czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 30 - Światynia

Dziewczyna przestudiowała księgę w ciągu jednego dnia. Pierwszym jej spostrzeżeniem było czytanie między wersami, to dzięki temu odnalazła swój pierwszy cel podróży. Pierwszy, ponieważ żeby dostać się do właściwego miejsca trzeba było zdobyć części klucza jak i wskazówki dotyczące położenia Świątyni boga Re. Miała wyruszyć na północ, miejsce znajdowało się bliżej niż przypuszczała. W Red Rose znalazła sklep z ubraniami, które idealnie nadawały się na misję. Pożegnawszy się najpierw z Sabertooth, dziewczyna wyruszyła ze swoim Exceedem.
               Znajdowała się w górach, niedaleko swojego celu. Szła wąską ścieżką górskiego zbocza, zerkając na mapę co jakiś czas. Marshmallow leciał obok niej, z łapkami założonymi na piersiach rozglądał się za czymś godnym uwagi.
- Jesteś pewna, że dobrze to odczytałaś? – zapytał w pewnym momencie.
- Nie wierzysz w moje umiejętności?
- Uwierzę dopiero jak się tam znajdziemy.
- Jak chcesz, potem mina ci zrzednie.
- Phi, nie wiadomo. Jak wrócimy, popracujmy nad moją magią. Chcę wypracować coś takiego jak Lily.
-Całkiem ciekawy pomysł. – Mad uśmiechnęła się delikatnie. – Nancy i Celi zrobi się głupio, gdy ci zobaczą.
- A co jeśli one nie wrócą?
               Zapadła chwilowa cisza. Oboje spuścili wzrok, przypominając sobie minione wydarzenia. Mimo że nie Marsh nie był obecny, doświadczył ich skutków. I nie były przyjemne. Tęsknił za Celią, chociaż minęły dopiero tydzień. W tym czasie dowiedzieli się, że jakaś pomniejsza wioska została zniszczona przez przedziwną siłę, a sprawca umknął z miejsca zdarzenia. Dzięki temu wiedzieli, gdzie przebywa Nancy. Zanim wyruszyli, spędzili jeszcze sporo czasu z Saertooth. Rogue był strasznie rozdrażniony, podnosił głos za każdym razem, gdy Yukino poruszała temat zbiegłej blondynki. Wtedy wywiązywała się kłótnia między Smoczymi Zabójcami, którą Madison musiała łagodzić mocnym uderzeniem w łepetynę.
- Wrócą. – Mad podniosła głowę i uśmiechnęła się.- Wszystkim to powtarzam i tobie też. Bo kto będzie w nie wierzył jak nie my?
- Madison… - Marsh otworzył szerzej oczy ze zdumienia, po czym uśmiechnął się szeroko, szczerząc swoje białe kły.- Masz rację, nie możemy się załamywać.
- I takie podejście lubię.
               Kilka minut później zauważyli jak ścieżka zakręca ostro w bok, wprost do ciemnej jaskini.  Mad uniosła rękę na wysokości twarzy i szepnęła tylko:
- Lumos activa.
               Mocne światło rozświetliło jaskinię, która okazała się być głębokim tunelem. Wymieniła porozumiewawczo spojrzenia z Marshmallowem i ruszyła przed siebie. Na zimnym kamieniu widniały malunki, przedstawiające różne sceny z udziałem boga Re. Mad zerknęła na swojego kompana i uśmiechnęła się triumfalnie. Obrazy ciągnęły się daleko, dziewczyna śledziła je wzrokiem, zastanawiając się, co dokładnie przedstawiają. Od pewnego momentu zaczęło się robić chłodniej, a minerały spływające po ścianach powoli zaczęły zatrzymywać się i zamarzać.
- Ale zimno… -mruknął Marshmallow.
- I mi to mówisz? – Mad zmarszczyła brwi. – Ty masz chociaż futro. Wyjmę płaszcz, dobrze, że go kupiłam.
               Zatrzymali się na chwilę. Dziewczyna nie gasząc światła, otworzyła plecak i wyciągnęła z niego czarny płaszcz, który od razu zarzuciła na ramiona i zawiązała przy szyi. Plecak założyła pod niego, aby wygodniej się go niosło. Ruszyli dalej, do momentu, w którym Madison poczuła skrzypienie pod butami. Biały śnieg zajmował całą posadzkę, wiatr zmagał się falami, rozwalając jej grzywkę. Tym samym mogła dojrzeć koniec tunelu, który oświetlany był przez światło od drugiej strony.
- Ale dziwne. – skwitowała i ruszyła dalej. – Światło pod powierzchnią.
- A gdzie ono nie dojdzie.
- No właśnie.
               Mashmallow dalej leciał koło niej, obejmując się łapkami.  Mad zacisnęła pięść w pewnym momencie i otoczyła ich ciemność z jasnym blaskiem na końcu. Ich oczy powoli się przyzwyczajały, a światło stawało się co raz bardziej wyraziste, aż w końcu objęło ich, gdy tylko wyszli z tunelu. Znaleźli się w ogromnej grocie pełnej śniegu, której centralną część stanowiła świątynia.  Emanowała jasnym blaskiem, oświetlającym lód i śnieg. Mad otworzyła szerzej oczy zdumiona.
- Co za zjawisko. – ruszyła powoli przed siebie.
- Mad, uważaj. – Marsh zmarszczył brwi.- Tu mogą być pułapki.
- Wiem co robię.
               Doszła do oblodzonych stopni i  spojrzała w górę. Nie dostanę się tam tak, pomyślała, jeszcze skręcę sobie kark. Cała świątynia została zbudowana na planie ogromnego koła. Ściany z białego kamienia były pokryte grubą warstwą lodu, wieżyczki zaś sięgały samego sklepienia. Spojrzała w końcu na Masha, uśmiechając się szeroko. Przewalając oczami, kot chwycił ją pewnie i wzniósł się na szczyt schodów. Postawił swoją towarzyszkę na posadzce, by szła dalej na nogach. Poprawiła twarz i ruszyła przez ogromne wrota do wąskiego korytarza. Dziewczyna dotknęła ścian, które emanowały własnym blaskiem.
- Niesamowite. – powiedziała do siebie.- Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
- To już widzisz. Chodźmy szybciej, bo naprawdę robi się zimno,
- Marudzisz dzisiaj strasznie.
- No ciekawe dlaczego.
               Madison przewaliła oczami i odsunęła rękę od ściany. Ruszyła za swoim przyjacielem w stronę jaśniejącego światła. Niedługo po tym doszli do ogromnego pomieszczenia, w którym centralnym ośrodkiem był ołtarz z dużym odłamkiem.
- Klucz.- odezwał się kot.
- Najwyraźniej.  Zabierz mnie tam, nie chcę wpaść w jakąś pułapkę.
- Co byś beze mnie zrobiła.
- No nie wiem, nie wiem Marsh. A teraz dawaj.
               Tygrys ponownie przeniósł ją, tym razem nad ołtarz. Madison przeczytała napis znajdujący się na nim i wyciągnęła rękę, kumulując w niej na wszelki wypadek światło. Chwyciła odłamek i szybko zabrała ramię, przytulając klucz do piersi. Oczekiwała, że komnata zacznie się trząść, wszystko runie, uruchomią się pułapki, lecz nic takiego się nie działo. Schowała odłamek do sakwy przy pasie, rozglądając się zarazem.
- Dziwne.
- Może się całkiem zestarzało?
- Lepiej tego nie sprawdzajmy, zabierz nas stąd.
               Szybko wylecieli z komnaty tą samą drogą z uśmiechem triumfu na twarzach. Znów ujrzeli grotę, ale tym razem nie była ona pusta. Przed świątynią stał zwrócony do nich przodem śnieżny golem. Miał jakieś 10 metrów wysokości, ślepia czarne jak noc, a żeby ostre jak brzytwa. Jego ciało ozdabiały ogromne kryształy lodu. Potwór ryknął w ich stronę z taką siłą, że mały kot cofnął się w powietrzu. Mad zmarszczyła brwi, irytując się.
- Co to do cholery ma być?! – warknęła, zaciskając pięści pod płaszczem.- Marsh, spróbuj go ominąć, nie chce mi się tracić na niego czasu.
- Jak każesz Mad.
               Tygrys śmignął obok golema, składając skrzydła do szybkiego lotu. Byli tuż przy wylocie, gdy golem wrzasnął i go łapą. Marh skręcił gwałtownie i wylądował z hukiem w śniegu. Mad przeklęła głośno i zasłoniła twarz rękoma, gdy napotkali podłoże. Dziewczyna wstała po chwili, podnosząc kota.
- Cholera jasna, nie wyjdziemy tak. – Zmarszczyła brwi z uśmiechem, uderzając pięścią w otwartą dłoń.- Trudno będę musiała go rozwalić. Nie mogę przesadzić, bo zawalę jeszcze przejściem.
               Zrzuciła z siebie płaszcz i plecak obok Marshmallowa, które jeszcze dochodził do siebie. Nie czekając na atak, sama do niego ruszyła, kumulując magię w pięści.
- Bieg świetlny! - krzyknęła, wznosząc się w powietrze.- Pięści sprawiedliwości!
               Wielka świetlista pięść otoczyła jej zaciśnięta dłoń, uderzając po chwili w pysk potwora, próbującego złapać ją. Ryknął pod wpływem uderzenia i przewalił się na plecy, trzaskając odłamkami na wszystkie strony. Grota zatrzęsła się, a słabsze lodowe odłamy oderwały się od sklepienia, spadając na ziemię.
- Bariera!
               Dziewczyna wylądowała na jego nieruchomym torsie. Czy to na pewno koniec? Zapytała samą siebie, czy może coś jeszcze? W tym momencie tors zatrząsł się, a silna łapa golema chwyciła ją mocno w pasie. Mad przeklęła, próbując się wyrwać z objęcia. Ścieżny potwór podniósł się ze swoją pogruchotaną szczęką i ryknął na nią.
- Kuźwa, czy ty możesz myć zęby? – Mad skrzywiła się i zakryła usta ręką.- Śmierdzisz gorzej niż gówno wiwerny.
               Szybko powtórzyła poprzedni atak, rozwalając jego łapę i uwalniając się. Nie czekając ani chwili wysunęła ręce przed siebie i krzyknęła:
- Pociski świetlne!
               Pojawił się krąg magiczny, a niego wyleciało z ogromną prędkością kilkaset małych ładunków, które wybuchały pod dotykiem golema, rozlatującego się na kawałki. Potwór zachciał się po chwili i z ostatnim przeciągłym rykiem przewalił się na ziemię. Grota zaczęła się trząść, kolejne odłamy zaczęły spadać na ziemię. Świątynia powoli zaczęła się rozpadać, tracąc swój blask. Mad podbiegła przy pomocy magii do Marsha i chwyciła szybko plecak. Kot rozprostował skrzydła i chwycił jej płaszcz.
- Ja przodem! - pomknął szybko w stronę wyjścia. – Daj światło!
- Jestem za tobą. – krzyknęła Mad, jeszcze raz oglądając się za świątynią. – Lumen Activa!
               Lecieli szybko, słysząc za sobą, jak tunel, którym się tu dostali zaczyna zapadać się. Głębokie pęknięcie sklepienia doganiało ich coraz bardziej,  zasypując kamieniami i ziemią wolną przestrzeń.  Gdy już ujrzeli światełko w tunelu, Mad chwyciła Marshmallowa w pasie, a drugą rękę wysunęła do tyłu.
- Pocisk świetlny!
               Jej moc dodała im większej prędkości, dzięki czemu zostawili za sobą walący się tunel, mogąc spokojnie się wydostać. Runęli na ziemię przed wejściem kilka sekund przed tym jak wejście zapadło się całkiem, powodując głośny huk i drobne trzęsienie ziemi.
- Udało się!- krzyknął Marsh, dźwigając się na łapkach z ziemi.
- Nie wiedziałam, że kiedykolwiek się tak ucieszę na widok słońca. – Mad uśmiechnęła się szeroko, dysząc lekko przez adrenalinę. – Skoro już jesteśmy bezpieczni…
               Wyciągnęła z sakwy odłamek i przyjrzała mu się. Przypominał ukrojony kawałek pizzy, z tym, ze był złoty i pokryty napisami i hieroglifami.
- Światło rozjaśnia mrok. – przeczytała po chwili.- Ta świątynia to symbolizowała…
- Gdyby nie ona, w grocie byłoby ciemno jak w dupie.
- Magia światła też ma do tego służyć.. Rozjaśniać mrok.. Trochę oklepane, ale czego możnaby się spodziewać po starożytnym bogu?
Oboje roześmiali się cicho.
- To gdzie teraz?- Marsh spojrzał na swoją towarzyszkę z uśmiechem.

- Następny przystanek, dżungla. Musimy zabrać coś na komary.

2 komentarze:

  1. Łał! przybyłam tu z bloga mojego i mojej BFF gdzie u nas zostawiłaś komentarz :) Więc chciałam zobaczyć twój blog i bardzo mi się spodobały opisy postaci i wg fabuła! SUPER!! :D

    Maxine Rainny ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wowowowo! Dziękuję za odezwę *OOO*
      I dziękuję za obserwowanie! XD

      Usuń