- Matko przenajświętsza ile jeszcze?! – krzyknęłam siedząc
na kamieniu pod wodospadem. Litry wody spadały na moją głowę i ramiona,
sprawiając, że w ogóle nie mogłam się skupić. – Przecież to nic nie daje!
- Przestań marudzić. – mruknęła Celia, medytując na trawie.
– Nie dość, że musisz poprawić ataki na zewnątrz, to musisz znaleźć w sobie
siłę, żeby umieć walczyć od wewnątrz. Patrz na mnie.
Kotka
przymknęła oczy i odetchnęła głęboko, gdy wokół niej zaczęła zbierać się
niebieska poświata magii. Otworzyłam szerzej oczy zachwycona tym widokiem, bo nie
miałam pojęcia, że Exceedy mogą coś takiego wyrabiać. Niedługo będzie mogła
przemieniać się jak Lily! Chwilę później magia rozpłynęła się, a Celia
powstała, wpatrując się we mnie ze zdziwieniem.
- Ale się rozpromieniłaś. – zachichotała triumfalnie, kładąc
łapki na biodrach. – Najważniejsze jest to, że to czarne na twojej ręce
przestało rosnąć, a on się nie odzywa. To znaczy, że idziemy w dobrym kierunku.
Musisz się skupić, żeby wyzwolić w sobie siłę, która pomoże ci go pokonać i
wchłonąć.
- To jest w ogóle możliwe?... – rozpłynęłam się i
zmaterializowałam tuż przy brzegu.- Dalej nie mogę się przyzwyczaić do twojej
stanowczości.
- Jest możliwe, tylko musisz to w sobie odkryć. – puściła moją
uwagę mimo uszu. - Jak znajdziesz się
tam, to ja ci nie pomogę.
- Wiem.
Westchnęłam
i spojrzałam po sobie. Miałam w końcu nowy strój. Celia wybyła na jeden dzień i
zdobyła dla mnie nowe ubranie. Tylko teraz miałam na sobie dół od niego,
czerwoną rozcinaną spódnicę, dzięki której mogłam swobodnie się poruszać i
całkiem już przemoczone bandaże na piersiach, które trzymały mi je, by nie
sprawiały trudności przy ćwiczeniach. Całkiem mi się to podobało, taki styl na
Erzę. Poprawiłam związane włosy i usiadłam na brzegu. Po chwili zadumy przymknęłam
oczy i skupiłam się. Znowu znalazłam się na te ciemnej arenie, na której po raz
pierwszy spotkałam demona. Tym razem byłam tylko ja i ciemność. Uniosłam
powieki, spojrzałam na swoje buty i chwyciłam je, od razu zakładając.
- I co? – zapytała Celia po chwili, nie dostając ode mnie
odpowiedzi.
- Nie ma go. Chyba wyszedł na spacer. Nareszcie. Idziemy
znaleźć coś do żarcia?
- Jasne. Wiesz, dziwne rzeczy zaczynają się dziać… Tam…
Ruszyłyśmy
wydeptaną już przez nas ścieżką. Wokół nas rosły gęsto drzewa i krzaki, które dobrze
spełniały rolę ukrycia naszej dróżki. Zerknęłam na kotkę, która nerwowo bawiła
się palcami. Uniosłam brew i westchnęłam ciężko, gdy skrzywiła się mocno.
- Co się znowu dzieje? – zapytałam. – Czego się dowiedziałaś
w mieście?
- Rada.. No bo ona… Wyleciała w powietrze.
- Czekaj. Co? –zatrzymałam się gwałtownie. No jak to do
cholery wysadzili Radę. Przecież to istne samobójstwo. – Jak to wysadzili Radę?
A co z jej członkami?
- Oni… Nie żyją… Byłam tak samo zszokowana jak ty.
- Kiedy to się stało? …Kim oni są?
- Nie wiem. Nie wiem nic Nanc, naprawdę! – Celia spojrzała
mi w oczy, zaciskając piąstki. – Ale Fairy Tail.. Podjęło próbę ratowania
byłych członków, oni też są na celowniku.
- Ale… Ja.. – cofnęłam się o krok przerażona. Jej wzrok
mówił, że chciałaby wrócić.- Ja nie mogę im teraz pomóc! Jeszcze bym pogorszyła
sprawę!
- Wiem o tym.. Ale boję się o Mad i Marsha…. Dlatego proszę
cię… Postaraj się jak najszybciej go pokonać, byśmy mogły wrócić.
Skrzywiłam
się mocno. Wiedziałam, że martwi się o nich, ale musi być ze mną i to
najbardziej mnie zdołowało. Klęknęłam obok niej i mocno przytuliłam do siebie.
Kotka znieruchomiała na chwilę, by następnie wtulić się we mnie mocno. Sama
bałam się tego, z czym miało tym razem zmierzyć się Fairy Tail. Co za
popapraniec wpadł na pomysł, żeby wysadzić Siedzibę Rady? To musiał być istny
potwór…
- Przepraszam, że to musi się dziać. – westchnęłam ciężko. –
Dam z siebie wszystko, więc nie martw się. Wrócimy najszybciej jak będzie to
możliwe.
Puściłam
ją, nie dodając nic więcej i ruszyłam dalej, pozwalając, by dołączyła do mnie
po chwili. Między drzewami zaczęła się pojawiać polana, na której obrzeżach
rosły liczne jagody i jeżyny. Gdy dostrzegłam ruch na niej, przystanęłam i
skuliłam się lekko. Celia poruszyła uszami.
- Ktoś tu jest. – kucnęła, wpatrując się we mnie.
- Widzę. – zaszłam za najbliższe drzewo. – I to nie jest
zwierzę.
- Musimy to sprawdzić. A co, jak odkryje drogę i do nas
przyjdzie?
- Wtedy będzie miał łomot. Chodź.
Trzymając
się nisko na nogach ruszyłam przez zarośla w stronę polany. Poczułam zapach
zgniłego mięsa, podobny towarzyszył mi przy Zerenie. W jednej chwili zaczęłam
rzucać kurwami pod nosem, no tego jeszcze brakowało. Pewnie przylazł w pogoni
za tym bydlakiem we mnie. Kolejny pojebany sługus. W końcu mogłam dostrzec
sylwetkę. Mężczyzna stał do mnie tyłem, jego wzrost i budowa wydawała się mi
dziwnie znajoma. Czarne włosy gdzieniegdzie do tyłu miał ozdobione pasami
czerwieni. Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając. Nie, to nie mogło być.
Dźwignęłam się na równe nogi i zanim Celia zdołała mnie powstrzymać,
zaatakowałam naszego gościa.
- Wodne Więzienie!- krzyknęłam, zamykając odwracającego się
mężczyznę w wodnej kuli. Dokończył to w wodzie, spojrzał na mnie brązowymi
oczyma. Kurwa, no nie może być. Przecież go miało nie być! Zacisnęłam jedną
pięść, drugą dalej utrzymując zaklęcie. Oczy zaszły mi łzami. Sama nawet nie
jestem w stanie powiedzieć dlaczego…
Mężczyzna
machnął dłonią, a moje zaklęcie momentalnie się rozproszyło, chlapiąc całą
polanę, w tym mnie. Celia wyleciała z lasu, unosząc się w powietrzu obok. Oczy
miała szeroko otwarte, nie mogła uwierzyć w takim samym stopniu jak ja.
Przecież to jest kurwa niemożliwe!
- Nikodem?! – pisnęła wręcz przerażona. – To ty?!
- Miło was widzieć. A ciebie Nancy w szczególności. – Niko
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Kim jesteś i co tutaj robisz?! Nikt jeszcze nie złamał
mojego Wodnego Więzienia!
- Nie poznajesz mnie? To ja, Nikodem. We własnej osobie.
Stęskniłaś się?
Z miną
zbitego szczeniaka położył rękę na piersi. Przecież to niemożliwe, miało go tu
w ogóle nie być! Miał wrócić do naszego świata! Obraz na chwilę się rozmazał, a
ja poczułam spływające po policzkach łzy. Szybko otarłam je ręką.
- Skoro jesteś Nikodemem, to co tutaj robisz?! – z mojej
piersi wydobył się krzyk, nawet nie wiedziałam dlaczego byłam tak
zbulwersowana. - Miało cię tu nie być,
miałeś wrócić do naszego świata.
- Ale jak widzisz, jednak tego nie zrobiłem. – zachichotał,
robiąc krok w naszą stronę. – Urocza i naiwna jak zawsze. Nie przestajesz mnie zaskakiwać,
jak zwykle.
- Przestań się zgrywać! – Celia zacisnęła piąstki. – Nancy
nie ufaj mu! To pewnie jakaś sztuczka.
Starałam
się uspokoić, a oni jeszcze bardziej mieszali mi w głowie. „ Zaskoczona?
Wydajesz się mieć mętlik w głowie.” –powiedział Razaroth po raz pierwszy od
tych kilku dni. – „ A to ci niespodzianka. Co dalej? Czuję, że się gubisz. To
dobrze.”
- Zamknij się! – krzyknęłam, starając się utrzymać
równowagę. – Spierdalaj tam, skąd wyszedłeś! Nie teraz!
Cofnął
się z cichym śmiechem, który spowodował u mnie napad dreszczy. Uspokajając się,
spojrzałam na Nikodema, który jak zwykle uśmiechał się szelmowsko. To musi być
on. Tylko… Zastanawiała mnie jedna rzecz…
- Jakim cudem nie zestarzałeś się przez ten czas? Wyglądasz
tak samo, jak przez Tenroujimą.
- To zasługa kremów odmładzających… - roześmiał się,
rozglądając po polanie. - Och Nanc, słodka Nanc, nie oszukujmy się, przecież
bardzo dobrze znasz prawdę. Czujesz to swoim noskiem, prawda?
W jednej
chwili iluzja rozmyła się, ukazując jego prawdziwe oblicze. Zakrzywione rogi na
głowie, czerwone ślepia ze zwężonymi źrenicami, ostre jak brzytwa zęby. Jakim
cudem wcześniej tego nie czułam?
- Więc od początku byłeś demonem… - myślałam, że zaraz mnie
rozpierdoli, albo, że jego rozpierdolę. Co chciał tym osiągnąć? Czułam, że
gotuję się wewnętrznie ze złości. - Świetnie, mamy postęp. Jedziemy dalej. Od
kiedy nim byłeś i dlaczego się mną zainteresowałeś?
- Od początku kochanie. Od początku, od kiedy zaczęłaś
zwracać uwagę na mnie w szkole, przez twoje „niespodziewane” znalezienie kostki
i zjawienie się tutaj, aż do teraz.
Wybuchłam głośnym śmiechem, który odbił się
echem od drzew, stając bokiem do niego. Celia cofnęła się, chcąc coś
powiedzieć. Nad nami zaczęły zbierać się chmury, co pewnie było zasługą mojego
humoru. Jak Juvia…
- No nie, to są chyba jakieś żarty. –oparłam czoło o bok
dłoni, patrząc w ziemię. Nie minęła chwila, a znów patrzyłam na niego. Wydawał
mi się teraz taki odrażający. – Czyli sobie to ukartowałeś? Co masz na myśli
przez „niespodziewane znalezienie kostki”? Nie mów mi, że maczałeś w tym palce…
- Zabawne, co? Akurat ty i twoja przyjaciółka, ze wszystkich
ludzi na świecie, niczym się nie wyróżniające, znajdujecie przejście do innych
wymiarów? I do tego dzięki wizjom? Od zawsze je miałaś? Naprawdę jesteś naiwna.
- Dość tej zabawy! – warknęłam i rzuciłam się w jego stronę.
– Wodny Bicz!
Machnęłam
ręką, by wrząca woda uderzyła bydlaka, któremu kiedyś zaufałam. Ja pierniczę,
jaka ja byłam głupia! Demon zasłonił się swoją tarczą, nadal uśmiechając się do
mnie. Skoczyłam i kumulując Wodną Pięść, z całej siły uderzyłam go w twarz, by
odleciał w drzewa. Lecz on ani drgnął, za to chwycił mnie za rękę i rzucił na
ziemię. Wydałam z siebie przeraźliwy wrzask, gdy moje plecy wbiły się w ziemię.
- Nancy! – krzyknęła Celia. Od razu ruszyła do ataku,
zbierając wokół siebie magię. Kopnęła mężczyznę w brzuch by wypuścił mnie z
uścisku.
Nie
tracąc chwili, podniosłam się i oddaliłam, ocierając ślinę, która wydostała się
podczas uderzenia. Kotka wróciła do mnie, więc uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Dobra robota. – pochwaliłam ją, ponownie patrząc na Nikodema
z poważną miną. – Skoro już wymieniliśmy się pierwszymi atakami, odpowiedz mi
na kolejne pytania. Po co to wszystko?!
- Potrzebowałem naczynia. – Niko zmarszczył brwi. - A jedna
osoba to za mało, gdyby coś miało pójść nie tak, zawsze miałem zapas. Razaroth
miał być wolny, miał podbić ten nędzny świat pozbawiając go magii. Ale ty swoją
opornością ciągle mu przeszkadzasz. To przez ciebie pojawiło się Tartaros!
- Naczynie? Na niego?!
- Co wiesz o Tartaros?! – Celia wyrwała się kilkanaście
centymetrów do przodu.
- Banda nieudanych demonów, które chcą zbudzić E.N.D.’a.
- Demony?... Są inne demony?
- I tak nie dorównują poziomem ani mi ani Razarothowi.
Prawda, panie?
Poczułam
tak mocne ukłucie w piersi, że aż chwyciłam się za bandaże. Cholera, znów się
pojawił. Czarne paskudztwo poruszyło się na mojej ręce, zajmując połowę szyi.
- Jak zwykle masz rację. – odezwał się demon moimi ustami. –
Przebiegły, fantastyczny. A teraz skończ pieprzyć i ją zniszcz!
- Co tylko rozkażesz.
W jednej
chwili Niko znalazł się przy mnie, uderzając mocno w mostek skumulowaną energią
czarnego ognia. Klątwa ognistej pięści… Z
ogromną siłą przeleciałam przez pobliskie drzewa, karczując je zarazem.
Przerażone ptaki podniosły się z okrzykami z drzew i odleciały. Opadłam na
ziemię, ledwo trzymając się świadomości. Co za siła… Słyszałam przerażony krzyk
Celii, która starała się coś zrobić. Dźwignęłam się na równe nogi, ignorując
wszelkie docinki Razarotha. Zaczęło padać. Świetnie. Natura jest po mojej
stronie. Już czułam, że czuję się lepiej.
- Dalej jesteś takim cipeuszem. – skwitował Niko, ruszając w
moją stronę. – Zakochana dziewczynka, wierząca, że naprawdę ktoś ją kocha. Jak
mi przykro. Przeszło ci zauroczenie mną… Jak przykro, teraz pojawił się… Jak mu
tam? Rogue Cheney?... Tartaros się z nim rozprawi, tak szybko jak ja z tobą.
- Nie doceniasz mnie śmieciu. – spojrzałam na niego ze
wściekłością, spluwając w bok krwią. – Nie jestem tą samą głupiutką dziewuszką
co kiedyś. Fakt, może byłam tobą zainteresowana, ale potem zrozumiałam, że tak
naprawdę jesteś nikim w porównaniu do niego.
Wyciągnął
do mnie rękę, kumulując energię, która wystrzeliła w moim kierunku. Tak, tego
właśnie chciałam. W jednej chwili rozpłynęłam się w deszczu, by zmaterializować
się tuż za nim.
- Wodne Kopnięcie! – krzyknęłam, kopiąc go z całej siły w
kark wodą pod dużym ciśnieniem. Szybko wyciągnęłam rękę w jego stronę. – Wodny
Wir!
Lecącego
Nikodema złapało moje kolejne zaklęcie, uśmiechnęłam się na myśl, że jestem na
zwycięskiej pozycji.
- Nancy uważaj! – krzyknęła moja towarzyszka. - Nad tobą!
Spojrzałam w górę. Jakim cudem
wydostał się z mojego Wiru? Demon leciał w moją stroną, chcąc dorwać mnie swoją
pięścią. Rozpłynęłam się i pojawiłam na polanie kilka metrów dalej. W tym samym
momencie uderzył, robiąc ogromną dziurę w ziemi. Jak mogłam czuć cokolwiek do
niego i nie zauważyć niczego podejrzanego. Cały czas ściskało mnie w gardle z tego
powodu. Z jednej strony czułam się tak źle, że chciałabym się rozpłakać, a z
drugiej, byłam wściekła. I to uczucie jak do tej pory przeważało.
- Nancy to na niego nie działa! – kotka pojawiła się obok
mnie. – Zaklęciami go nie pokonamy.
Najwyraźniej demony są odporne na magię.
Niko
podniósł się i odwrócił w naszą stronę. Wpatrywał się we mnie z wyraźnym
rozbawieniem w oczach, jak gdyby świetnie się przy tym bawił. Cholera, więc jak
go pokonać? W głowie zaświtał mi tylko jeden pomysł. Jak się nie uda to
próbujemy ucieczki.
- Celia… Mówiłaś coś o wchłonięciu prawda? – zerknęłam na
swoją przyjaciółkę.
- Tak.. Ale po co ty teraz… Przecież nie jesteś gotowa!
- A co jeśli przejmę trochę jego mocy? To powinno
poskutkować skoro magia na niego nie działa.
- Jak przejmiesz jego moc?…
- To Demon Wodny. Ja przecież walczę wodą.. Gdyby połączyć
moją moc z jego… To powinno go zatrzymać.
„ Nigdy tego nie zrobisz” – krzyknął Razaroth w mojej
głowie. – „Nigdy ci się nie uda!” Uśmiechnęłam się pod nosem, czyli to musiało
być to.
- To… może się udać. – Celia skrzywiła się mocno. – Ale nic
nie obiecuję..
- W tej chwili nie mamy innego wyjścia. Spróbuj mnie
osłaniać, gdyby coś chciał zrobić.
Wzdychając,
stanęłam w lekkim rozkroku i prostując się, zgięłam ręce z zaciśniętymi
pięściami na wysokość wcięcia talii. Zamknęłam oczy. Skup się, skup się,
powtarzałam sobie w myślach. Czułam jak magia zaczyna mnie otaczać, czułam to
na swojej skórze.
- Nancy, on ruszył się. – powiedziała Celia z wyraźnym
drżeniem głosu. – Idzie w naszą stronę.
- Spokojnie.
Odetchnęłam
głęboko, skupiając się mocniej. Ilość energii otaczającej mnie sprawiała, że
moje włosy zaczęły się unosić. Świetnie. Złączyłam po chwili swoje ręce, by moc
swobodnie płynęła. Wewnątrz siebie czułam, że jego energia w lewej, czarnej
ręce stawia mi opór, więc zwiększyłam ilość magii. Wchłaniaj to, wchłaniaj.
Prawa ręką momentalnie zaczęła mnie piec, zaczęło się. Wspaniała ilość energii
kumulowała się czystym przedramieniu, wypalając znaki na nim.
- Nancy, on chce znowu uderzyć! Uważaj!
Nikodem
wystartował w moją stronę w chwili, gdy otworzyłam oczy. Teraz mogłam dokładnie
dostrzec jego ruchy. Zablokowałam jego uderzenie prawą ręką, którą wspierałam
drugą. Magia otaczająca mnie nie znikała, lecz dodawała siły, która teraz
najbardziej była mi potrzebna. Niko otworzył szeroko oczy, odsuwając się od
razu.
- To niemożliwe… Nie istnieje coś takiego. – cofnął się o
parę kroków. – Klątwa ognia: Piekielne wrota!
Otoczyła
go ściana czarnego ognia. Bał się i to jak. Wyciągnęłam przed siebie dłoń z
wyraźnym uśmiechem:
- Wodne Uwięzienie!
Kula
wody przebiła się przez jego ogień i zamknęła go w środku. Wypuścił powietrze
nerwowo, próbując się wydostać. Nie tym razem. Pewna zwycięstwa, cisnęłam nim o
drzewo i ruszyłam powolnym krokiem w jego stronę. Woda opadła, a Nikodem zaczął
nerwowo wdychać powietrze.
- Nie zrobisz tego komuś kogo kochałaś. – powstał, opierając
się o drzewo i ruszył w moją stronę. – Nanc, tak nie można.
- To prawda. – po moim policzku spłynęła łza. – Ale teraz
nic już do ciebie nie czuję... Pięść Wodnego Zabójcy Demonów!
Ze wściekłością
ruszyliśmy na siebie. Unikając jego ciosu, z całych sił walnęłam go pod
brodą, czując łamiące się kości szczęki.
Moje uderzenie spowodowało, że wyleciał wysoko w powietrze, by po chwili opaść
na ziemię tuż przede mną. Wpatrywał się we mnie nienawistnym wzrokiem, starając
się ruszyć. Złączyłam dłonie nad głową.
- Miecz Wodnego Zabójcy… - szepnęłam, by oręż pojawił się w
moich dłoniach. Czując na policzkach nieustanny potok łez, wbiłam go wprost w
miejsce serca Nikodema. Woda pod ciśnieniem szybko przebiła jego nędzne ciało.
Krzyknął przeraźliwie, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę. Jego ciało
znieruchomiało po chwili, by następnie
zacząć się rozpadać na drobne kawałeczki. Deszcz wzmógł się, a ja stałam jak
kat nad ofiarą, dysząc ciężko. Gdy całkiem zniknął, opadłam na kolana i
ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakałam się całkiem, opierając głowę o ziemię. Magia
rozpłynęła się, a ja poczułam jak ogarnia mnie ogromne wyczerpanie. Celia w
jednej chwili znalazła się obok mnie.
- To koniec.. – szeptałam. - Nareszcie koniec… Odszedł…
- Tak Nanc… - kotka przytuliła się do mnie mocno. – Już go
nie ma… Jestem z ciebie taka dumna…
***
Witam wszystkich moich zapracowanych, a także leniuchujących Czytelników w ten piękny poniedziałek! ...Nie? Piękny nie pasuje do poniedziałek, prawda? Ale w każdym razie, wracając do rozdziału.. Zaskoczyłam was, co? Kiedyś, ktoś mi napisał, że nie lubi Nikodema, bo jest dziwny. Proszę, dopiero teraz dowiadujecie się dlaczego. I co było powodem jego tak "nagłego" zniknięcia zaraz po zniknięciu członków FT z Tenroujimą. Pomysł ten zachowałam właśnie na odpowiednią chwilę, booo dzięki niemu chciałam, żeby Nanc stała się silniejsza, a teraz jak wiecie, siły naprawdę potrzebuje.
Także, mam nadzieję, że dotrwaliście do tego momentu, że rozdział się podoba i jeżeli macie ochotę podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami <3
~Nancy
O... Mój... Jashinie...
OdpowiedzUsuńWIEDZIAŁAM, ŻE Z NIM JEST COŚ NIE TAK! :_:
Zresztą... od początku był taką... bezsensowną postacią :v I teraz wiem już czemu ^-^
No i Rouge! *^*
Hyhyhyhyhyhyhyhyhyhy... Roncy is aliveeee! <3
Pozdrawiam cieplutko i ślę duuuużo weno-lodów, gdyż na żelki za ciepło ;*
Hue hue hue, a widzisz! A jednak! Wydało się! xD
UsuńRoncy forever <3 <3
Weno-lodów? xD Hahaha nigdy o tym nie słyszałam xD
I tak o to demon poszedł w pizzzdu xD" Nancyś obiła mu twarz, a potem przebiła na wylot. Mogliśmy jeszcze z niego zrobić sushi i sprzedawać jak w Servampie 90 yenów za talerzyk :P" * jestem chora chyba xD"* Rozdział bardzo mi się podobał, bo lubie napierdalanie po mordach ! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No muszą być walki! W końcu co to za FT bez napierdalania się? xD
UsuńNiestety się rozpadł :C Ciężko by było wtedy z niego sushi robić :C