środa, 20 lipca 2016

Rozdział 3 - Prawdziwy smutek

Usłyszała rozmowy. Kilka znajomych głosów. Otworzyła powoli oczy, zakrywając ostre światło ręką. Obok łóżka siedziała Juvia, która patrzyła na nią smutna, a Natsu uśmiechnął się niezręcznie. Nie wiedziała dlaczego siedzieli nad nią jak na trupem. To tego ta atmosfera stypy. Przecież nikt nie umarł, bynajmniej nie ona.
- Nareszcie się obudziłaś Nancy-chan…- Lucy odetchnęła z ulgą, kładąc dłoń na piersi.- Już się martwiliśmy o ciebie.
- C-co się stało?….- spytała blondynka niepewnie podnosząc się do siadu.
Ciało bolało ją jeszcze, brzuch miała zabandażowany, a na sobie miała tylko bieliznę. Dopiero teraz przypomniała sobie o sytuacji, która zaszła, gdy ostatnim razem była przytomna. Znów zapadła grobowa cisza, której nie chciał nic przerwać. Juvia próbowała coś powiedzieć, jednakże nie mogła z siebie nic wydusić.
-Nikodem…. cię uratował - Loxar uśmiechnęła się lekko, patrząc w bok.
-Niko-dem? – dziewczyna uniosła brwi, nie wiedząc co powiedzieć, na myśl przychodziła jej jedna osoba, ale to przecież niemożliwe.
Z cienia wyłonił się wysoki chłopak, którego dobrze znała. On jest z mojego liceum, krzyknęła w myślach. Posłał jej delikatny uśmiech, ale to wystarczyło, by całą jej twarz oblał rumieniec. Jego włosy były związane w kucyk, a pojedyncze kosmyki opadały na twarz. Nancy nie mogła uwierzyć własnym oczom. Mad też by nie uwierzyła… A tak…. Teraz nie ma jej…. I nie wiadomo gdzie jest i jak się czuje…. W jednej chwili smutek zagarnął nią całkowicie.
-Dzi-Dziękuję….- wyjąkała, ledwo powstrzymując łzy. Dzielnie zacisnęła pięści na kołdrze.
-N-Nancy…- Lucy położyła jej rękę na ramieniu- Nie martw się… O-ona się wydostanie… A-a jeśli nie to… Znajdziemy ją…
-Jak on śmiał ci to zrobić?!- Natsu uderzył pięścią w rękę z poważną misją- Obiecuję ci zabiję go własnoręcznie! Wytrę nim podłogę jak zwykłą szmatą!
-Natsu Nie…- po policzkach Nancy spłynęły łzy- Sama to zrobię… Sprawię, że pożałuje, że się urodził. Tylko dojdę do siebie.
-Ale….
-Zamknij się!!….
Nagle ktoś ją przytulił. Lucy. Dziewczyna spojrzała na nią i po chwili zdumienia wtuliła się w nią mocno z płaczem. Juvia za to usiadła na łóżku obok nich. Nie miała zielonego pojęcia co robić, pomimo swego zakochania w stosunku Gray-a potrafiła czuć to samo co jej przyjaciele. Ona również objęła płaczącą dziewczynę. Ciemnowłosy chłopak stał na uboczu i tylko patrzył jak rodzina pociesza jednego ze swoich.
***
Pierwszy posiłek blondynki odbył się  z wielkimi sprzeciwami. Ochronę nad nią sprawowało na zmianę kilku członków gildii, a teraz właśnie przyszła kolej na Nikodema. Tak, nieszczęśliwe zrządzenie losu, a dziewczyna myślała, że zaraz eksploduje. Cóż, przynajmniej jego obecność odciągała ją od ponurych myśli. Niestety jednak przez nieśmiałość nie umiała wydusić z siebie ani jednego słowa.
-No zjedz to… musisz jeść, żeby odzyskać siły…- chłopak westchnął.
-Y-y…- Blondynka pokręciła czerwoną głową.
-Jak nbe… To cię sam nakarmię….
Poczuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Ktoś, o kim zawsze marzyła, chce ją nakarmić! Ale nie… Musi przestać się tak podniecać…. Dosłownie. Odetchnęła głęboko po chwili, przybierając poważny wyraz twarzy.
-Sama już zjem…- wyburczała, wydzierając z jego rąk sztućce.
Tak, udało się jej. Podał jej jedzenie, naleśniki z białym serem. Zaczęła powoli jeść, czując na sobie ciągle jego wzrok. Spuściła głowę, ukrywając zaczerwienienie. Po skończonym posiłku, chłopak wyszedł, zabierając pusty talerz. Uniosła głowę wpatrując się w sufit. Usłyszała trzask drzwi balkonowych.” Poszedł się przewietrzyć”, pomyślała. W mieszkaniu unosiła się smutna atmosfera, pomieszana z gniewem i rozpaczą. Tęsknota… Za Mad i nie tylko… Na zawsze wesołej twarzy Nancy zagościły wielkie łzy, spływające strumieniem, uśmiech przerodził się w grymas. Gdy płakała, nikt nie mógł jej uspokoić, wtedy płakał nie tylko jej umysł i ciało, a także serce i dusza. Jęki rozpaczy wydobywały się z jej ust, jej ciało drżało. Chciała się do kogoś przytulić, usłyszeć Madzialenkowe ” Nie płacz, słonko” i uspokoić się. Zajęta, nie usłyszała wejście kobiety o czerwonych włosach. Erza stanęła w rozkroku, rozglądając się po pokoju. Miała nadzieję, że spotka kogoś poważnego, a jednak zastała płaczącego maga, który nie był w stanie nawet jej zauważyć. Erza Scarlet, będąca najsilniejszą kobietą w Fairy Tail, może i nawet najpiękniejszą, jak powiadają inni, westchnęła. Długie włosy poruszyły się wraz z tym jak zrobiła krok w stronę dziewczyny… i następny. Podeszła do Nancy i siadając na jej łóżku, przytuliła ją do swej metalowej piersi.
-Nie wydajesz się…Być obcą… Przykro mi przez tamto zdarzenie….- szepnęła.
Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową, ocierając drżącą ręką oczy.
-E-Erza….-wyjąkała.
-Tak mam na imię- zaczęła głaskać  ją po głowie- Uspokój się… Będzie dobrze…
Za uchylonymi drzwiami balkonu Nikodem słyszał wszystko… Natsu kazał mu podnieść ją na duchu, ale to dopiero początek terapii… Zamierzał zbliżyć się do niej, zrobić coś czego w szkole nie miał okazji.

***

W kilka dni Nancy zdążyła dojść do siebie. Wyszła z domu i wzdychając, ruszyła główną ulicą kierując się do gildii. Myśląc jak co dzień o wszystkim, nie zauważyła, jak dołącza do niej oficjalnie poznany chłopak.
-Hej- poklepał ją lekko po główce- Jak się czujesz?
Niewiele większa od Madison dziewczyna uniosła głowę wysoko do góry by go widzieć. Nikodem swoją funkcje traktował bardzo poważnie, wiec sprawdzał ją na każdym kroku. To zaczynało się robić denerwujące, a zarazem słodkie. Jakoś hamowała swoje uczucia, dzięki długiemu treningowi przebywania z Mad. Po dłuższej chwili ich oczom ukazał się budynek gildii. Magnolia tętniła życiem, a odbudowana gildia, piękna jak zwykle, ze sklepem pamiątkowym i kawiarnią,dodawały tylko urody. Chłopak spoglądał na nią co chwilę. Doszli do budynku, specjalnie otworzył jej drzwi. Już miała wchodzić, ale odleciała i została kimś przygnieciona. Tym kimś był nikt inny jak Loke. leżała pod nim oszołomiona. Jej towarzysz podbiegł szybko i glanem usunął przeszkodę,a ją sama wziął na ręce. Nancy po chwili spojrzała na niego. W środku walki trwały w najlepsze.
-Dziękuję…- mruknęła cała czerwona.
-Spoko- Westchnął ciężko i postawił ją na ziemi.
-Huh?…
-Nie nic…
Nancy także westchnęła i puszczona przez niego weszła przeciskając się bliżej tablicy, na której podane były nowe zadania. Po chwili pokazała mu kartkę.
-Patrz ile pieniędzy za to jest….- jej oczy się zaświeciły.
-Ale dopiero co wyzdrowiałaś i nie dasz rady… nie.
-No ale… Co? Nie pozwalasz mi?
-Tak. Bo nie będziesz znów się marnować…
-A może lubię? Idę… Nie będziesz mi rozkazywać… Poza tym dopiero co cię poznałam.
-Echhh… Jak se chcesz….
Skrzywił się i odwrócił. Naburmuszona patrzyła za nim jak wychodzi. Nancy zaczęła biec przez tłum. No jakim cudem facet może się tak obrażać. Był naprawdę dziwny, mało mówił, a wiele wymagał. Jednakże zdążyła go polubić.
-Nikooo!- przecisnęła się przez stojących członków i złapała go za rękaw.
-Co znowu- spojrzał na nią obojętnym wzrokiem, jakby nagle stracił zainteresowanie.
-Eee…-wybąkała i dostała wazonem w łeb, aż schyliła się, łapiąc za głowę.- ………….No kuuuurcze nooooo!
-No więc?
-Grrr… No to znaczy… przepraszam… Nie chciałam cię urazić… Po tym wszystkim ciągle jestem nerwowa i w ogóle…
-Widać.
-No dzięki wiesz…
Zaśmiał się, bawiła go bardzo. Taka mała, a taka zadziorna. Wyciągnął rękę w jej stronę.
-Dobrze, już dobrze- pogłaskał ją kilka razy po głowie.
Zaczerwieniła się mocno i spojrzała w bok. Nie lubiła jak ktoś ją tak dotykał, nie była przyzwyczajona do takich bliskości.
-T-to idziemy?…- spytała cicho.
-Jasne.

Blondynka puściła go i doprowadziła się do porządku. Odetchnęła głęboko i ruszyła uśmiechając się. Wyszli poza teren gildii wolnym krokiem. Żeby znaleźć Mad, musiała najpierw nabrać sił i zwiększyć moc, a bez wykonywania misji i treningów nic by nie zdziałała. Pierwszy patrol wysłany przez Macarova wrócił bez wieści o jakiejkolwiek aktywności Maximusa. Jak na razie musiała czekać.
***
Kolejny! Miłego czytania! :D
~Nancy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz