Nancy... Stój... Nancy...

Nie mogłam teraz wrócić. Nie mogłam być tak słaba. Płacząc intensywnie z mocnym uciskiem w gardle, uniosłam głowę i ruszyłam szybciej przed siebie, w końcu wkraczając w las.

***

Mad stała przed lustrem, wpatrując się na swoją zabandażowaną ranę po boku. To było zbędne, pomyślała, wzdychając ciężko. Pamiętała tylko, że Sting, Rogue i Maximus zanieśli ranne dziewczyny do domu. Sami byli wykończeni, ale nie mogli pozwolić sobie na słabość. Dopiero wszystkich opatrzyła Harietta, która była najmniej poobijana.
- Nancy zniknęła. - powiedziała, gdy opatrywała Mad. - Ponoć była już wtedy świadoma.
- Pewnie nie chciała nikomu robić krzywdy.- brunetka syknęła, kiedy kobieta odkażała jej ranę.
- To co jej się przytrafiło jest straszne... Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego.
- Nie zrobi. Nie wróci dopóki tego nie pokona i nie stanie się silniejsza.
- Ponoć ty także tak zrobiłaś... Po tym jak uciekłaś od Maxa...
- Tak... Jej również się to przyda.
- Rogue wydaje się być teraz całkowicie załamany.
- Nie ma potrzeby. Nancy wróci, czuję to. Do tego czasu ja też stanę się silniejsza.
Silniejsza, ale jak? Zapytała samą siebie. Powinna wyruszyć do Crocus i odwiedzić Wielką Bibliotekę, żeby znaleźć jakąś księgę z zaklęciami. Ale najpierw musi porozmawiać z Maxem, bo prosił o rozmowę, gdy tylko odzyska siły. Narzuciła na siebie zniszczoną bluzę, cmokając niezadowolona.
- Ubranie też trzeba nowe. - powiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Po tym jak o całym zajściu dowiedziały się Exceedy, Celia uciekła w poszukiwaniu Nancy, żegnając się jedynie z Marshmallowem.
Mężczyzna czekał na nią przy jednym ze stolików, sącząc największy możliwy kufel piwa. Mad uśmiechnęła się pod nosem, siadając naprzeciwko niego.
- Yo. Jak Dominic?
- Cześć Mad. A dochodzi do siebie. Wciąż jest przestraszony i niewiele mówi, ale jest postęp.
- O czym chciałeś porozmawiać? -oparła brodę o zewnętrzną stronę dłoni, unosząc jedną brew.
- Po pierwsze mam wieści o Nancy. Na północ stąd została zniszczona niewielka osada, to pewnie jej sprawka.
- Mówisz tak, jakby była przestępczynią.- Mad zmarszczyła brwi niezadowolona.
- Poniekąd nią jest... Jest... Niebezpieczna. Ale nieważne. Teraz dalej. Harietta wspomniała mi o twoich planach odnośnie wyjazdu. Pozostałe Sabertail się zgodziło?
- Nie ma już Sabertail. Zostało Sabertooth i jedna członkini Fairy Tail z kotem. No dobrze, ale do czego zmierzasz?
Mężczyzna schylił się i po chwili rzucił jakąś wielką, starą księgę na stół. Okładka była brązowa ze złotym grawerowaniem i złotym znakiem boga słońca.
- Co to jest?- spytała dziewczyna, unosząc brwi zdziwiona.
- Księga boga Re. Boga słońca. Ta księga to istna Biblia dla użytkowników magii światła. To znaczy nie zawiera zaklęć, ponieważ dokładnie ją przestudiowałem, ale wskazówki, jak odnaleźć jego moc.
- Max, ty się zgrywasz, prawda?
- A czy tak wyglądam?
- W moim świecie istniał dawny bóg zwany Re.
- Czyli w tym jest jakiś związek między naszymi światami.- mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.- Ale wracając do tematu. Miałem zamiar znaleźć to miejsce, ale jak widzisz teraz nie jestem w stanie, myślę, że tobie bardziej się przyda i zauważysz więcej niż stary ja.
- Jaki tam stary.- Mad chwyciła księgę w swoje małe rączki, zerkając na niego z uśmiechem. - Czyli to uczyni mnie silniejszą, tak?
- Jeżeli znajdziesz to miejsce, to z pewnością. Może nawet pomoże ci uratować Nancy.
- Dziękuję Max... Wyruszam jeszcze dziś.
Wstała od stołu i odwróciła się. Tuż przy następnym siedział Sting, który ze złością wpatrywał się w swój niedokończony posiłek.
- Czyli znowu nie miałaś zamiaru się pożegnać? - spytał z wyrzutem, wstając naprzeciwko niej.
- Oczywiście, że miałam. - Mad zmarszczyła lekko brwi.- Ale to jest dla mnie ważne, nie mogę zwlekać.  Powiedz mojemu mistrzowi co zaszło.
- Wiem. Zawsze tak robisz. Muszę się przyzwyczaić w końcu, że pojawiasz się i znikasz.. Dokładnie jak światło.
Chłopak położył rękę na jej karku i bez namysłu pocałował ją mocno. Dziewczyna zamruczała zadowolona i oderwała się dopiero po dłuższej chwili.

- No, no, to teraz sobie na mnie trochę poczekasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz