- Nancy, wstawaj! –
Poczułam mocne kopnięcie w piszczel, aż zawyłam z bólu podnosząc się do siadu.
- Posrało cię Celia?! – Warknęłam, łapiąc się za łydkę. Ją
od jakiegoś czasu posrało. Spojrzałam zaspana na swoją przyjaciółkę, otwierając
oczy szeroko po chwili. Przede mną zamiast kotki stała dziewczynka, mająca
około 150 centymetrów. Długie srebrzyste włosy ozdobione czarnymi pasemkami
opadały na plecy. Uszy poruszały się co jakiś czas, a ogon kręcił się nerwowo. Patrząc
na mnie zielonymi kocimi oczami podpierała się rękoma o biodra. Malutkie piersi
unosiły się przy oddechu. Miała na sobie swoje powiększone ubranie, czyli fioletową
bluzkę i czarną spódnicę.
- Co ty zrobiłaś?!
Podniosłam
się, patrząc na nieco niższą ode mnie towarzyszkę. Obeszłam ją kilka razy,
starając się zrozumieć JAK.
- Umiesz robić przemianę jak Lily?!
- No jak widać. – Uniosła ręce, szczerząc zęby w uśmiechu. –
Tylko jestem bardziej człowiecza. Świetnie co? Jak spałaś, to ja sobie
ćwiczyłam.
- Ile mnie nie było?
- Może ze dwa dni?
- Dwa dni?!
Jakim
cudem tak długo spałam. Dlaczego? Wróciłam wspomnieniami do wydarzenia, które
spowodowało moje wycieńczenie. No tak. Nikodem. Wypowiadając to imię w myślach, nie czułam już
bólu, w ogóle nie czułam nic. Byłam wolna. Odetchnęłam głęboko, rozmasowując
lewą ręką kark. Nadal była czarna. Wydawało mi się, że trochę się rozniosło
znowu. Czas nas gonił, powinnyśmy się pospieszyć, jeżeli chcemy pomóc Fairy
Tail. Rozglądnęłam się po naszej grocie, która co raz bardziej zaczęła
przypominać dom. Posłania zrobiłyśmy z większych liści i pnączy, jedzenie
przechowywałyśmy na końcu, by było zimniejsze. W sumie mogłabym tak żyć.
Przyzwyczaiłam się. No może nie do robali i pająków.
- Nancy. – Celia położyła rękę na moim ramieniu. – Wiesz, że
jesteś gotowa?
- Huh? – Uniosłam brwi zaskoczona. Czy ona mówiła o
Razarothcie? Zamugałam kilka razy. - Jak to?
- Widziałam jak go pokonałaś. Jesteś gotowa by to zrobić?
- Jesteś pewna?
- Absolutnie. – Zdjęła dłoń i zacisnęła ją w pięść. Pewnie
dobrze jej teraz było z rękoma.
Jej
zaciekłe spojrzenie dodało mi otuchy. Siły zbierały się we mnie. Czułam, że
mogę to zrobić. Kiwnęłam głową, marszcząc brwi w uśmiechu. Celia wyciągnęła w
moją stronę pięść, a ja od razu przybiłam jej żółwika. Postanowione, po
południu lecimy w góry. Teraz będzie jeszcze trening.
***
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? – Spytała Celia, wznosząc się
ze mną do góry. Przywiązała się do naszego tymczasowego domu.
- Jasne, że tak. – Odpowiedziałam szybko. – Będziesz potem
musiała mi kupić ubranie. Przecież nie wrócimy w takich ubraniach.
- Masz rację.
Przed
nami rozpościerały się góry, które były naszym celem. A raczej jedna z grot. To
nie było trudne, wystarczyło obserwować szlaki. Dawno nie byłam poza lasem, a
co dopiero w mieście. Celia za bardzo martwiła się, że mogę coś zrobić, nie
mając władzy nad demonem. I słusznie. Było zdrowo po południu, słońce grzało
nas okropnie. Gdybym mogła, roztopiłabym się od razu. Śledziłam wzrokiem
ścieżkę, która prowadziła między wzniesieniami. W pewnej chwili zauważyłam, że
zaczyna iść wokół jednego ze szczytów i znika w pewnym momencie. Jego
wierzchołek wyglądał jakby był ścięty, wpuszczając światło do wnętrza.
- Tam! – wskazałam szybko. Odczepiłam się od niej i
zleciałam na wodnej fali. Zaklęcia szły co raz lepiej i powoli nie musiałam się
zbytnio wysilać by je tworzyć. Wylądowałam przed wielkim wejściem. Na pewno
zostało wybudowane przez człowieka. Czytałam o tych terenach, słynie on ze
starożytnych grot. Przyjaciółka wylądowała obok mnie, zmieniając postać.
Uważnie przyjrzała się wejściu. Bez słowa ruszyłyśmy obok siebie. Najpierw
musiałyśmy sprawdzić, czy będzie na tyle miejsca. Poczułam ucisk w piersi,
znowu czegoś chciał. „ Co ty planujesz, mała suko? – Warknął wewnątrz mnie
Razaroth. – „ I tak ci się nie uda”. Zignorowałam go. Zaczął rzucać bluzgami,
lecz starałam się nie zwracać n niego uwagi i nie dawać satysfakcji. Weszłyśmy
w czerń.
- Nie daj się. – Mruknęła Celia, krzyżując ręce na
piersiach. – Zaraz będziemy na miejscu.
Wygląda jak świątynia w górze.
Znalazłyśmy
się w ogromnej grocie, do której światło wpadało słońce. W powietrzu unosił się
kurz, widoczny w świetle słonecznym. Rozglądnęłam się, starając się ogarnąć
wzrokiem całe pomieszczenie. Wydrążone zostało na planie koła, więc nie było
rogów. Stanęłam na środku i odwróciłam się w stronę przyjaciółki, kiwając
głową.
- Zostaw mnie teraz.
- Jesteś tego pewna? – Uniosła brwi zatroskana. Wiem, że nie chciała mnie opuszczać, ale ja
muszę zrobić to sama.
- Jak nigdy. Ty pilnuj… By w razie, gdyby mi nie poszło,
żebym się stąd nie wydostała…
- Nancy! Przestań pieprzyć!
- Mówię poważnie.
Zacisnęłam
pięści. Taką opcję tez musiałam brać pod uwagę. Wolałam być przygotowana na
wszystko. Celi westchnęła ciężko i wbiła wzrok w posadzkę, zastanawiając się
przez chwilę. Uszy lekko opadły, a ogon poruszał się, ukazując jej
zdenerwowanie. Wyraźnie ją wkurzyłam. Spojrzała na mnie, marszcząc mocno brwi.
- Dobrze. – Powiedziała po chwili ciszy. – Ale nie myśl
sobie przez to, że możesz sobie odpuścić.
- Nie ma sprawy! Dam z siebie wszystko.
Odwróciła
się i ruszyła powrotem. Byłam jej
wdzięczna za to, że jeszcze we mnie wierzyła. Gdy tylko zniknęła w ciemności,
usiadłam na zimnej, zakurzonej posadzce, odganiając wszelkie robactwo.
- Teraz będziesz mógł się wykazać. – Powiedziałam do niego,
zamykając przy tym oczy. Zobaczyłam go na ciemnej arenie. Cień, który spędza mi
sen z powiek. Wyszczerzył kły i bez zastanowienia ruszył w moją stronę.
Skupiłam się i szybkim ruchem zablokowałam uderzenie czarną ręką, drugą
zaczęłam wchłaniać jego moc do Zabójcy Demonów. W tym samym momencie musiałam
go przenieść do wodnego klona, który powstawał na zewnątrz. Nie mogłam walczyć
w umyśle.
- Rzut Wodnego Zabójcy Demonów! – Chwyciłam Razarotha i
rzuciłam go w stronę klona, który powstał na arenie. Wsiąknął w niego, a ja na
zewnątrz w tym samym momencie odczepiłam się od klona i otworzyłam oczy.
Siedziałam przed postacią, która w małym stopniu przypominała mnie. Odskoczyłam
szybko, patrząc na obrzydliwą kreaturę. Czerwone ślepia wpatrywały się we mnie,
a uśmiech ukazywał ostre jak brzytwa zęby. Ręce przeistoczyły się w szpony.
Razaroth powstał, wyczuwałam w powietrzu jak bardzo był na mnie wkurwiony. W
tej postaci nie mógł w pełni korzystać ze swoich mocy i klątw.
- Ty! – Wrzasnął tak głośno, że aż ziemia pod stopami mi się
zatrzęsła. – TY PIERDOLONA SUKO!
- Co? Niedobrze ci w nowym ciele?! – Skumulowałam
przekształconą moc od niego i odbiłam się od ziemi w jego kierunku. – To masz
ty szmato! Pięść Wodnego Zabójcy Demonów!
Uderzenie
spowodowało, że demon wbił się w ziemię z hukiem, powodując rozlecenie się
posadzki na kawałki. Uśmiechnęłam się,
patrząc prosto w jego ślepia. Już nie będzie mnie więcej męczyć. Mimo to szybko
odzyskałam poważną minę, gdy wir wody odrzucił mnie na jedną ze ścian.
Wrzasnęłam, gdy tylko uderzyłam plecami o twardą skałę. Cholera jasna, muszę
być ostrożniejsza. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i przywalił w brzuch z
taką siłą, że skuliłam się, wypluwając tony śliny. Nie mogłam się dać, znowu
chwyciłam go za rękę i przy pomocy
Zabójcy Demonów uderzyłam nim o ścianę obok siebie.
- Nie jest ci już tak do śmiechu! – Warknęłam, gdy tylko się
odsunął. – Kopnięcie Wodnego Zabójcy Demonów!
Przy
pomocy wody pod dużym ciśnieniem przyłożyłam klonowi w szczękę. Dysząc już
ciężko ze zmęczenia, złapałam się za brzuch, patrząc jak wbija się w sufit. Ale
zamiast spaść, przyczepił się do niego i wyjąwszy głowę, okręcił ją o 180
stopni. Cofnęłam się przerażona, czując, że zbiera się we mnie na wymioty. Co
za pierdolona poczwara, była gorsza niż moje koszmary, nie sądziłam, że
kiedykolwiek zdołam coś takiego zobaczyć. Przyczepiony szponami zaczął iść
szybko w moją stronę i rzucił się, gotowy wbić w mojego ciało ostre pazury.
Uchyliłam się w ostatnim momencie, zdołała jedynie przeciąć moje ubranie i
skórę na plecach. Zawyłam, wyczuwając wypływającą ciecz z mojego ciała. Jak tak
dalej pójdzie to niedługo będzie się ze mnie lać, jak ze świni. Obróciłam się
przodem do przeciwnika, ale z przerażeniem stwierdziłam, że zdążył zniknąć.
Poczułam mocne kopnięcie w plecy, omal nie upadłam kilka metrów dalej.
Spojrzałam w stronę Razarotha, który świetnie czuł się w moim ciele. Teraz
nawet nie miał zamiaru ze mną rozmawiać, pewnie według niego nie zasługiwałam
na to. Pragnął tylko mojego ciała i tego by mnie zniszczyć. Nie mogłam uciec.
Nie teraz. Wysunęłam rękę przed siebie i skumulowałam moc.
- Wodny Wir Zabójcy Demonów. – Potężna fala odrzuciła mnie
do tyłu, gdy wystrzeliła z mojej ręki. Nie widziałam go, ale słyszałam jego jęki
bólu. Zatrzymałam się dopiero na ścianie, wstrzymując oddech na moment. Woda
opadła, a ja mogłam zobaczyć wijącego się klona.
- Miecz Wodnego Zabójcy Demonów. – Oręż pojawił się w mojej
dłoni, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Wszystko szło tak gładko. Powolnym
krokiem ruszyłam w jego stronę, obserwując jak podnosi się na równe nogi. Bez
zawahania ruszyliśmy na siebie, on ze szponami, ja z mieczem. Pojechałam na
wodzie dołem, uchylając się przed atakiem, a zarazem odcinając mu dłoń. Zawył
ponownie tak głośno, aż moje bębenki to poczuły. Nim się spostrzegłam był już
przy mnie, pozostałą ręką rozcinając mój policzek. Krzyknęłam, łapiąc się z
krwawiącą ranę i wbiłam miecz w jego ramię, powalając go tym samym na
ziemię. Stworzyłam drugi miecz, którym
przygwoździłam jego odcięte ramię.
- Przestań ty głupia suko! – Warknął w końcu. – Jeżeli mnie
zbijesz stracisz całą moją moc!! Dam ci wszystko, czego potrzebujesz! Siłę,
sławę!
- Nie potrzebuję od ciebie takich obiecanek . – Zmarszczyłam
brwi gniewnie. Nie miał nawet honoru, by to zakończyć. Ale czego można było się
spodziewać po tych plugawych demonach. Gdy tylko byli na skraju upadku, łapali
się czego tylko mogli. Prychnęłam, odganiając w myślach poprzednią walkę z
Nikodemem. Beznadziejne ścierwa. Przytknęłam jego głowę obcasem, dociskając ją
do ziemi. Trzeba było zacząć.
- Niemiło się z tobą pracowało.
- Przestań, przestań! Zastanów się ty mała kurwo!
Schyliłam
się i skupiając moc Zabójcy Demonów w zakażonym ramieniu, przytknęłam dłoń do
czarnej głowy mojego klona. Poczułam, że wchłaniam jego moc, zaczął wrzeszczeć
na całą grotę, powodując, że lżej usadowione kamienie zaczęły spadać z sufitu.
Czarna maź zaczęła cofać się na moim klonie od stóp w górę, a ja bez
jakiegokolwiek wahania patrzyłam się w czerwone ślepia mojego największego
koszmaru. Gdy tylko powłoka opuszczała twarz klona, jego głos zniekształcił
się, aż w końcu umilkł, pozostawiając drugą mnie, pod obcasem. Obserwowałam jak
maź cofa się z mojej dłoni i przedramienia, naznaczając na ramieniu i szyi
dziwne kształty i kółka. Pewnie oznaczały zapieczętowanie jego mocy we mnie.
Odetchnęłam głęboko i odwołując klona, opadłam na kolana, dysząc ciężko. Byłam
wolna. W końcu byłam wolna.
***
Celia
stała w swojej kociej postaci przed wejściem. Nastała bezchmurna noc, gwiazdy
lśniły na niebie niczym światła Magnolii. Czuła, że walka się skończyła,
wszystkie wstrząsy, które wywołali, ustały. Uśmiechnięta miała już wejść do
środka, gdy góra zatrzęsła się, wywalając ją na ziemię, a ze szczytu
wystrzeliła ogromna, biała budowla, która najpewniej zawaliła komnatę i
przejście. Kotka otworzyła szerzej oczy i przechodząc na kolana, otworzyła
szeroko usta. Poczuła, jak do jej oczu napływają łzy, które spływają po
futrzastych policzkach. Przecież tam jest jeszcze jej przyjaciółka…
- NANCY! – Krzyknęła na całe gardło, zaciskając małe piąstki
z przerażenia. Nie, to nie może być prawda…. – NANCY!!!!
***
Rany, rany, bardzo was przepraszam, ale z powodu szkoły nie mam czasu na pisanie rozdziałów ;w; Dopiero jak się ogarnę, wszystko wróci do normy. Na tę chwilę rozdziały będą dodawane co dwa tygodnie lub trzy, w zależności od tego ile będę miała czasu. Bardzo was przepraszam i życzę miłego rozdziału! :D
~Nancy
Zajebiste XD chcę więcej o Nancy! Boże piękna magia. .Zabójca Demonów rządzi XD
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! :D Zabójca Demonów to najbardziej kozacka magia +-+ I teraz bardzo się przyda :D
OdpowiedzUsuń