środa, 20 lipca 2016

Rozdział 4 - Wielki powrót

Dochodziła dziesiąta w nocy na zegarku w domu blondynki. Ciche tykanie w pewien sposób uspokajało. Dziewczyna siedziała na łóżku wpatrzona w księżyc. Jej twarz zdobiły świeże, lśniące łzy, które co chwile były ocierane. Opłakiwała po raz kolejny swoją porwaną przyjaciółkę. Mimo wszystko nie mogła sobie bez niej poradzić. Po chwili w drzwiach od pokoju ukazała się niezauważalnie dziewczęca postać, która zaczęła pykać się po policzku palcem.
-Dawno mnie tu nie było- pomyślała-  Nowa fryzurka jest, nowe zdolności są, tatuaż jest… hmmm… Ale co by jej tu powiedzieć?
Podeszła spokojnie i uśmiechnęła się szeroko.
-No hej słonko, tęskniłaś?- rzuciła jakby nigdy nic się nie stało.
Nancy odwróciła się zaskoczona. Oczka napełniły się łzami, gdy zobaczyła Madison we własnej osobie i rzuciła się na nią z szczęśliwym płaczem. Zaczęła ściskać ją mocno.
-Maaaad!- krzyknęła pociągając nosem- Ty jesteś! Ty tu jesteś! Myślałam, że cię nigdy nie zobaczę!
-No, ale jestem… Już jestem… Ty też się zmieniłaś hehe…
-Zostawiłaś mnie tu samą. Musiałam sobie gotować! I nie było tych twoich posiłków!
               Miała ochotę ją teraz zabić. Co ona sobie myślała? Skoro się wydostała to dlaczego nie dała znaku życia? Od razu ludzie z gildii ruszyliby jej z pomocą.
- Ale dałaś sobie radę beze mnie…- odezwała się po chwili, głaszcząc przyjaciółce po głowie. - Jestem z ciebie dumna.
-Ale miałam pomoc… Madison, mam ci tyle do opowiedzenia…
-To mi wszystko opowiesz… Ale-
-Przy herbatce?
-..Dokładnie…- zaśmiała się dziewczyna z jasną cerą.
Nancy puściła ją i ruszyła za nią do kuchni. W jednej chwili cały gniew przeszedł. Gdy weszły Mad otworzyła szufladę  i wyjęła z niej opakowanie zielonej herbaty. Dalej wszystko było na swoim miejscu, tak jak je zostawiła. Wstawiła wodę, kiedy jej towarzyszka usiadła przy stole, wpatrując się w nią wielkimi oczyma.
-Nie uwierzysz kto tu jest!- krzyknęła niespodziewanie Nancy.
-Gray może w moim pokoju nocuje?…- zaintrygowała się niezauważalnie.
-Nie, jeszcze lepiej!
-Law?…
-Nie dla ciebie tym razem, dla mnie!
Mad zaśmiała się złośliwie:
-Loke?
-Niee…. Dobra jutro zobaczysz… Idę spać, źle się czuję. A ty bądź tutaj jeszcze.
Westchnęła zrezygnowana i nic nie mówiąc poczłapała do łóżka. Musiała odpocząć, bo najpierw płacz, potem wybuch radości i płacz po tak ciężkim dniu. Dotykając głową poduszki, zasnęła ciężko.
Rankiem dziewczyna obudziła się gwałtownie i szybko pobiegła do pokoju blondynki. Nie zastała jej tam, wiec z wielką przykrością uznała, że to był tylko sen. Jednakże usłyszała , że w kuchni ktoś jest i gotuje. Stwierdziła, że to Nikodem, ale ciekawość była silniejsza i spojrzała do jasnego pomieszczenia. Tyłem do niej stała Madison w fartuchu robiąc pięknie pachnącą jajecznicę.
-Oooo nareszcie! Jak ja dawno nie jadłam twoich potraw- zachwyciła się, czując, że wraca jej humor. – Bo Nikodem nigdy dobrze nie soli!
-Nikodem powiadasz?- Znajome imię zaświtało jej w głowie.
-Tak… Powinien zaraz przyjść…
-Ciekawe kto to.
-Hyhy… Zobaczysz…
-No właśnie przecież z tego co mi wiadomo nie ma żadnego „Nikodema”.
               Nanc podskoczyła radośnie.
-Ale juuuż jest!
- yhm….
-Wyspałaś się Madiii?- usiadła przy stole.
-Jasne, spałam jak dziecko.- bladoskóra podała jej talerz z jajecznicą i usiadła sama zajadając swoją porcję.
-Dziękuję.
Wspólnie rozkoszując się śniadaniem dziewczyny rozmawiały o tym, co się działo. Dziewczyna poznała plany Maximusa. Chciał posiąść kostkę i przenieść sie do naszego świata by nad nim zapanować. Czyli standardowe plany szaleńca. Kilka chwil później zadzwonił dzwonek do drzwi. Nancy wstała szybko i pobiegła do drzwi. Nikodem sam przez nie wszedł, wiec tylko powitała go przyjacielskim uściskiem. Chłopak otoczył ją ramieniem ze śmiechem.
-Nikoo!- zawołała zadowolona- Nie uwierzysz kto wrócił!
-Hej, hej- potargał jej włosy- No kto taki?
Dziewczyna chwyciła go za rękaw i zaprowadziła go do kuchni i wskazała na współlokatorkę. Chłopak uniósł brwi zaskoczony. Jego plany trochę się pokrzyżowały. Nie było w nich tej dziewczyny, miała nie wrócić.
-Mad wróciła!
-Tyyy…. tutaj?- zajadająca jajecznicę dziewczyna uniosła brew- Takie cuda się tu dzieją….
-Znalazłem się tu troszkę inaczej niż wy… A właściwie, dobrze, że wróciłaś… Ona tu bez ciebie wariowała.
-Madiszonku, to co idziemy może… Na pizzę- zarzuciła propozycją.
-Mmm… Nie, nie chcę…
-Spokojnie zrzucisz to…. Bo weźmiemy jakieś zadanie….
-Nie chcę….
-To chodź się chociaż przejść….
Chłopak przyglądał się jedynie owej rozmowie i słuchał. Uśmiechnął się lekko. Blondynka opadła na krzesło i naburmuszona oparła nadęte policzki na dłoniach.
-No dobrze, to co chcesz robić?- spytała Nancy.
-Grać na gitarze… Albo przejść się do gildii….
-To idziemy! Nikodem idziesz z nami?
-To zależy tylko od ciebie- ciemnowłosy uśmiechnął się ponownie.
-J-jasne, że chcę- zaczerwieniła się mocno.
-Dobra, dobra, starczy tych amorków….- Mad uniosła się z westchnieniem- Jesteście tak słodcy, że zaraz się porzygam… Wiem, że macie sie ku sobie, ale nie przy ludziach…
Dziewczyna zawstydziła się momentalnie. Nie chciała przyznawać się do tego, że jednak trochę go polubiła. Nie wytrzymując presji, szybko odwróciła się na pięcie i wybiegła z domu.
-Echhh…. Tym razem nie ucieknie…- wyszedł z ich domu za nią, zostawiając Madison samą z jajecznicą.
-Um…- blondynka spojrzała w sufit, uśmiechając się delikatnie
Wreszcie cię zobaczę Gray…, słowa te wypowiedziała głęboko w duszy.

***

Nancy usiadła na moście spuszczając nogi w dół. Załamała się trochę, często jej reakcje były mimowolne i nic nie mogła na to poradzić. Ludzie patrzyli na nią z grymasem, pewnie było im szkoda. Nie czekała długo, gdy ktoś położył dłoń na jej głowie i zaczął głaskać. Powoli spojrzała na właściciela ręki. Nikodem…. I wszystko jasne. Opadła na niego z powstrzymując kolejny wybuch płaczu. Chłopak objął ją mocno i uśmiechnął się delikatnie. Zacisnęła usta i odepchnęła go lekko.
-Prze…P-przepraszam… J-ja… Nie mogę…
-Huh? O co chodzi?
-L-Lepiej… Ż-żebyśmy się na razie nie widywali…I-i w ogóle…
Wyminęła go i pobiegła w stronę gildii, zostawiając go samego jak palec. Stał zaś tam dalej, oniemiały tym, co dopiero powiedziała.
Uciekła do gildii, do Madison, która stała oparta o ogrodzenie.
-No i jak? -spytała.
-Co jak?
-No co z nim, tak?
-Zrobiłam to co trzeba… To by nie wyszło….
-A ty głupia jesteś… - pacnęła blondynkę bokiem dłoni w głowę.
- Ajć… A ja wiem… Boję sie po prostu… Dobra, wiesz co… Chodźmy lepiej!
-Jak chcesz….
Weszły do środka. Nikt zbytnio na zwrócił na nie uwagi. Przy ladzie odbywała się chyba jakaś narada, więc podeszły bliżej chcąc się przysłuchać. Macarov mówił coś i co chwilę padały słowa” Oracion Seis. Teraz było coś powiedziane o sojuszu między gildiami. Wtedy dowiedziały się reszty.
-Pfff… cały ten cyrk tylko po to, by pokonać kilku magów?- Mad była nieporuszona.
-Witaj w domu Madison- Mistrz uśmiechnął się kierując wzrok na nią.- Pójdziecie z nimi, by na wszelki wypadek niczego nie zepsuli…
-Ale nam nie są potrzebne niańki!- zaprotestował Natsu- Mam Lucy i Erzę!
-Czy coś ci nie pasuje?- Scarlet zmierzyła do wzrokiem.
-N-nie E-erza…. W-wcale……
               Ukrył głowę za rękoma by uchronić się przed ewentualnym uderzeniem. Lecz kobieta o szkarłatnych włosach prychnęła jedynie z uśmiechem w jego stronę i znów spojrzała na mistrza.
-Pfff… To co w końcu?- Nancy wydała się być sfrustrowana.
-Idziecie z nimi i koniec, kropka- staruszek zdecydował.
-To kiedy ruszamy?….
-Jak najszybciej- Erza uśmiechnęła się.

Nancy westchnęła i uśmiechnęła się wymuszenie. Gdy Mad nie było to ona zajęła się podniesieniem jej na duchu, to ona pomogła jej w treningach. Była bardzo wdzięczna tej kobiecie za wszystko. A teraz będą mogły spędzić jeszcze więcej czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz