poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 34 - Zapomniana Wieża

Siedzieli w pokoju na podłodze, licząc pozostałe pieniądze. Marshmallow patrzył, jak jego przyjaciółka w szybkim tempie przelicza kryształy. Gdy tylko skończyła, westchnęła ciężko i spojrzała na swojego przyjaciela.
- Na długo nam nie wystarczy. Mamy mały problem.
- Jakim cudem straciliśmy tyle pieniędzy? –Jej przyjaciel podrapał się po głowie zakłopotany. – To niemożliwe.
               Zabrała banknoty, które schowała od razu do portfela.
- Pomyśl nad tym. – Mad zmarszczyła brwi gniewnie. -  Podróż, miejsce do spania, żarcie. To wszystko kosztuje, już nie mówiąc o twoich potrzebach wpierdalania najdroższych ryb i innych przekąsek.
- Jeny, jeny. Ale ty zrzędzisz. Co ci nie pasuje, jestem fajnym i milusim koteckiem, który musi być rozpieszczany!
- A kto ostatnio trajkotał mi nad uchem, że chce być silny? Nie wpierdalaj tego co pańskie koty tylko żyj jak każdy inny.
- Nie rozkazuj mi i tak tego nie zrobię! Phi!
               Skrzyżował ręce na piersiach, obracając się do niej bokiem. Co za uparty sierściuch. Mad wyciągnęła z plecaka dwa fragmenty klucza, zastanawiając się, co tym razem będzie musiała zrobić, by pokazała się jej droga. „Rozjaśnia mrok” i „pokazuje prawdę”, ciekawe, ciekawe. Złączyła oba kawałki, ale gdy nic się nie stało, zaczęła kumulować moc w dłoniach. Światło szybko przeszło na klucz, który zacząć świecić mocno. Uśmiechając się szeroko, dostrzegła, że klucz pokazuje następną lokalizację fragmentu. Kot znowu prychnął, starając się zwrócić jej uwagę. Dziewczyna przewaliła oczami i podniosła się z podłogi. Rozglądnęła się po ich skromnym pokoiku, przeciągając się mocno. Na ich dwoje mieli tylko pojedyncze łóżko, małą szafę, szafkę przy łóżku z jakąś starą lampą. Naprzeciwko ich łóżka znajdowało się wejście do toalety, którą mieli w cenie. Farba gdzieniegdzie odpadała od ściany. Niedługo nawet na to nie będzie ich stać. Potrzebowali kryształów, w tempie natychmiastowym. Ubrała buty i chwyciła za plecak. Marsh spojrzał na nią, otwierając szeroko oczy.
- Czekaj, gdzie ty idziesz? – Chwycił ją za ubranie. – A co z kluczem?
- Najpierw musimy znaleźć sposób, żeby zarobić pieniądze. Potem wracamy do Fairy Tail, mogą nas potrzebować. Ra zaczeka.
- N-naprawdę?
- Serio, serio. Chodź, idziemy.
- Tak Mad!
               Wyszli razem z pokoju, zamykając go porządnie. Fragmenty na wszelki wypadek wzięli za sobą. Były zbyt cenne by zostawiać je w pokoju hotelowym. Ruszyli do jakiejś gospody, w której mogliby znaleźć jakieś zadanie na tablicy ogłoszeń. W Krokusie było to bardzo popularne, każdy mag mógł czuć się wolny, kto pierwszy ten lepszy. Za dość dobrą sumę mieli złapać bandytów, którzy grasowali w pobliskim lesie. Najczęściej ich ofiarami były dzieci, które bawiły się na ich terenie. Od razu udali się na miejsce, to nie mogło być trudne. Tylu opryszków załatwili od kiedy się tu znaleźli, kilku następnych nie zaszkodzi. Nieroby tacy jak oni, zwykle wybierali taki zawód. Szli jedną ze ścieżek, na której według ofiar wydarzyło się najwięcej napaści. Marsh rozglądał się po krzakach, czekając wręcz aż ktoś wyskoczy i rzuci się na nich. Mad kątem oka dostrzegła ruch między drzewami, więc przystanęła od razu.
- Zaczekaj.
- Oj Mad, dlaczego nie możemy ich znaleźć? – Burknął kot.
- Bo to oni znaleźli nas. – Brunetka uśmiechnęła się triumfalnie.
               Kilka sekund później w ich stronę poleciała salwa ognia. Mad zasłoniła siebie i swojego małego przyjaciela tarczą. „ Ale żałosne.”- pomyślała. Naprzeciwko nich stanęło dwoje dobrze zbudowanym mężczyzn, którzy przyglądali im się z wrednymi uśmieszkami na twarzach. Mieli na sobie brudne, podarte ciuchy, a na głowach zawiązane kolorowe bandany. Mad walnęła pięścią w dłoń, uśmiechając się szeroko:
- To chyba was szukam. Zaraz dostaniecie ostry wpierdol.
               Mężczyźni od razu ruszyli na nią, krzycząc wniebogłosy. Jeden z nich strzelił ogniem, ograniczając widoczność, aby jego kompan mógł się wbić w ziemię. Mad ruszyła z miejsca biegiem świetlnym i przeleciała przez płomienie, trafiając obcasem wprost w brzydki ryj jednego z mięśniaków, łamiąc mu przy tym szczękę. Nim jego towarzysz zdążył zareagować, dziewczyna wylądowała nisko na ziemi i zamachnęła się nogą by zwalić go do parteru. Mężczyzna krzyknął i z hukiem uderzył o podłoże. Brunetka podniosła się szybko, gdy tylko zauważyła, że jej w stronę zaczął lecieć ogromny głaz, którego wyrzucił młokos z połamaną szczęką.
- Promień świetlny! – Wyciągnęła rękę przed siebie, by jej magia rozwaliła kamień na kilkaset małych części i przeleciała dalej, trafiając w maga ziemi.
                Mężczyzna krzyknął przeraźliwie zanim tylko stracił przytomność. Mad od razu zablokowała ręką mocne uderzenie, które spadło na nią od drugiego przeciwnika. Rywal chwycił ją za nadgarstek i ogniem zaczął parzyć jej rękę. Dziewczyna syknęła i odbijając się od jego brzucha obcasem, soczyście przypierdoliła mu drugim butem w podbródek. Wyrywając się z jego uścisku, odskoczyła do tyłu na kilka kroków, patrząc jak wywala się nieprzytomny, jak jego kompan. Wyciągnęła dłonie ich strony i wypowiadając cicho: „Czarna Dziura”, by wciągnęła ich ciemność. Na ziemi pozostały tylko szklane kulki z ich twarzami. Pierwszy raz użyła tego zaklęcia, a tak dobrze podziałało. Książka, którą dostała od Maxa, nie jest całkiem taka bezużyteczna po znalezieniu pierwszego fragmentu klucza. Notatki, które zostały tam sporządzone zawierały wiele czarów, których użyteczność miała wypróbować. Szkoda tylko, że nie ma silnego przeciwnika, na którym mogłaby ich użyć.
- Widziałeś to Marsh? – Zachichotała pod nosem, podnosząc kulki z twarzami bandytów. – Fajne co? Bardzo przydat..-
- MAD! –Tygrys krzyknął przeraźliwie, starając się zwrócić jej uwagę.
               Brunetka odwróciła się w stronę swojego towarzysza. Zaczęła kląć pod nosem, gdy tylko zobaczyła, że mały kot jest trzymany z nożem przy gardle przez szalonego typa z restauracji. Szeroko oczy wpatrywały się w nią, a uśmiech od ucha do ucha nie schodził z jego twarzy. Oboje stali w  to ostrym świetle, które przedostało się przedostawało się przez gęsto porośnięte drzewa. Mad ruszyła w ich kierunku powoli, marszcząc brwi mocno. Zacisnęła pięści, czując jak narasta w niej gniew. Ochujał, jeżeli chce z nią zadzierać. Oboje stali w ostrym świetle, które przedostało się przedostawało się przez gęsto porośnięte drzewa.
- Nie ruszaj się, albo poderżnę mu gardło! – Przyłożył nóż bliżej.
- Albo cię pojebało, albo naprawdę jesteś takim debilem, że ze mną zaczynasz.
- M-Maaaad. – Zajęczał mały tygrys ze łzami w oczach.
- Czego od nas chcesz? – Zatrzymała się po chwili.
- Oddawaj klucze! Oddawaj je teraz! Kurwa tyle ich szukałem, a tu nagle pojawiasz się ty i z nimi sobie paradujesz! Oddawaj je, albo go zabiję!
- Hej, hej w porządku… Zostaw go w spokoju. To o mnie ci chodzi.
               Dziewczyna uniosła powoli ręce, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego robić. Dopiero po dłuższej chwili zaczęła ściągać plecak, stawiając go na ziemi przed sobą. Niech tylko go puści, a zajebie skurwysyna. Nagle słońce zostało przysłonięte chmurami, a dziwny człowiek wraz z Marshmallowem rozpłynęli się w powietrzu.
- Co jest do cholery? – Mad otworzyło szeroko oczy. – Marsh!
               Poczuła mocne kopnięcie w plecy i smak wilgotnej leśnej gleby. Mężczyzna przykuł ją do ziemi zaklęciem i otworzył jednym ruchem plecak. Zabrał obie części klucza i uśmiechając się do niej szeroko, pobiegł w stronę miasta. Dziewczyna klnąc cicho pod nosem zaczęła się szarpać, by wyswobodzić się spod zaklęcia. Ten dziwak też używał magii światła. A to cholera jedna. Po krótkiej chwili zaklęcie rozpłynęło się, a ona mogła normalnie wstać.
- Kurwa. Marshmallow!... Kurwa.
- Jesteeem Maaad! – Kot radośnie wynurzył się z krzaków, trzymając w łapkach jagody. – Patrz co mam!
- Gdzie ty do kurwy nędzy byłeś?!
- Eto… Wiedziałem, że nie będę ci potrzebny to poszedłem żarcia poszukać… A ty co taka… Zdenerwowana?... Coś.. Coś się stało?
- Gówno się stało. Nie wracamy do Magnolii, muszą poradzić sobie bez nas. Typek z restauracji zabrał klucz.
               Marsh opuścił jagody na ziemię, patrząc na nią z otwartymi ustami. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł zabrać jej klucze. Nie Mad!
- Jak ty to zrobiłaś?! – Jęknął zrezygnowany. – Ale jak mogłaś to zrobić?... Przecież.. Przecież… Jak my go teraz znajdziemy?
- Użył Złudzenia optycznego. – Dziewczyna założyła plecak, odgarniając włosy. – Wiem gdzie go znajdziemy. Odstawimy tych osiłków, żeby zdobyć nagrodę i ruszamy. To niedaleko.
***
               Do jeziora Błękitne Oko dotarli pod wieczór. Nazwę wzięło ono od krystalicznie czystej wody, która w bezchmurny dzień odbija sklepienie, przybierając barwę niebieską. Na jego środku królowała mała wysepka z wieżą zatopionej świątyni. To ona była ich celem. Marsh chwycił swoją przyjaciółkę i wzniósł się w powietrze, gdy Mad rozglądała się nerwowo za jakimś znakiem obecności złodzieja. Wylądowali na wyspie dopiero po kilku minutach. Wieża była porośnięta bluszczem, który nawet o tej porze kwitł w wielu miejscach. W jej wnętrzu znajdowały się schody prowadzące w dół, wprost w objęcia ciemności. Aktywując „Lumos” zaczęła schodzić , patrząc na hieroglify na ścianach, mieniące się w jej świetle. Marsh uczepił się jej plecaka, lecąc za nią. Zastanawiał się, co mogą oznaczać te malunki, jaką historię opowiadają.
- Rozumiesz coś z tego? – Spytał po chwili.
- Niektóre. – Dziewczyna przesunęła palcami po ścianie, uśmiechając się smutno. Zastanawiała się, dlaczego takie perełki zostały zapomniane. - Tutaj wszystko jest dobrze zachowane w przeciwieństwie do mojego świata. Tam, były to jedynie ruiny, pozostałe po dawnej cywilizacji w dolinie Nilu. Może kiedyś zdołam odszyfrować te hieroglify. Ciekawi mnie ich historia.
- Mówisz jak historyk, Mad.
- Chciałabym.
               Dopiero gdy zbliżali się do celu zauważyli, że jedyny korytarz jest oświetlony przez pochodnie. Rozglądając się na boki ruszyli przed siebie, szukając czegoś podejrzanego. Zbliżali się do ogromnych wrót, które prowadziły do wielkiej sali na planie kwadratu. Tak samo jak w poprzednich świątyniach, w jej centralnej części stał ołtarz, na którym królował kawałek klucza. Tym razem przed nim stał złodziej, wyciągający rękę w stronę zdobyczy. Mad zacisnęła pięści i zrobiła krok do przodu.
- Te, szajbusie! - Warknęła w jego stronę. Była tak zła, że mogłaby go w jednej chwili rozpieprzyć. Zdjęła plecak i podała go tygrysowi. – Masz coś mojego.
- Nie sądziłem, że zdołacie tu dotrzeć. – Mężczyzna obrócił się w jej stronę. W jednej ręce trzymał połączone części klucza. Na sobie miał to samo ubranie co w restauracji. Czy ten człowiek w ogóle się mył? – Myślałem, że więcej się nie zobaczymy.
- Przestań pieprzyć. Jakim cudem dowiedziałeś się, że mamy klucz?
- Twój głupi kot otworzył plecak w pizzerii by wziąć portfel, zdążyłem zauważyć co tam macie.
               Mad spojrzała na kota, mrużąc oczy. Ten uśmiechnął się niepewnie w odpowiedzi. Co za nieostrożny sierściuch. Chciała wrócić wzrokiem na rywala, gdy poczuła mocne uderzenie w brzuch, a następnie uderzyła mocno o ścianę.
- Mad! – Krzyknął przerażony kot, mocno ściskając plecak.
 - Kurwa. – Ze wściekłością spojrzała na przeciwnika i odsunęła się od ściany. O nie, tak nie będzie.  Strzeliła piąstkami i rozciągnęła je, szykując się do ataku. – Doigrałeś się.
- Jestem otwarty.
               Z użyciem Biegu Świetlnego i ruszając na obdartusa, skumulowała energię w prawej pięści, a następnie z całej siły walnęła go w splot słoneczny. Z krzykiem odleciał parę metrów, by następnie zatrzymać się za pomocą bariery.
- Wiązka Światła! – krzyknęła, wyciągając przed siebie ręce. Strumień wystrzelił z jej rak, trafiając w tarczę wroga. Klnąc pod nosem uniosła ręce w stronę sklepienia. – Deszcz Światła!
               Nad mężczyzną pojawił się krąg magiczny, z którego zaczęły spadać pociski, dopadają go i raniąc. Krzyknął przeraźliwie, ruszając w jej stronę biegiem. Kumulując światło w pięściach starał się ją trafić, jednakże uchylała się równie szybko. Mogła dostrzec jego niedopracowane ruchy, dzięki czemu mogła pozwolić sobie na kontratak. Z całej siły kopnęła go w bok, by obrócić się i przywalić mu łokciem w twarz, jednak on chwycił ją za ramię i pociągnął, wywalając na ziemię. Mad warknęła głośno i kopnęła go obcasem w krocze. Napastnik zawył i odsunął się, trzymając mocno za obolałe miejsce. Mad stanęła na równe nogi i nie czekając na odpowiedź, chwyciła go za tłuste włosy i kumulując magię w kolanie, kopnęła go mocno w twarz. Mężczyzna zawył i odepchnął ją, starając się utrzymać na nogach. Brunetka ponownie wyciągnęła przed siebie rękę:
- Wiązka Światła!
               Zaklęcie od razu trafiło przeciwnika, powalając go nieprzytomnego na ziemię. Dziewczyna podeszła do niego spokojnie, upewniając się, że nie jest świadomy. Kucnęła i  zerwała sakwę przyczepioną do jego paska. To w niej znajdowały się klucze. Uśmiechając się triumfalnie, odsunęła się na pewną odległość i zamknęła go w Czarnej Dziurze, jak wcześniej bandytów, za których dostała nagrodę. Obróciła się i rozejrzała po sali, uśmiechając się przelotnie do swojego towarzysza. Podeszła do ołtarza i szybkim ruchem zabrała fragment klucza. Zamarła na chwilę, gdy komnata zaczęła drżeć. Kamienne płyty, które stanowiły podłogę, zaczęły się rozpadać i jedna po drugiej spadać w przepaść. Mad ze zdumieniem spojrzała na swojego przyjaciela, który w mgnieniu oka ruszył jej na pomoc. Chwyciła się go w ostatniej chwili, gdy płyta, na której stała sama zaczynała spadać. Odetchnęła ciężko, patrząc na ciemną otchłań.
- Marsh, migiem.
- Jak sobie życzysz, Mad!
               Mały Exceed ruszył w stronę wyjścia, z każdą sekundą przyspieszając. Mad otworzyła zębami sakwę, do której schowała fragment i kulkę z przeciwnikiem. Tutaj mogą być bezpieczni. Tuż za nimi kamienie zaczęły zawalać drogę, przez co kot jeszcze bardziej musiał starać się, by wyszli z tego cało. Zaczął lecieć kamiennymi schodami w górę, widząc blask księżyca. Kilka sekund później wypadli na powierzchnię i runęli na ziemię, czując zapach nocnego powietrza. Gdy dotarli tutaj, dopiero zaczynał zapadać zmierzch, ale teraz było zdrowo po północy. Mad podniosła się na rękach i z ciężkim oddechem spojrzała na swojego kociego towarzysza, który leżał na plecach i ciężko dysząc, wpatrywał się w niebo pełne gwiazd.
- Udało nam się. – uśmiechnął się, obnażając kły.

- Tak. Udało. – Mad opadła na plecy obok niego, starając się wyrównać oddech. Mogłaby spędzić tutaj resztę nocy. 

***
Poniedziałkowy rozdział z przygodami Mad serdecznie was wita. Miałam chwilowy brak weny, co doprowadziło do tego, że nie było rozdziału tydzień temu. :C Ale w końcu udało mi się skończyć, więc możecie radować swoje oczy :D 
Pozdrawiam was ciepło i życzę miłego dnia :3 

2 komentarze:

  1. Ja bym Marsha chyba zabiła za te sytuacje z jagodami xD"
    Kurwa kotu jagódek się zachciało podczas walki chyba nawet Happy taki nie jest by zrobić to Natsu.. xD

    Rozdział bardzo fajny i widzę wena wróciła!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wiedziałem, że nie będę ci potrzebny to poszedłem żarcia poszukać" Marsh inaczej rozumuje XD

      Tak, wena musiała wrócić! :D

      Usuń